Trzasnęłam drzwiami, kurewsko mocno je za sobą popychając. Zerknęłam żałośnie na Rose'a.
-
 Co ty odpierdalasz?! – nic innego nie przychodziło mi na myśl. Stał na 
środku salonu z gitarą, zawieszoną na pasku, spokojnie spoczywającym na 
jego ramieniu i statywem z mikrofonem przed sobą. Podłączył instrument 
do małego piecyka. Położył na nim topornie jedną nogę, która odziana 
była w brązowego, wysokiego buta. Tak, to były TE kowbojki z łańcuchami.
 Miało się wrażenie, że na tym malutkim wzmacniaczu spoczywa cały ciężar
 ciała Axla. On przecież nie robi za gitarzystę. Co jest grane? Nie 
wiem. Stoję przed nim i zaskoczona wpatruję się w niego. Najzwyczajniej w
 świecie, gapię się na Axla Rose’a. Próba w domu? Mało prawdopodobne, po
 za tym chłopaków chyba nie ma, bo coś cicho tutaj. Nadal miotała mną 
myśl o zachowaniu Williama. Karygodnym zachowaniu, rzecz jasna. Miałam 
wyrzuty sumienia. Ojca już całkiem wyrzuciłam z mojej głowy, nie 
obchodził mnie już tak bardzo. Nie widzę go- nie ma problemu. Przyjechał
 tutaj, po co? Jego problem, zmartwienie. Ja mam go centralnie, głęboko w
 dupie. Ale Axl to coś innego. 
Dlaczego
 tak się do mnie odzywa? Zrobiłam mu coś? Jakoś nie wydaję mi się, abym w
 całej tej sytuacji czymś zawiniła. Może jedynie odtrąceniem go… Jednak 
po chwili znów czuję tą zawiść. Nie mogę się tak dawać! Nie jestem 
szmatą, on o tym wie, ja, Nasi znajomi. Wszyscy wiedzą, że nie jestem 
jebaną szmatą. Tak czy siak, niestety tak się czuję. Jak brudna dziwka 
szukająca fiuta na ulicy. Czy William- ten mój kochany, słodki, czuły, 
namiętny- zniszczył we mnie dumę i honor? Czy do sedna zdeptał 
kiełkująca nadzieję, na to, iż będę w stanie mu wybaczyć?! Oczekiwałam 
miłości, kiedy go poznałam, zdawał się inny. Fakt, wiedziałam, że jest 
„niegrzecznym” chłopcem grającym ostrą muzykę i pijącym nałogowo Jacka 
Danielsa. To mi przecież zupełnie nie przeszkadzało, sama to lubiłam. 
Lecz takie zachowania, jakie prezentował wczorajszej nocy Rose, mnie się
 nie podobały. I szczerze, to nie miałam zamiaru ich znosić!
Postanowiłam
 dłużej nad tym nie myśleć, bo to do niczego nie prowadziło. Rozsiadłam 
się na kanapie, ściskając kurczowo w kieszeniach mojej ramoneski 
woreczki z drogocenną zawartością. Nachyliwszy się do stolika przede 
mną, nasypałam na niego nieco białego proszku. Kawałkiem tektury 
zrobiłam tzw. Kreskę, zwinęłam banknot w rulon, zatkałam palcem jedną 
dziurkę w nosie, a drugą przystawiłam do zielonego ruloniku.
Za
 chwilę było po wszystkim. Axl spoglądał na mnie zaskoczony, ale nie 
zabierał głosu. I jego szczęście, bo zapewne straciłabym nad sobą 
kontrolę. Otarłam nos o skrawek dłoni i zaciągnęłam się powietrzem, w 
celu „przewietrzenia” narządu węchu. Wzrok utkwiłam gdzieś w ścianie 
naprzeciwko. Malował się na niej Paul Stanley ochoczo śpiewając „ I… 
wanna Rock N’ Roll all night! And party everyday!”. Uśmiechnęłam się do 
wyimaginowanego gwiazdora, kiedy to usłyszałam jak przez mgłę, delikatne
 pociągnięcie za strunę gitary.  
„ I said baby you been looking real good, you know that I remember when we met!
It's funny how I never felt so good. It's a feeling that I know I know I'll never forget!
Oooh it was the best time I can remember.
Oooh and the love we shared, Lovin' that'll last forever"
 zaśpiewał tak lekko i dość szybko, nie odrywając ode mnie wzroku. Sama 
nie byłam lepsza. Wlepiłam moje ślepia w jego usta. Wyglądały śmiesznie i
 uroczo, kiedy śpiewał. W ogóle mimika podczas śpiewu Willa była na 
prawdę bogata i zabawna. 
