środa, 6 czerwca 2012

Just love you, remember. (Axl and new love) [13]

Trzasnęłam drzwiami, kurewsko mocno je za sobą popychając. Zerknęłam żałośnie na Rose'a.
- Co ty odpierdalasz?! – nic innego nie przychodziło mi na myśl. Stał na środku salonu z gitarą, zawieszoną na pasku, spokojnie spoczywającym na jego ramieniu i statywem z mikrofonem przed sobą. Podłączył instrument do małego piecyka. Położył na nim topornie jedną nogę, która odziana była w brązowego, wysokiego buta. Tak, to były TE kowbojki z łańcuchami. Miało się wrażenie, że na tym malutkim wzmacniaczu spoczywa cały ciężar ciała Axla. On przecież nie robi za gitarzystę. Co jest grane? Nie wiem. Stoję przed nim i zaskoczona wpatruję się w niego. Najzwyczajniej w świecie, gapię się na Axla Rose’a. Próba w domu? Mało prawdopodobne, po za tym chłopaków chyba nie ma, bo coś cicho tutaj. Nadal miotała mną myśl o zachowaniu Williama. Karygodnym zachowaniu, rzecz jasna. Miałam wyrzuty sumienia. Ojca już całkiem wyrzuciłam z mojej głowy, nie obchodził mnie już tak bardzo. Nie widzę go- nie ma problemu. Przyjechał tutaj, po co? Jego problem, zmartwienie. Ja mam go centralnie, głęboko w dupie. Ale Axl to coś innego.
Dlaczego tak się do mnie odzywa? Zrobiłam mu coś? Jakoś nie wydaję mi się, abym w całej tej sytuacji czymś zawiniła. Może jedynie odtrąceniem go… Jednak po chwili znów czuję tą zawiść. Nie mogę się tak dawać! Nie jestem szmatą, on o tym wie, ja, Nasi znajomi. Wszyscy wiedzą, że nie jestem jebaną szmatą. Tak czy siak, niestety tak się czuję. Jak brudna dziwka szukająca fiuta na ulicy. Czy William- ten mój kochany, słodki, czuły, namiętny- zniszczył we mnie dumę i honor? Czy do sedna zdeptał kiełkująca nadzieję, na to, iż będę w stanie mu wybaczyć?! Oczekiwałam miłości, kiedy go poznałam, zdawał się inny. Fakt, wiedziałam, że jest „niegrzecznym” chłopcem grającym ostrą muzykę i pijącym nałogowo Jacka Danielsa. To mi przecież zupełnie nie przeszkadzało, sama to lubiłam. Lecz takie zachowania, jakie prezentował wczorajszej nocy Rose, mnie się nie podobały. I szczerze, to nie miałam zamiaru ich znosić!
Postanowiłam dłużej nad tym nie myśleć, bo to do niczego nie prowadziło. Rozsiadłam się na kanapie, ściskając kurczowo w kieszeniach mojej ramoneski woreczki z drogocenną zawartością. Nachyliwszy się do stolika przede mną, nasypałam na niego nieco białego proszku. Kawałkiem tektury zrobiłam tzw. Kreskę, zwinęłam banknot w rulon, zatkałam palcem jedną dziurkę w nosie, a drugą przystawiłam do zielonego ruloniku.
Za chwilę było po wszystkim. Axl spoglądał na mnie zaskoczony, ale nie zabierał głosu. I jego szczęście, bo zapewne straciłabym nad sobą kontrolę. Otarłam nos o skrawek dłoni i zaciągnęłam się powietrzem, w celu „przewietrzenia” narządu węchu. Wzrok utkwiłam gdzieś w ścianie naprzeciwko. Malował się na niej Paul Stanley ochoczo śpiewając „ I… wanna Rock N’ Roll all night! And party everyday!”. Uśmiechnęłam się do wyimaginowanego gwiazdora, kiedy to usłyszałam jak przez mgłę, delikatne pociągnięcie za strunę gitary. 
I said baby you been looking real good, you know that I remember when we met!
It's funny how I never felt so good. It's a feeling that I know I know I'll never forget!
Oooh it was the best time I can remember.
Oooh and the love we shared, Lovin' that'll last forever" zaśpiewał tak lekko i dość szybko, nie odrywając ode mnie wzroku. Sama nie byłam lepsza. Wlepiłam moje ślepia w jego usta. Wyglądały śmiesznie i uroczo, kiedy śpiewał. W ogóle mimika podczas śpiewu Willa była na prawdę bogata i zabawna.
Przerwał na moment, aby po chwili nadal śpiewać akompaniując sobie przy tym gitarą Stradlina.
" There wasn't much in this heart of mine, but there's a little left and babe you found it.
It's funny how I never felt so high!
It's a feeling that I know I know I'll never forget!
Oooh, it was the best time I can remember, Oooh and the love we shared, lovin' that'll last forever! "
Chwila przerwy i refren. Przeszły mnie ciary, usłyszawszy piękny głos Axla, który to co chwilę wskazywał na mnie palcem śpiewając:
" I think about you, honey you're the time my heart says 'yes'!
I think about you, Deep inside I love you best!
I think about you, you know you're the one I want!
I think about you,
Darling you're the only one, I think about you...
Yeah! Hahaha! " zaśmiał się skrzeczącym głosem, na co i ja wybuchłam śmiechem.
" I think about you, you know that I do.
I think about you, All alone only you
I think about you, ooh its true
I think about you,Yes I do...
I think about you, All alone only you
I think about you,
Oooh its true!
I think about you
Yes I do... " zapewniał akcentując dokładnie każde "you".
" Somethin' changed in this heart of mine, and I'm so glad that you showed me. Honey now you're my best friend,
I want to stay together 'til the very end!
Oooh, it was the best time I can remember,
Oooh and the love we shared,
Lovin' that'll last forever.
I think about you, Honey you're the time my heart says 'yes'!
I think about you, deep inside i love You best!
I think about you, You know you're the one I want!
I think about you, Darling you're the only one! "

