Trzasnęłam drzwiami, kurewsko mocno je za sobą popychając. Zerknęłam żałośnie na Rose'a.
-
Co ty odpierdalasz?! – nic innego nie przychodziło mi na myśl. Stał na
środku salonu z gitarą, zawieszoną na pasku, spokojnie spoczywającym na
jego ramieniu i statywem z mikrofonem przed sobą. Podłączył instrument
do małego piecyka. Położył na nim topornie jedną nogę, która odziana
była w brązowego, wysokiego buta. Tak, to były TE kowbojki z łańcuchami.
Miało się wrażenie, że na tym malutkim wzmacniaczu spoczywa cały ciężar
ciała Axla. On przecież nie robi za gitarzystę. Co jest grane? Nie
wiem. Stoję przed nim i zaskoczona wpatruję się w niego. Najzwyczajniej w
świecie, gapię się na Axla Rose’a. Próba w domu? Mało prawdopodobne, po
za tym chłopaków chyba nie ma, bo coś cicho tutaj. Nadal miotała mną
myśl o zachowaniu Williama. Karygodnym zachowaniu, rzecz jasna. Miałam
wyrzuty sumienia. Ojca już całkiem wyrzuciłam z mojej głowy, nie
obchodził mnie już tak bardzo. Nie widzę go- nie ma problemu. Przyjechał
tutaj, po co? Jego problem, zmartwienie. Ja mam go centralnie, głęboko w
dupie. Ale Axl to coś innego.
Dlaczego
tak się do mnie odzywa? Zrobiłam mu coś? Jakoś nie wydaję mi się, abym w
całej tej sytuacji czymś zawiniła. Może jedynie odtrąceniem go… Jednak
po chwili znów czuję tą zawiść. Nie mogę się tak dawać! Nie jestem
szmatą, on o tym wie, ja, Nasi znajomi. Wszyscy wiedzą, że nie jestem
jebaną szmatą. Tak czy siak, niestety tak się czuję. Jak brudna dziwka
szukająca fiuta na ulicy. Czy William- ten mój kochany, słodki, czuły,
namiętny- zniszczył we mnie dumę i honor? Czy do sedna zdeptał
kiełkująca nadzieję, na to, iż będę w stanie mu wybaczyć?! Oczekiwałam
miłości, kiedy go poznałam, zdawał się inny. Fakt, wiedziałam, że jest
„niegrzecznym” chłopcem grającym ostrą muzykę i pijącym nałogowo Jacka
Danielsa. To mi przecież zupełnie nie przeszkadzało, sama to lubiłam.
Lecz takie zachowania, jakie prezentował wczorajszej nocy Rose, mnie się
nie podobały. I szczerze, to nie miałam zamiaru ich znosić!
Postanowiłam
dłużej nad tym nie myśleć, bo to do niczego nie prowadziło. Rozsiadłam
się na kanapie, ściskając kurczowo w kieszeniach mojej ramoneski
woreczki z drogocenną zawartością. Nachyliwszy się do stolika przede
mną, nasypałam na niego nieco białego proszku. Kawałkiem tektury
zrobiłam tzw. Kreskę, zwinęłam banknot w rulon, zatkałam palcem jedną
dziurkę w nosie, a drugą przystawiłam do zielonego ruloniku.
Za
chwilę było po wszystkim. Axl spoglądał na mnie zaskoczony, ale nie
zabierał głosu. I jego szczęście, bo zapewne straciłabym nad sobą
kontrolę. Otarłam nos o skrawek dłoni i zaciągnęłam się powietrzem, w
celu „przewietrzenia” narządu węchu. Wzrok utkwiłam gdzieś w ścianie
naprzeciwko. Malował się na niej Paul Stanley ochoczo śpiewając „ I…
wanna Rock N’ Roll all night! And party everyday!”. Uśmiechnęłam się do
wyimaginowanego gwiazdora, kiedy to usłyszałam jak przez mgłę, delikatne
pociągnięcie za strunę gitary.
„ I said baby you been looking real good, you know that I remember when we met!
It's funny how I never felt so good. It's a feeling that I know I know I'll never forget!
Oooh it was the best time I can remember.
Oooh and the love we shared, Lovin' that'll last forever"
zaśpiewał tak lekko i dość szybko, nie odrywając ode mnie wzroku. Sama
nie byłam lepsza. Wlepiłam moje ślepia w jego usta. Wyglądały śmiesznie i
uroczo, kiedy śpiewał. W ogóle mimika podczas śpiewu Willa była na
prawdę bogata i zabawna.