Przerwał na moment, aby po chwili nadal śpiewać akompaniując sobie przy tym gitarą Stradlina.
" There wasn't much in this heart of mine, but there's a little left and babe you found it.
It's funny how I never felt so high!
It's a feeling that I know I know I'll never forget!
Oooh, it was the best time I can remember, Oooh and the love we shared, lovin' that'll last forever! "
Chwila
 przerwy i refren. Przeszły mnie ciary, usłyszawszy piękny głos Axla, 
który to co chwilę wskazywał na mnie palcem śpiewając:
" I think about you, honey you're the time my heart says 'yes'!
I think about you, Deep inside I love you best!
I think about you, you know you're the one I want!
I think about you, 
Darling you're the only one, I think about you...
Yeah! Hahaha! " zaśmiał się skrzeczącym głosem, na co i ja wybuchłam śmiechem. 
" I think about you, you know that I do.
I think about you, All alone only you
I think about you, ooh its true
I think about you,Yes I do...
I think about you, All alone only you
I think about you,
Oooh its true!
I think about you
Yes I do... " zapewniał akcentując dokładnie każde "you".
" Somethin' changed in this heart of mine, and I'm so glad that you showed me. Honey now you're my best friend,
I want to stay together 'til the very end!
Oooh, it was the best time I can remember,
Oooh and the love we shared,
Lovin' that'll last forever.
I think about you, Honey you're the time my heart says 'yes'!
I think about you, deep inside i love You best!
I think about you, You know you're the one I want!
I think about you, Darling you're the only one! "
-
 Myślę o Tobie, tylko o Tobie- powiedział nadal się we mnie wpatrując. 
Trochę zaczynało mi to już ciążyć, zawstydziłam się. To była prawdziwa, 
piękna chwila refleksji. Czy to było wyznanie miłości? Zaczęłam 
główkować, chociaż słowa mówiły same za siebie. Jednak dopuszczenie do 
siebie tej myśli było zbyt trudne. Nie po tym wszystkim, choć spodobało 
mi się. Samo jego poświęcenie, chęć, wykonanie dawało mi powód do 
radości, ale trudność w przezwyciężeniu tego wszystkiego była większa 
niż cokolwiek. Patrzył mi się głęboko w oczy, aż tak, że poczułam palący
 się policzek. Zarumieniłam się, po prostu. Aby odciągnął od tego jego 
uwagę uśmiechnęłam się lekko i przygryzłam dolną wargę.
-
 Kocham Cię, czy ty to rozumiesz? - głos mu się łamał, a w jego oczach 
pojawiły się łzy. Po części chciałam, żeby chociażby przez moment poczuł
 się jak ja. Dlatego milczałam.
-
 Dla kogo ten kawałek? - zapytałam jakby nigdy nic, bo tak na prawdę 
miałam straszną pustkę w głowie. Po kilku sekundach zorientowałam się, 
że palnęłam nieziemską głupotę. Przypomniałam sobie tekst, był 
przepełniony zaręczeniami,  przecież to było wyznanie miłości. Uderzyłam
 się z otwartej dłoni w czoło - wybacz.
-
 Jak widać czasami zwykłe słowa mieszają w głowie - zaśmiał się, 
zupełnie nie przypominając już tego smutnego Axla, który chwilę 
wcześniej stał przede mną - to jest kawałek o Nas. Dla Ciebie, dla mnie.
 Dla naszej miłości, tak?
-
 A czy ty drogi Williamie rozumiesz, że mnie zraniłeś?! - wstałam żywo 
gestykulując. Tak, byłam zła i chciałam to z siebie wyrzucić, jak 
najprędzej- Nie, bo przecież ty jesteś kurwa święty! Najpierw mnie 
skrzywdzisz, a następnie Magda ma Ci się, od tak, rzucić na szyję!
-
 Ja wiem. Ja na prawdę zrozumiałem przez tą noc, że powinienem Cię 
wspierać. Ale szczerze? - spojrzał na mnie wyczekująco, na co kiwnęłam 
głową - boję się z Tobą dźwigać ten ciężar. Nie znam Twojej przeszłości,
 nic nie wiem na ten temat. Gdy go zobaczyłem, w sensie Twojego ojca, 
pomyślałem: yhm, Michelle nigdy nic nie wspominała mi na jego temat, ale
 przecież ojca ma, więc ok. Koleś przyjechał spotkać się z córką, spoko.