- Myślę o Tobie, tylko o Tobie- powiedział nadal się we mnie wpatrując. Trochę zaczynało mi to już ciążyć, zawstydziłam się. To była prawdziwa, piękna chwila refleksji. Czy to było wyznanie miłości? Zaczęłam główkować, chociaż słowa mówiły same za siebie. Jednak dopuszczenie do siebie tej myśli było zbyt trudne. Nie po tym wszystkim, choć spodobało mi się. Samo jego poświęcenie, chęć, wykonanie dawało mi powód do radości, ale trudność w przezwyciężeniu tego wszystkiego była większa niż cokolwiek. Patrzył mi się głęboko w oczy, aż tak, że poczułam palący się policzek. Zarumieniłam się, po prostu. Aby odciągnął od tego jego uwagę uśmiechnęłam się lekko i przygryzłam dolną wargę.

- Kocham Cię, czy ty to rozumiesz? - głos mu się łamał, a w jego oczach pojawiły się łzy. Po części chciałam, żeby chociażby przez moment poczuł się jak ja. Dlatego milczałam.

- Dla kogo ten kawałek? - zapytałam jakby nigdy nic, bo tak na prawdę miałam straszną pustkę w głowie. Po kilku sekundach zorientowałam się, że palnęłam nieziemską głupotę. Przypomniałam sobie tekst, był przepełniony zaręczeniami,  przecież to było wyznanie miłości. Uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło - wybacz.

- Jak widać czasami zwykłe słowa mieszają w głowie - zaśmiał się, zupełnie nie przypominając już tego smutnego Axla, który chwilę wcześniej stał przede mną - to jest kawałek o Nas. Dla Ciebie, dla mnie. Dla naszej miłości, tak?

- A czy ty drogi Williamie rozumiesz, że mnie zraniłeś?! - wstałam żywo gestykulując. Tak, byłam zła i chciałam to z siebie wyrzucić, jak najprędzej- Nie, bo przecież ty jesteś kurwa święty! Najpierw mnie skrzywdzisz, a następnie Magda ma Ci się, od tak, rzucić na szyję!

- Ja wiem. Ja na prawdę zrozumiałem przez tą noc, że powinienem Cię wspierać. Ale szczerze? - spojrzał na mnie wyczekująco, na co kiwnęłam głową - boję się z Tobą dźwigać ten ciężar. Nie znam Twojej przeszłości, nic nie wiem na ten temat. Gdy go zobaczyłem, w sensie Twojego ojca, pomyślałem: yhm, Michelle nigdy nic nie wspominała mi na jego temat, ale przecież ojca ma, więc ok. Koleś przyjechał spotkać się z córką, spoko. Powiedz mi, skąd niby miałem wiedzieć, że dobrze z nim nie żyjesz?! Ja nic o Tobie nie wiem!