Przerwał na moment, aby po chwili nadal śpiewać akompaniując sobie przy tym gitarą Stradlina.
" There wasn't much in this heart of mine, but there's a little left and babe you found it.
It's funny how I never felt so high!
It's a feeling that I know I know I'll never forget!
Oooh, it was the best time I can remember, Oooh and the love we shared, lovin' that'll last forever! "
Chwila
przerwy i refren. Przeszły mnie ciary, usłyszawszy piękny głos Axla,
który to co chwilę wskazywał na mnie palcem śpiewając:
" I think about you, honey you're the time my heart says 'yes'!
I think about you, Deep inside I love you best!
I think about you, you know you're the one I want!
I think about you,
Darling you're the only one, I think about you...
Yeah! Hahaha! " zaśmiał się skrzeczącym głosem, na co i ja wybuchłam śmiechem.
" I think about you, you know that I do.
I think about you, All alone only you
I think about you, ooh its true
I think about you,Yes I do...
I think about you, All alone only you
I think about you,
Oooh its true!
I think about you
Yes I do... " zapewniał akcentując dokładnie każde "you".
" Somethin' changed in this heart of mine, and I'm so glad that you showed me. Honey now you're my best friend,
I want to stay together 'til the very end!
Oooh, it was the best time I can remember,
Oooh and the love we shared,
Lovin' that'll last forever.
I think about you, Honey you're the time my heart says 'yes'!
I think about you, deep inside i love You best!
I think about you, You know you're the one I want!
I think about you, Darling you're the only one! "
-
Myślę o Tobie, tylko o Tobie- powiedział nadal się we mnie wpatrując.
Trochę zaczynało mi to już ciążyć, zawstydziłam się. To była prawdziwa,
piękna chwila refleksji. Czy to było wyznanie miłości? Zaczęłam
główkować, chociaż słowa mówiły same za siebie. Jednak dopuszczenie do
siebie tej myśli było zbyt trudne. Nie po tym wszystkim, choć spodobało
mi się. Samo jego poświęcenie, chęć, wykonanie dawało mi powód do
radości, ale trudność w przezwyciężeniu tego wszystkiego była większa
niż cokolwiek. Patrzył mi się głęboko w oczy, aż tak, że poczułam palący
się policzek. Zarumieniłam się, po prostu. Aby odciągnął od tego jego
uwagę uśmiechnęłam się lekko i przygryzłam dolną wargę.
-
Kocham Cię, czy ty to rozumiesz? - głos mu się łamał, a w jego oczach
pojawiły się łzy. Po części chciałam, żeby chociażby przez moment poczuł
się jak ja. Dlatego milczałam.
-
Dla kogo ten kawałek? - zapytałam jakby nigdy nic, bo tak na prawdę
miałam straszną pustkę w głowie. Po kilku sekundach zorientowałam się,
że palnęłam nieziemską głupotę. Przypomniałam sobie tekst, był
przepełniony zaręczeniami, przecież to było wyznanie miłości. Uderzyłam
się z otwartej dłoni w czoło - wybacz.
-
Jak widać czasami zwykłe słowa mieszają w głowie - zaśmiał się,
zupełnie nie przypominając już tego smutnego Axla, który chwilę
wcześniej stał przede mną - to jest kawałek o Nas. Dla Ciebie, dla mnie.
Dla naszej miłości, tak?
-
A czy ty drogi Williamie rozumiesz, że mnie zraniłeś?! - wstałam żywo
gestykulując. Tak, byłam zła i chciałam to z siebie wyrzucić, jak
najprędzej- Nie, bo przecież ty jesteś kurwa święty! Najpierw mnie
skrzywdzisz, a następnie Magda ma Ci się, od tak, rzucić na szyję!
-
Ja wiem. Ja na prawdę zrozumiałem przez tą noc, że powinienem Cię
wspierać. Ale szczerze? - spojrzał na mnie wyczekująco, na co kiwnęłam
głową - boję się z Tobą dźwigać ten ciężar. Nie znam Twojej przeszłości,
nic nie wiem na ten temat. Gdy go zobaczyłem, w sensie Twojego ojca,
pomyślałem: yhm, Michelle nigdy nic nie wspominała mi na jego temat, ale
przecież ojca ma, więc ok. Koleś przyjechał spotkać się z córką, spoko.