 Powiedz mi, skąd niby miałem wiedzieć, że dobrze z nim nie żyjesz?! Ja 
nic o Tobie nie wiem!
-
 Może to i nawet lepiej - wzruszyłam lekceważąco ramionami i wtuliłam 
się w miękkie, duże poduszki kanapy, ściągając przy tym ramoneskę i 
kowbojki.
- Nie - stanął nade mną i bacznie mi się przyglądał - chcę wiedzieć o Tobie wszystko.
-
 Jest Ci to, AŻ tak bardzo potrzebne do życia? Inaczej jebniesz trupem, 
tak? Nie martw się, za niedługo zniknę z powierzchni Ziemi. Nie będzie 
mnie tutaj, u matki, u nikogo. Zatem szanowny panie Rose, nie ma o czym 
gadać.
Axl
 usiadł obok mnie, ściągnąwszy z siebie wcześniej gitarę i ostrożnie 
odstawiając ją na bok. Chwycił jedną dłonią moją twarz i spoglądnął mi 
prosto w oczu. Ponownie.
- Gadaj!
-
 Spierdalaj! - odepchnęłam go i rzuciłam moje spierdalaj, które było dla
 mnie czymś w rodzaju: cześć. Niespodziewanie Axl natychmiast wpił się 
zachłannie w moje wargi, co było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Była 
niemalże pewna, że zaraz wyłapię w moją niewyparzoną mordę, a tu coś 
takiego. Mimo to, nie chciałam tego. Po prostu nie chciałam, nie teraz, 
nie z nim. Po nieudanych próbach odepchnięcia i odciągnięcia go od 
siebie poddałam się i żarliwie oddawałam każdy pocałunek, każde 
muśnięcie mych ust. Po kilku minutach tej "udręki"... spodobało mi się. 
Był to pewien rodzaj sadystyki, ale z namiętnością. Namiętnością, która 
biła od rozpalonego i podnieconego Axla. Jemu też spodobała się ta 
brutalność, władza. Czasem musieliśmy złapać oddech, wtedy Rose wcale 
nie udawał, że się nie cieszy. Śmiał się jak szalony, jak wygrany. Bo...
 wygrał. Teraz kierowała mną jedynie żądza brutalności seksualnej, 
wiążącej się z owym uczuciem, którym darzę pana na przeciw mnie. 
Chciałam go, pragnęłam. Ku mojemu zdziwieniu nagle odepchnął mnie od 
siebie, choć łatwo nie było. Spojrzałam na niego pytająco. Ten uniósł 
palec do góry, zaciągnął się powietrzem i wstał.
- Chwila moment.
Pobiegł
 do kuchni. Rozglądam się po salonie. Co ja kurwa robię?! Więcej nie 
biorę, bo źle na mnie działa. Serio, kokaina z rana to niezbyt dobry 
pomysł. Jestem pojebana, ale Go kocham, no cóż poradzić. Wbijam sobie 
paznokcie w kolano, sprawia mi to przyjemność. Lubię to uczucie, serio. 
Brutalność z umorem. Oczywiście, nie odmawiam sobie tego również przy 
seksie. Mam zamiar... Nagle z kuchni wychodzi Axl. Jego twarz zasłania 
ogromny bukiet czerwonych róż, które trzyma w ręce. Podchodzi do mnie i 
wręcza mi je, uśmiechając się przy tym łobuzersko. 
- Dużo kwiatów dla mojej, dużej, niegrzecznej, przepięknej, kochanej dziewczynki.
-
 Ale ty masz najebane, chłopczyku! - śmieję się przyjmując bukiet. 
Jednak szybko odkładam je na bok i przyciągam pośpiesznie Willa do 
siebie. Łączymy się w gorącym, zmysłowym i ponętnym pocałunku, powoli 
tracąc ubrania z naszych rozgorzałych ciał. Zawieszam nogi wokół jego 
talii, palce wplątuję w rude, niesforne, lekko natapirowane włosy. 
Obijamy się o ściany salonu, ale zupełnie Nam to nie przeszkadza. Teraz 
tylko ja i on. My, sami, zakochani. Wbijam lekko paznokcie w jego plecy,
 gdy on pieści, całuje i gryzie moją szyję. Odchylam głowę do tyłu 
oddając się tej przyjemności przejeżdżając dłonią po jego tułowiu. Każdy
 gwałtowny ruch podwyższa mój temperament i pożądanie. Zerkałam w dół, 
tak. Oboje jesteśmy nago, nawet nie zauważyłam kiedy straciłam bieliznę.