- Może to i nawet lepiej - wzruszyłam lekceważąco ramionami i wtuliłam się w miękkie, duże poduszki kanapy, ściągając przy tym ramoneskę i kowbojki.

- Nie - stanął nade mną i bacznie mi się przyglądał - chcę wiedzieć o Tobie wszystko.

- Jest Ci to, AŻ tak bardzo potrzebne do życia? Inaczej jebniesz trupem, tak? Nie martw się, za niedługo zniknę z powierzchni Ziemi. Nie będzie mnie tutaj, u matki, u nikogo. Zatem szanowny panie Rose, nie ma o czym gadać.

Axl usiadł obok mnie, ściągnąwszy z siebie wcześniej gitarę i ostrożnie odstawiając ją na bok. Chwycił jedną dłonią moją twarz i spoglądnął mi prosto w oczu. Ponownie.

- Gadaj!

- Spierdalaj! - odepchnęłam go i rzuciłam moje spierdalaj, które było dla mnie czymś w rodzaju: cześć. Niespodziewanie Axl natychmiast wpił się zachłannie w moje wargi, co było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Była niemalże pewna, że zaraz wyłapię w moją niewyparzoną mordę, a tu coś takiego. Mimo to, nie chciałam tego. Po prostu nie chciałam, nie teraz, nie z nim. Po nieudanych próbach odepchnięcia i odciągnięcia go od siebie poddałam się i żarliwie oddawałam każdy pocałunek, każde muśnięcie mych ust. Po kilku minutach tej "udręki"... spodobało mi się. Był to pewien rodzaj sadystyki, ale z namiętnością. Namiętnością, która biła od rozpalonego i podnieconego Axla. Jemu też spodobała się ta brutalność, władza. Czasem musieliśmy złapać oddech, wtedy Rose wcale nie udawał, że się nie cieszy. Śmiał się jak szalony, jak wygrany. Bo... wygrał. Teraz kierowała mną jedynie żądza brutalności seksualnej, wiążącej się z owym uczuciem, którym darzę pana na przeciw mnie. Chciałam go, pragnęłam. Ku mojemu zdziwieniu nagle odepchnął mnie od siebie, choć łatwo nie było. Spojrzałam na niego pytająco. Ten uniósł palec do góry, zaciągnął się powietrzem i wstał.

- Chwila moment.

Pobiegł do kuchni. Rozglądam się po salonie. Co ja kurwa robię?! Więcej nie biorę, bo źle na mnie działa. Serio, kokaina z rana to niezbyt dobry pomysł. Jestem pojebana, ale Go kocham, no cóż poradzić. Wbijam sobie paznokcie w kolano, sprawia mi to przyjemność. Lubię to uczucie, serio. Brutalność z umorem. Oczywiście, nie odmawiam sobie tego również przy seksie. Mam zamiar... Nagle z kuchni wychodzi Axl. Jego twarz zasłania ogromny bukiet czerwonych róż, które trzyma w ręce. Podchodzi do mnie i wręcza mi je, uśmiechając się przy tym łobuzersko.

- Dużo kwiatów dla mojej, dużej, niegrzecznej, przepięknej, kochanej dziewczynki.

- Ale ty masz najebane, chłopczyku! - śmieję się przyjmując bukiet. Jednak szybko odkładam je na bok i przyciągam pośpiesznie Willa do siebie. Łączymy się w gorącym, zmysłowym i ponętnym pocałunku, powoli tracąc ubrania z naszych rozgorzałych ciał. Zawieszam nogi wokół jego talii, palce wplątuję w rude, niesforne, lekko natapirowane włosy. Obijamy się o ściany salonu, ale zupełnie Nam to nie przeszkadza. Teraz tylko ja i on. My, sami, zakochani. Wbijam lekko paznokcie w jego plecy, gdy on pieści, całuje i gryzie moją szyję. Odchylam głowę do tyłu oddając się tej przyjemności przejeżdżając dłonią po jego tułowiu. Każdy gwałtowny ruch podwyższa mój temperament i pożądanie. Zerkałam w dół, tak. Oboje jesteśmy nago, nawet nie zauważyłam kiedy straciłam bieliznę. Let's do it! Przeciągam Axla na sofę ciągnąc go za sobą, będzie wygodniej. Prócz naszych wzdychań i momentalnych jęków słychać jedynie odgłosy tłukących się o siebie bransoletek Rose'a oraz muzykę Motley Crue. Cały album Shout at the Devil, akurat genialny kawałek "Too Young to fall in love" chociaż nie na temat, znacznie ubarwia nastrój i atmosferę.