Powiedz mi, skąd niby miałem wiedzieć, że dobrze z nim nie żyjesz?! Ja
nic o Tobie nie wiem!
-
Może to i nawet lepiej - wzruszyłam lekceważąco ramionami i wtuliłam
się w miękkie, duże poduszki kanapy, ściągając przy tym ramoneskę i
kowbojki.
- Nie - stanął nade mną i bacznie mi się przyglądał - chcę wiedzieć o Tobie wszystko.
-
Jest Ci to, AŻ tak bardzo potrzebne do życia? Inaczej jebniesz trupem,
tak? Nie martw się, za niedługo zniknę z powierzchni Ziemi. Nie będzie
mnie tutaj, u matki, u nikogo. Zatem szanowny panie Rose, nie ma o czym
gadać.
Axl
usiadł obok mnie, ściągnąwszy z siebie wcześniej gitarę i ostrożnie
odstawiając ją na bok. Chwycił jedną dłonią moją twarz i spoglądnął mi
prosto w oczu. Ponownie.
- Gadaj!
-
Spierdalaj! - odepchnęłam go i rzuciłam moje spierdalaj, które było dla
mnie czymś w rodzaju: cześć. Niespodziewanie Axl natychmiast wpił się
zachłannie w moje wargi, co było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Była
niemalże pewna, że zaraz wyłapię w moją niewyparzoną mordę, a tu coś
takiego. Mimo to, nie chciałam tego. Po prostu nie chciałam, nie teraz,
nie z nim. Po nieudanych próbach odepchnięcia i odciągnięcia go od
siebie poddałam się i żarliwie oddawałam każdy pocałunek, każde
muśnięcie mych ust. Po kilku minutach tej "udręki"... spodobało mi się.
Był to pewien rodzaj sadystyki, ale z namiętnością. Namiętnością, która
biła od rozpalonego i podnieconego Axla. Jemu też spodobała się ta
brutalność, władza. Czasem musieliśmy złapać oddech, wtedy Rose wcale
nie udawał, że się nie cieszy. Śmiał się jak szalony, jak wygrany. Bo...
wygrał. Teraz kierowała mną jedynie żądza brutalności seksualnej,
wiążącej się z owym uczuciem, którym darzę pana na przeciw mnie.
Chciałam go, pragnęłam. Ku mojemu zdziwieniu nagle odepchnął mnie od
siebie, choć łatwo nie było. Spojrzałam na niego pytająco. Ten uniósł
palec do góry, zaciągnął się powietrzem i wstał.
- Chwila moment.
Pobiegł
do kuchni. Rozglądam się po salonie. Co ja kurwa robię?! Więcej nie
biorę, bo źle na mnie działa. Serio, kokaina z rana to niezbyt dobry
pomysł. Jestem pojebana, ale Go kocham, no cóż poradzić. Wbijam sobie
paznokcie w kolano, sprawia mi to przyjemność. Lubię to uczucie, serio.
Brutalność z umorem. Oczywiście, nie odmawiam sobie tego również przy
seksie. Mam zamiar... Nagle z kuchni wychodzi Axl. Jego twarz zasłania
ogromny bukiet czerwonych róż, które trzyma w ręce. Podchodzi do mnie i
wręcza mi je, uśmiechając się przy tym łobuzersko.
- Dużo kwiatów dla mojej, dużej, niegrzecznej, przepięknej, kochanej dziewczynki.
-
Ale ty masz najebane, chłopczyku! - śmieję się przyjmując bukiet.
Jednak szybko odkładam je na bok i przyciągam pośpiesznie Willa do
siebie. Łączymy się w gorącym, zmysłowym i ponętnym pocałunku, powoli
tracąc ubrania z naszych rozgorzałych ciał. Zawieszam nogi wokół jego
talii, palce wplątuję w rude, niesforne, lekko natapirowane włosy.
Obijamy się o ściany salonu, ale zupełnie Nam to nie przeszkadza. Teraz
tylko ja i on. My, sami, zakochani. Wbijam lekko paznokcie w jego plecy,
gdy on pieści, całuje i gryzie moją szyję. Odchylam głowę do tyłu
oddając się tej przyjemności przejeżdżając dłonią po jego tułowiu. Każdy
gwałtowny ruch podwyższa mój temperament i pożądanie. Zerkałam w dół,
tak. Oboje jesteśmy nago, nawet nie zauważyłam kiedy straciłam bieliznę.