 Let's do it! Przeciągam Axla na sofę ciągnąc go za sobą, będzie 
wygodniej. Prócz naszych wzdychań i momentalnych jęków słychać jedynie 
odgłosy tłukących się o siebie bransoletek Rose'a oraz muzykę Motley 
Crue. Cały album Shout at the Devil, akurat genialny kawałek "Too Young 
to fall in love" chociaż nie na temat, znacznie ubarwia nastrój i 
atmosferę. 
- To co, seks na zgodę? - Axl obdarowując pocałunkami moje ciało, na wskroś przejeżdża po nim delikatnie wierzchem dłoni.
-
 Nie pierdol, tylko zabieraj się do roboty - mruczę popijając otwartego 
Jacka Danielsa w butelce, który spokojnie spoczywał na stole - to znaczy
 pierdol - śmieję się. Wychylam się lekko, aby odłożyć trunek na 
miejsce. Wtedy czuję go w sobie. Jest we mnie, znów. Kocham to uczucie, 
nic nie jest mu równe. William szczerzy się w uśmiechu, a ja rozkładam 
nogi jeszcze szerzej. Kiedy Rose przyśpiesza tempem, uginam się głęboko 
wzdychając, a może i nawet jęcząc...
- o mój kochany Boże - jestem wykończona. Popijam alkohol oddychając ciężko.
-
 e tam, pierdolisz. Wystarczy Axl - słyszę jego stłumiony śmiech, mimo 
wszystko. Wypija Danielsa do końca i przytula się do mnie. Nasz nagie, 
spocone ciała przyczepiają się do siebie. Trwamy w tym uścisku przez 
dobre pół godziny, dopóki do domu nie wpada Duff z bananem na twarzy, 
jak zwykle.
-
 Siema zakochańce, seksik na zgodę był i po problemie, hm? - uśmiecha 
się. Widzę, że się cieszy głównie z mojego uśmiechu, z mojego szczęścia.
 Jesteśmy przyjaciółmi i zapewne zależy mu na moim szczęściu.
- Ej, kurwa - Axl zakrywa mnie swoim ciałem jeszcze bardziej.
-
 Dobra, nie patrzę.  Ja pierdole. - McKagan kieruje się do kuchni - 
mogliście ruchać się gdzie indziej. Cała chata wolna! Specjalnie dla 
Rose'a, a Ci tutaj kurwa - unosi ręce w geście poddania i znika w 
progach pomieszczenia. 
-
 Pierdol się - Will jak zawsze musi dorzucić swoje. Zaraz po tym, całuje
 mnie namiętnie. Nie zwracamy uwagi na to, czy ktoś Nas obserwuje czy 
też nie. Miłość miesza w głowach. Do salonu wchodzi Izzy, za nim Slash i
 Steven.
-
 Nareszcie! - Izzy podbiega do mnie, klęka przy kanapie i muska swoimi 
wargami moją dłoń - Bogini, kurwa, Bogini! Dziękuję Ci - patrzy na mnie z
 wesołymi ognikami w oczach - w końcu ten chuj nie będzie mi pierdolił, 
że spierdolił sprawę i jest skończonym idiotą. Fakt jest, ale nie będzie
 mi już więcej truł takimi debilnymi sprawami dupy. Och, nawet nie wiesz
 jak bardzo Ci dziękuję - zerka lekko w stronę Axla z perfidnym 
uśmieszkiem.
- Sorki Chelle, tak w ogóle. Spartoliłem wczoraj sprawę, wiesz. - odzywa się nagle Slash.
- Nie ma o czym gadać, spoko. 
-
 A ty kurwa, weź dupy nie wystawiaj - Duff ze stoickim spokojem wychodzi
 z kuchni, w jednej ręce trzymając butelkę piwa, a w drugiej papierosa. 
Bez słowa sprzeciwu i jakiejkolwiek docinki Will podnosi jakiś ciemny 
koc leżący na podłodze, którym okrywa Nasze nagie ciała.
-
 Słuchajcie, muszę się ubrać. Zaraz zrobię Wam pyszny obiad, hm? - 
zwracam się do chłopaków z uroczym uśmieszkiem. Tak na prawdę jest to 
pretekst, nie chcę mi się już leżeć, zwłaszcza nago w obecności kolegów 
mojego chłopaka!