- To co, seks na zgodę? - Axl obdarowując pocałunkami moje ciało, na wskroś przejeżdża po nim delikatnie wierzchem dłoni.

- Nie pierdol, tylko zabieraj się do roboty - mruczę popijając otwartego Jacka Danielsa w butelce, który spokojnie spoczywał na stole - to znaczy pierdol - śmieję się. Wychylam się lekko, aby odłożyć trunek na miejsce. Wtedy czuję go w sobie. Jest we mnie, znów. Kocham to uczucie, nic nie jest mu równe. William szczerzy się w uśmiechu, a ja rozkładam nogi jeszcze szerzej. Kiedy Rose przyśpiesza tempem, uginam się głęboko wzdychając, a może i nawet jęcząc...

- o mój kochany Boże - jestem wykończona. Popijam alkohol oddychając ciężko.

- e tam, pierdolisz. Wystarczy Axl - słyszę jego stłumiony śmiech, mimo wszystko. Wypija Danielsa do końca i przytula się do mnie. Nasz nagie, spocone ciała przyczepiają się do siebie. Trwamy w tym uścisku przez dobre pół godziny, dopóki do domu nie wpada Duff z bananem na twarzy, jak zwykle.

- Siema zakochańce, seksik na zgodę był i po problemie, hm? - uśmiecha się. Widzę, że się cieszy głównie z mojego uśmiechu, z mojego szczęścia. Jesteśmy przyjaciółmi i zapewne zależy mu na moim szczęściu.

- Ej, kurwa - Axl zakrywa mnie swoim ciałem jeszcze bardziej.

- Dobra, nie patrzę.  Ja pierdole. - McKagan kieruje się do kuchni - mogliście ruchać się gdzie indziej. Cała chata wolna! Specjalnie dla Rose'a, a Ci tutaj kurwa - unosi ręce w geście poddania i znika w progach pomieszczenia.

- Pierdol się - Will jak zawsze musi dorzucić swoje. Zaraz po tym, całuje mnie namiętnie. Nie zwracamy uwagi na to, czy ktoś Nas obserwuje czy też nie. Miłość miesza w głowach. Do salonu wchodzi Izzy, za nim Slash i Steven.

- Nareszcie! - Izzy podbiega do mnie, klęka przy kanapie i muska swoimi wargami moją dłoń - Bogini, kurwa, Bogini! Dziękuję Ci - patrzy na mnie z wesołymi ognikami w oczach - w końcu ten chuj nie będzie mi pierdolił, że spierdolił sprawę i jest skończonym idiotą. Fakt jest, ale nie będzie mi już więcej truł takimi debilnymi sprawami dupy. Och, nawet nie wiesz jak bardzo Ci dziękuję - zerka lekko w stronę Axla z perfidnym uśmieszkiem.

- Sorki Chelle, tak w ogóle. Spartoliłem wczoraj sprawę, wiesz. - odzywa się nagle Slash.

- Nie ma o czym gadać, spoko.

- A ty kurwa, weź dupy nie wystawiaj - Duff ze stoickim spokojem wychodzi z kuchni, w jednej ręce trzymając butelkę piwa, a w drugiej papierosa. Bez słowa sprzeciwu i jakiejkolwiek docinki Will podnosi jakiś ciemny koc leżący na podłodze, którym okrywa Nasze nagie ciała.

- Słuchajcie, muszę się ubrać. Zaraz zrobię Wam pyszny obiad, hm? - zwracam się do chłopaków z uroczym uśmieszkiem. Tak na prawdę jest to pretekst, nie chcę mi się już leżeć, zwłaszcza nago w obecności kolegów mojego chłopaka!