Let's do it! Przeciągam Axla na sofę ciągnąc go za sobą, będzie
wygodniej. Prócz naszych wzdychań i momentalnych jęków słychać jedynie
odgłosy tłukących się o siebie bransoletek Rose'a oraz muzykę Motley
Crue. Cały album Shout at the Devil, akurat genialny kawałek "Too Young
to fall in love" chociaż nie na temat, znacznie ubarwia nastrój i
atmosferę.
- To co, seks na zgodę? - Axl obdarowując pocałunkami moje ciało, na wskroś przejeżdża po nim delikatnie wierzchem dłoni.
-
Nie pierdol, tylko zabieraj się do roboty - mruczę popijając otwartego
Jacka Danielsa w butelce, który spokojnie spoczywał na stole - to znaczy
pierdol - śmieję się. Wychylam się lekko, aby odłożyć trunek na
miejsce. Wtedy czuję go w sobie. Jest we mnie, znów. Kocham to uczucie,
nic nie jest mu równe. William szczerzy się w uśmiechu, a ja rozkładam
nogi jeszcze szerzej. Kiedy Rose przyśpiesza tempem, uginam się głęboko
wzdychając, a może i nawet jęcząc...
- o mój kochany Boże - jestem wykończona. Popijam alkohol oddychając ciężko.
-
e tam, pierdolisz. Wystarczy Axl - słyszę jego stłumiony śmiech, mimo
wszystko. Wypija Danielsa do końca i przytula się do mnie. Nasz nagie,
spocone ciała przyczepiają się do siebie. Trwamy w tym uścisku przez
dobre pół godziny, dopóki do domu nie wpada Duff z bananem na twarzy,
jak zwykle.
-
Siema zakochańce, seksik na zgodę był i po problemie, hm? - uśmiecha
się. Widzę, że się cieszy głównie z mojego uśmiechu, z mojego szczęścia.
Jesteśmy przyjaciółmi i zapewne zależy mu na moim szczęściu.
- Ej, kurwa - Axl zakrywa mnie swoim ciałem jeszcze bardziej.
-
Dobra, nie patrzę. Ja pierdole. - McKagan kieruje się do kuchni -
mogliście ruchać się gdzie indziej. Cała chata wolna! Specjalnie dla
Rose'a, a Ci tutaj kurwa - unosi ręce w geście poddania i znika w
progach pomieszczenia.
-
Pierdol się - Will jak zawsze musi dorzucić swoje. Zaraz po tym, całuje
mnie namiętnie. Nie zwracamy uwagi na to, czy ktoś Nas obserwuje czy
też nie. Miłość miesza w głowach. Do salonu wchodzi Izzy, za nim Slash i
Steven.
-
Nareszcie! - Izzy podbiega do mnie, klęka przy kanapie i muska swoimi
wargami moją dłoń - Bogini, kurwa, Bogini! Dziękuję Ci - patrzy na mnie z
wesołymi ognikami w oczach - w końcu ten chuj nie będzie mi pierdolił,
że spierdolił sprawę i jest skończonym idiotą. Fakt jest, ale nie będzie
mi już więcej truł takimi debilnymi sprawami dupy. Och, nawet nie wiesz
jak bardzo Ci dziękuję - zerka lekko w stronę Axla z perfidnym
uśmieszkiem.
- Sorki Chelle, tak w ogóle. Spartoliłem wczoraj sprawę, wiesz. - odzywa się nagle Slash.
- Nie ma o czym gadać, spoko.
-
A ty kurwa, weź dupy nie wystawiaj - Duff ze stoickim spokojem wychodzi
z kuchni, w jednej ręce trzymając butelkę piwa, a w drugiej papierosa.
Bez słowa sprzeciwu i jakiejkolwiek docinki Will podnosi jakiś ciemny
koc leżący na podłodze, którym okrywa Nasze nagie ciała.
-
Słuchajcie, muszę się ubrać. Zaraz zrobię Wam pyszny obiad, hm? -
zwracam się do chłopaków z uroczym uśmieszkiem. Tak na prawdę jest to
pretekst, nie chcę mi się już leżeć, zwłaszcza nago w obecności kolegów
mojego chłopaka!