- Ok - rzucają chórem i już ich nie ma. 
Sięgam
 po moje, porozrzucane po całym salonie, ciuchy. Rose mnie bacznie 
obserwuje. Wciągam na siebie koszulkę z logo KISS i skórzane spodnie. 
-
 Co ty na, abym sobie zrobiła sobie kolczyk w pępku? - pytam nagle, nie 
wiem co mi odbija, ale powtarzam: nigdy więcej kokainy z rana!
- Co kurwa? - Axl ma z kwaszoną minę, patrzy na mnie zaskoczony- w ogóle coś takiego jest możliwe?!
- Ponoć tak. 
- To chyba jakaś totalna nowość - przewraca oczami - co się dzieję na tym świecie - uśmiecha się łobuzersko.
- Witamy w dżungli, kochanie! - udaję Rose'a wykrzywiając się i skrzecząc.
-
 Cześć - macha mi ręką z uśmiechem- co do kolczyka. Masz już przecież w 
nosie, w uszach i to pełno... Ale jeśli potrzebne Ci to do pełni 
szczęścia to idziemy do studia i robimy kolczyka w pępku.
- Zobaczy się. 
***
- Hej, to co chcecie? - wychylam głowę z kuchni, spoglądając na chłopaków oglądających wiadomości w telewizji.
- Co ty na to, żeby to tak przestawić w naszym teledysku? - pyta Slash.
-
 Ty stary! To nie jest głupi pomysł, przecież to co teraz dzieję się na 
świecie to kurwa jebana dżungla! - odpowiada mu Axl nieziemsko się 
napalając i pocierając o siebie dłońmi.
- Halo?! - pytam zniecierpliwiona.
- Hm? - Izzy wreszcie zerknął w moją stronę.
- Co chcecie na obiad?
- Hamburgery? - Duff nawet nie mnie  nie patrzy, tylko popija piwo gapiąc się w ekran.
- Nie tylko nie jebane kurwa hamburgery - Izzy podpiera głowę o rękę. 
- Nie wiem - Slash szczerzy się w moją stronę.
- A co proponujesz skarbie? - Axl zmierza powoli w moim kierunku.
- Pierogi - uśmiecham się, ale ich twarze nic nie mówią. Haha, ale mam satysfakcję.
- Co to jest?! - Duff nadal wgapiony w telewizor pyta zaciągając się przy okazji fajką.
- Takie tam, polskie danie. Dobre, poważka. Tylko ktoś będzie musiał mi pomóc.
- Ok, ja jestem ochotnikiem - Axl obejmuje mnie w pasie i ciągnie w kierunku blatu kuchennego.
- Hej, hola hola, ja też! - Duff zrywa się nagle z sofy i pełen entuzjazmu pędzi za nami.
- Kucharze się znaleźli - chichoczę pod nosem i zabieram się za przygotowanie wyżerki.
***
Axl
 z uwagą mi się przyglądał. Dobrze wiedziałam czego ode mnie oczekuje. 
Ale bałam się, nie chciałam do tego wracać, wspominać, rozdrapywać ran 
praktycznie od nowa. One będą krwawić razem z moją psychiką. Ja chciałam
 zacząć wszystko od nowa, po prostu. Czy to tak wiele? Przecież nie 
pragnęłam niczego innego niż spokoju moralnego. Nic więcej mi nie 
potrzeba, na prawdę. Stałam odwrócona do nich tyłem, więc naraz 
odwróciłam się i spojrzałam na ich wyczekujący wyraz twarzy. Oboje 
czekali tylko, aż powiem co mnie spotkało, jaki to los był dla mnie 
okrutny. Wzięłam głęboki wdech i położyłam dłonie na biodrach, wbijając 
palce w wystające kości miednicze.
- Nie, nie. Proszę nie każcie mi tego robić. Nie chcę o tym mówić. 
- Michie - Duff proszącym tonem zwraca się do mnie.
- No dobrze, skoro już chcecie...
-
 My nie chcemy, my po prostu musimy to wiedzieć! - Axl uśmiechał się 
lekko, jak gdyby zachęcająco. Duff kiwnął przytakująco głową. Miałam 
totalny mętlik i bajzel w głowie. Szukałam tematu, którym mogłabym 
zastąpić tą rozmowę.
- Co do wiadomości i waszej konwersacji w salonie to macie zamiar nakręcić na ten temat teledysk?