- Ok - rzucają chórem i już ich nie ma.
Sięgam po moje, porozrzucane po całym salonie, ciuchy. Rose mnie bacznie obserwuje. Wciągam na siebie koszulkę z logo KISS i skórzane spodnie.

- Co ty na, abym sobie zrobiła sobie kolczyk w pępku? - pytam nagle, nie wiem co mi odbija, ale powtarzam: nigdy więcej kokainy z rana!

- Co kurwa? - Axl ma z kwaszoną minę, patrzy na mnie zaskoczony- w ogóle coś takiego jest możliwe?!

- Ponoć tak.

- To chyba jakaś totalna nowość - przewraca oczami - co się dzieję na tym świecie - uśmiecha się łobuzersko.

- Witamy w dżungli, kochanie! - udaję Rose'a wykrzywiając się i skrzecząc.

- Cześć - macha mi ręką z uśmiechem- co do kolczyka. Masz już przecież w nosie, w uszach i to pełno... Ale jeśli potrzebne Ci to do pełni szczęścia to idziemy do studia i robimy kolczyka w pępku.

- Zobaczy się.


***

- Hej, to co chcecie? - wychylam głowę z kuchni, spoglądając na chłopaków oglądających wiadomości w telewizji.

- Co ty na to, żeby to tak przestawić w naszym teledysku? - pyta Slash.

- Ty stary! To nie jest głupi pomysł, przecież to co teraz dzieję się na świecie to kurwa jebana dżungla! - odpowiada mu Axl nieziemsko się napalając i pocierając o siebie dłońmi.

- Halo?! - pytam zniecierpliwiona.

- Hm? - Izzy wreszcie zerknął w moją stronę.

- Co chcecie na obiad?

- Hamburgery? - Duff nawet nie mnie  nie patrzy, tylko popija piwo gapiąc się w ekran.

- Nie tylko nie jebane kurwa hamburgery - Izzy podpiera głowę o rękę.

- Nie wiem - Slash szczerzy się w moją stronę.

- A co proponujesz skarbie? - Axl zmierza powoli w moim kierunku.

- Pierogi - uśmiecham się, ale ich twarze nic nie mówią. Haha, ale mam satysfakcję.

- Co to jest?! - Duff nadal wgapiony w telewizor pyta zaciągając się przy okazji fajką.

- Takie tam, polskie danie. Dobre, poważka. Tylko ktoś będzie musiał mi pomóc.

- Ok, ja jestem ochotnikiem - Axl obejmuje mnie w pasie i ciągnie w kierunku blatu kuchennego.

- Hej, hola hola, ja też! - Duff zrywa się nagle z sofy i pełen entuzjazmu pędzi za nami.

- Kucharze się znaleźli - chichoczę pod nosem i zabieram się za przygotowanie wyżerki.


***


Axl z uwagą mi się przyglądał. Dobrze wiedziałam czego ode mnie oczekuje. Ale bałam się, nie chciałam do tego wracać, wspominać, rozdrapywać ran praktycznie od nowa. One będą krwawić razem z moją psychiką. Ja chciałam zacząć wszystko od nowa, po prostu. Czy to tak wiele? Przecież nie pragnęłam niczego innego niż spokoju moralnego. Nic więcej mi nie potrzeba, na prawdę. Stałam odwrócona do nich tyłem, więc naraz odwróciłam się i spojrzałam na ich wyczekujący wyraz twarzy. Oboje czekali tylko, aż powiem co mnie spotkało, jaki to los był dla mnie okrutny. Wzięłam głęboki wdech i położyłam dłonie na biodrach, wbijając palce w wystające kości miednicze.
- Nie, nie. Proszę nie każcie mi tego robić. Nie chcę o tym mówić.

- Michie - Duff proszącym tonem zwraca się do mnie.

- No dobrze, skoro już chcecie...

- My nie chcemy, my po prostu musimy to wiedzieć! - Axl uśmiechał się lekko, jak gdyby zachęcająco. Duff kiwnął przytakująco głową. Miałam totalny mętlik i bajzel w głowie. Szukałam tematu, którym mogłabym zastąpić tą rozmowę.

- Co do wiadomości i waszej konwersacji w salonie to macie zamiar nakręcić na ten temat teledysk?