- Ok - rzucają chórem i już ich nie ma.
Sięgam
po moje, porozrzucane po całym salonie, ciuchy. Rose mnie bacznie
obserwuje. Wciągam na siebie koszulkę z logo KISS i skórzane spodnie.
-
Co ty na, abym sobie zrobiła sobie kolczyk w pępku? - pytam nagle, nie
wiem co mi odbija, ale powtarzam: nigdy więcej kokainy z rana!
- Co kurwa? - Axl ma z kwaszoną minę, patrzy na mnie zaskoczony- w ogóle coś takiego jest możliwe?!
- Ponoć tak.
- To chyba jakaś totalna nowość - przewraca oczami - co się dzieję na tym świecie - uśmiecha się łobuzersko.
- Witamy w dżungli, kochanie! - udaję Rose'a wykrzywiając się i skrzecząc.
-
Cześć - macha mi ręką z uśmiechem- co do kolczyka. Masz już przecież w
nosie, w uszach i to pełno... Ale jeśli potrzebne Ci to do pełni
szczęścia to idziemy do studia i robimy kolczyka w pępku.
- Zobaczy się.
***
- Hej, to co chcecie? - wychylam głowę z kuchni, spoglądając na chłopaków oglądających wiadomości w telewizji.
- Co ty na to, żeby to tak przestawić w naszym teledysku? - pyta Slash.
-
Ty stary! To nie jest głupi pomysł, przecież to co teraz dzieję się na
świecie to kurwa jebana dżungla! - odpowiada mu Axl nieziemsko się
napalając i pocierając o siebie dłońmi.
- Halo?! - pytam zniecierpliwiona.
- Hm? - Izzy wreszcie zerknął w moją stronę.
- Co chcecie na obiad?
- Hamburgery? - Duff nawet nie mnie nie patrzy, tylko popija piwo gapiąc się w ekran.
- Nie tylko nie jebane kurwa hamburgery - Izzy podpiera głowę o rękę.
- Nie wiem - Slash szczerzy się w moją stronę.
- A co proponujesz skarbie? - Axl zmierza powoli w moim kierunku.
- Pierogi - uśmiecham się, ale ich twarze nic nie mówią. Haha, ale mam satysfakcję.
- Co to jest?! - Duff nadal wgapiony w telewizor pyta zaciągając się przy okazji fajką.
- Takie tam, polskie danie. Dobre, poważka. Tylko ktoś będzie musiał mi pomóc.
- Ok, ja jestem ochotnikiem - Axl obejmuje mnie w pasie i ciągnie w kierunku blatu kuchennego.
- Hej, hola hola, ja też! - Duff zrywa się nagle z sofy i pełen entuzjazmu pędzi za nami.
- Kucharze się znaleźli - chichoczę pod nosem i zabieram się za przygotowanie wyżerki.
***
Axl
z uwagą mi się przyglądał. Dobrze wiedziałam czego ode mnie oczekuje.
Ale bałam się, nie chciałam do tego wracać, wspominać, rozdrapywać ran
praktycznie od nowa. One będą krwawić razem z moją psychiką. Ja chciałam
zacząć wszystko od nowa, po prostu. Czy to tak wiele? Przecież nie
pragnęłam niczego innego niż spokoju moralnego. Nic więcej mi nie
potrzeba, na prawdę. Stałam odwrócona do nich tyłem, więc naraz
odwróciłam się i spojrzałam na ich wyczekujący wyraz twarzy. Oboje
czekali tylko, aż powiem co mnie spotkało, jaki to los był dla mnie
okrutny. Wzięłam głęboki wdech i położyłam dłonie na biodrach, wbijając
palce w wystające kości miednicze.
- Nie, nie. Proszę nie każcie mi tego robić. Nie chcę o tym mówić.
- Michie - Duff proszącym tonem zwraca się do mnie.
- No dobrze, skoro już chcecie...
-
My nie chcemy, my po prostu musimy to wiedzieć! - Axl uśmiechał się
lekko, jak gdyby zachęcająco. Duff kiwnął przytakująco głową. Miałam
totalny mętlik i bajzel w głowie. Szukałam tematu, którym mogłabym
zastąpić tą rozmowę.
- Co do wiadomości i waszej konwersacji w salonie to macie zamiar nakręcić na ten temat teledysk?