- Przestań. Ale tak, mamy zamiar. Teraz mów - chłopak o rudych włosach wzdycha głęboko przewracając oczami.
-
 Ok, kurwa. Whatever. - rzuciłam im wkurwione spojrzenie i zaczęłam 
mówić- powiem w wielkim skrócie. Był tata i mama. Tata był fajny i nagle
 zniknął z mojego życia. Miałam wtedy 7 lat, byłam mała, nie za bardzo 
wiedziałam o co chodzi. Mama została i dzielnie się mną opiekowała. Bez 
przerwy próbowałam wyciągnąć od mamy jakąkolwiek informację o ojcu, ta 
jednak przez płacz odpowiadała, że tatuś za niedługo wróci. Czekałam. 
Każde Święta Wielkanocne, moje imieniny, Dzień Dziecka, urodziny, Boże 
narodzenie. Nic. Zero śladu po wysokim blondynie. Najgorsze jednak było,
 kiedy dowiedziałam się, że mama jest w ciąży. Potem wszystko działo się
 tak szybko poród, wychowanie brata. Zupełnie zapomniałam jaką funkcję 
obiera w rodzinie ojciec, bo ten nie łożył na utrzymanie swoich dzieci. Z
 resztą nawet nie wiem, ale mama po pewnym czasie zaczęła mocno go 
wyzywać, jednocześnie buntując mnie przeciwko niemu. Cóż, sytuacja nie 
była zadowalająca, zatem wyjechałyśmy do Londynu. Tam przeżyłam swoje 
najlepsze lata. 7 zajebistych lat mojego życia. Bez ojca. Nawet o nim 
nie myślałam, nie pamiętałam. Tylko czasami, kiedy ktoś wspominał o 
swoim tatusiu automatycznie w głowie wyświetlał mi się jego obraz. Nie 
ważne, kiedy już znudził mi się mój ukochany Londyn, i nasiliła się fala
 emigracji do USA z rodziną spakowaliśmy manatki i przyjechaliśmy tutaj.
 Los Angeles przywitało Nas dosyć miło, ciepło, raczej bez 
niespodzianek. I teraz nagle, po tym wszystkim, po tej traumie, którą 
przeżyłam zjawia się człowiek, mówiący, że jest moim ojcem. Zupełnie nie
 go nie znam, to jedynie mój biologiczny twórca. No... To koniec bajki- 
byłam bliska płaczu, jednak za wszelką cenę próbowałam się powstrzymać 
i... udało mi się!
Chłopaki byli najwidoczniej bardzo zaskoczeni, gdyż przez następne 5 minut panowała między naszą trójką niezręczna cisza. 
- I od tamtego czasu nie miałaś z nim kontaktu? - zapytał wreszcie nabuzowany i wściekły Axl. 
- Tak. 
-
 Przykro mi. Wiesz, Michie przepraszam- Duff przytulił mnie mocno i 
pocałował mnie w czoło. Nie ma to jak przyjacielski uścisk, daję kopa i 
nastawia optymistycznie na przyszłość. Zerknęłam na bok, na mojego 
Willa, który z nietęgą miną spoglądał na Nas. Oderwałam się od McKagana i
 wtuliłam w ramiona Rose'a. 
-
 Ja też przepraszam. Bardzo, bardzo mocno Cię przepraszam. Głupki z nas.
 A jak spotkam tego typa to...- nie chciałam, aby kończył. Rozumiałam 
jego złość, ale musiałam go uspokoić. Przerwałam mu nagłym buziakiem w 
usta, ten jednak znacznie przedłużył pocałunek; rozchylając językiem 
moje wargi i jego koniuszkiem badając konstrukcję mojego podniebienia. 
-
 Fuj, kurwa! - Duff zakrył twarz dłońmi, mimo to podglądał mnie i Axla 
przez palce. Zaśmiałam się gardłowo, przylegając ciałem do Williama i 
pokazałam basiście środkowy palec.
to jest naprawdę zajebiste! ;) przeczytałam całego tamtego bloga i uświadomiłam sobie, że już to przecież kiedyś czytałam. :)
OdpowiedzUsuńdrive-me-to-hell.blog.onet.pl
informuj mnie prosze o nowych rozdziałach ;)
W każdym "odcinku" zdaje mi się ze Duff próbuje coś z Michelle kręcić ale zawsze mu przeszkadza axl tak mi się tylko zdaje xD
OdpowiedzUsuńpowinien się jakiś romansik pojawić bo trochę nudno xd
OdpowiedzUsuń