- Przestań. Ale tak, mamy zamiar. Teraz mów - chłopak o rudych włosach wzdycha głęboko przewracając oczami.

- Ok, kurwa. Whatever. - rzuciłam im wkurwione spojrzenie i zaczęłam mówić- powiem w wielkim skrócie. Był tata i mama. Tata był fajny i nagle zniknął z mojego życia. Miałam wtedy 7 lat, byłam mała, nie za bardzo wiedziałam o co chodzi. Mama została i dzielnie się mną opiekowała. Bez przerwy próbowałam wyciągnąć od mamy jakąkolwiek informację o ojcu, ta jednak przez płacz odpowiadała, że tatuś za niedługo wróci. Czekałam. Każde Święta Wielkanocne, moje imieniny, Dzień Dziecka, urodziny, Boże narodzenie. Nic. Zero śladu po wysokim blondynie. Najgorsze jednak było, kiedy dowiedziałam się, że mama jest w ciąży. Potem wszystko działo się tak szybko poród, wychowanie brata. Zupełnie zapomniałam jaką funkcję obiera w rodzinie ojciec, bo ten nie łożył na utrzymanie swoich dzieci. Z resztą nawet nie wiem, ale mama po pewnym czasie zaczęła mocno go wyzywać, jednocześnie buntując mnie przeciwko niemu. Cóż, sytuacja nie była zadowalająca, zatem wyjechałyśmy do Londynu. Tam przeżyłam swoje najlepsze lata. 7 zajebistych lat mojego życia. Bez ojca. Nawet o nim nie myślałam, nie pamiętałam. Tylko czasami, kiedy ktoś wspominał o swoim tatusiu automatycznie w głowie wyświetlał mi się jego obraz. Nie ważne, kiedy już znudził mi się mój ukochany Londyn, i nasiliła się fala emigracji do USA z rodziną spakowaliśmy manatki i przyjechaliśmy tutaj. Los Angeles przywitało Nas dosyć miło, ciepło, raczej bez niespodzianek. I teraz nagle, po tym wszystkim, po tej traumie, którą przeżyłam zjawia się człowiek, mówiący, że jest moim ojcem. Zupełnie nie go nie znam, to jedynie mój biologiczny twórca. No... To koniec bajki- byłam bliska płaczu, jednak za wszelką cenę próbowałam się powstrzymać i... udało mi się!
Chłopaki byli najwidoczniej bardzo zaskoczeni, gdyż przez następne 5 minut panowała między naszą trójką niezręczna cisza.

- I od tamtego czasu nie miałaś z nim kontaktu? - zapytał wreszcie nabuzowany i wściekły Axl.

- Tak.

- Przykro mi. Wiesz, Michie przepraszam- Duff przytulił mnie mocno i pocałował mnie w czoło. Nie ma to jak przyjacielski uścisk, daję kopa i nastawia optymistycznie na przyszłość. Zerknęłam na bok, na mojego Willa, który z nietęgą miną spoglądał na Nas. Oderwałam się od McKagana i wtuliłam w ramiona Rose'a.

- Ja też przepraszam. Bardzo, bardzo mocno Cię przepraszam. Głupki z nas. A jak spotkam tego typa to...- nie chciałam, aby kończył. Rozumiałam jego złość, ale musiałam go uspokoić. Przerwałam mu nagłym buziakiem w usta, ten jednak znacznie przedłużył pocałunek; rozchylając językiem moje wargi i jego koniuszkiem badając konstrukcję mojego podniebienia.

- Fuj, kurwa! - Duff zakrył twarz dłońmi, mimo to podglądał mnie i Axla przez palce. Zaśmiałam się gardłowo, przylegając ciałem do Williama i pokazałam basiście środkowy palec.

3 komentarze:

  1. to jest naprawdę zajebiste! ;) przeczytałam całego tamtego bloga i uświadomiłam sobie, że już to przecież kiedyś czytałam. :)
    drive-me-to-hell.blog.onet.pl
    informuj mnie prosze o nowych rozdziałach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. W każdym "odcinku" zdaje mi się ze Duff próbuje coś z Michelle kręcić ale zawsze mu przeszkadza axl tak mi się tylko zdaje xD

    OdpowiedzUsuń
  3. powinien się jakiś romansik pojawić bo trochę nudno xd

    OdpowiedzUsuń