- Przestań. Ale tak, mamy zamiar. Teraz mów - chłopak o rudych włosach wzdycha głęboko przewracając oczami.
-
Ok, kurwa. Whatever. - rzuciłam im wkurwione spojrzenie i zaczęłam
mówić- powiem w wielkim skrócie. Był tata i mama. Tata był fajny i nagle
zniknął z mojego życia. Miałam wtedy 7 lat, byłam mała, nie za bardzo
wiedziałam o co chodzi. Mama została i dzielnie się mną opiekowała. Bez
przerwy próbowałam wyciągnąć od mamy jakąkolwiek informację o ojcu, ta
jednak przez płacz odpowiadała, że tatuś za niedługo wróci. Czekałam.
Każde Święta Wielkanocne, moje imieniny, Dzień Dziecka, urodziny, Boże
narodzenie. Nic. Zero śladu po wysokim blondynie. Najgorsze jednak było,
kiedy dowiedziałam się, że mama jest w ciąży. Potem wszystko działo się
tak szybko poród, wychowanie brata. Zupełnie zapomniałam jaką funkcję
obiera w rodzinie ojciec, bo ten nie łożył na utrzymanie swoich dzieci. Z
resztą nawet nie wiem, ale mama po pewnym czasie zaczęła mocno go
wyzywać, jednocześnie buntując mnie przeciwko niemu. Cóż, sytuacja nie
była zadowalająca, zatem wyjechałyśmy do Londynu. Tam przeżyłam swoje
najlepsze lata. 7 zajebistych lat mojego życia. Bez ojca. Nawet o nim
nie myślałam, nie pamiętałam. Tylko czasami, kiedy ktoś wspominał o
swoim tatusiu automatycznie w głowie wyświetlał mi się jego obraz. Nie
ważne, kiedy już znudził mi się mój ukochany Londyn, i nasiliła się fala
emigracji do USA z rodziną spakowaliśmy manatki i przyjechaliśmy tutaj.
Los Angeles przywitało Nas dosyć miło, ciepło, raczej bez
niespodzianek. I teraz nagle, po tym wszystkim, po tej traumie, którą
przeżyłam zjawia się człowiek, mówiący, że jest moim ojcem. Zupełnie nie
go nie znam, to jedynie mój biologiczny twórca. No... To koniec bajki-
byłam bliska płaczu, jednak za wszelką cenę próbowałam się powstrzymać
i... udało mi się!
Chłopaki byli najwidoczniej bardzo zaskoczeni, gdyż przez następne 5 minut panowała między naszą trójką niezręczna cisza.
- I od tamtego czasu nie miałaś z nim kontaktu? - zapytał wreszcie nabuzowany i wściekły Axl.
- Tak.
-
Przykro mi. Wiesz, Michie przepraszam- Duff przytulił mnie mocno i
pocałował mnie w czoło. Nie ma to jak przyjacielski uścisk, daję kopa i
nastawia optymistycznie na przyszłość. Zerknęłam na bok, na mojego
Willa, który z nietęgą miną spoglądał na Nas. Oderwałam się od McKagana i
wtuliłam w ramiona Rose'a.
-
Ja też przepraszam. Bardzo, bardzo mocno Cię przepraszam. Głupki z nas.
A jak spotkam tego typa to...- nie chciałam, aby kończył. Rozumiałam
jego złość, ale musiałam go uspokoić. Przerwałam mu nagłym buziakiem w
usta, ten jednak znacznie przedłużył pocałunek; rozchylając językiem
moje wargi i jego koniuszkiem badając konstrukcję mojego podniebienia.
-
Fuj, kurwa! - Duff zakrył twarz dłońmi, mimo to podglądał mnie i Axla
przez palce. Zaśmiałam się gardłowo, przylegając ciałem do Williama i
pokazałam basiście środkowy palec.
to jest naprawdę zajebiste! ;) przeczytałam całego tamtego bloga i uświadomiłam sobie, że już to przecież kiedyś czytałam. :)
OdpowiedzUsuńdrive-me-to-hell.blog.onet.pl
informuj mnie prosze o nowych rozdziałach ;)
W każdym "odcinku" zdaje mi się ze Duff próbuje coś z Michelle kręcić ale zawsze mu przeszkadza axl tak mi się tylko zdaje xD
OdpowiedzUsuńpowinien się jakiś romansik pojawić bo trochę nudno xd
OdpowiedzUsuń