A.
Spojrzałem na ulicę przez zabrudzone okno. Tak, właśnie
tak, szyba była ujebana od chuj wie czego (czyt. sperma czy coś jeszcze
bardziej obrzydliwego) i nikomu się nie chciało jej umyć. Co za zjeby jebane.
Nie dość, że wszędzie syf, kiła i mogiła, nie umyte gary w zlewie, robaki w
kiblu, okna brudne to jeszcze wszędzie łapki na myszy.
Skoro im się nie chce sprzątać, to ja
też nie będę, z resztą... Jutro jedziemy w trasę, więc bez sensu będę się pocić
i latać po chacie, z miotłą jak pojebany. Poza tym, jestem tu dopiero gdzieś
trzecią noc, zatem ja niczego czyścić nie muszę. Muszę się przyznać, że już
zaczynałem tęsknić za tym codziennym, nawet zjadalnym obiadkiem, posprzątanym,
wypolerowanym mieszkaniem...
Zsunąłem się na kanapę, chwytając puszkę z piwem ze stołu i od razu
wypiłem to stare świństwo. Nie mam pojęcia ile ten browar tu leżał, ale zaraz
się zrzygam, o. Krzywiąc się, próbowałem zwinąć się w rulon, kurwa Bóg jeden
wie co to była za pozycja, w każdym razie chciałem zasnąć. Byłem zbyt zmęczony
na jakieś tam rozmyślania o nieudanej miłości. Trudno nie ta, to będzie
następna.
Niespodziewanie ktoś zapukał.
Oczywiście pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl była Michelle. Jednak
kiedy już wstałem i skierowałem się do drzwi pomyślałem, że to na pewno Kate.
Nie jestem gentelmanem, więc nie będę otwierał kochance Slasha.
- Właź!
- Siema, cześć, witam... Jeszcze
śpicie?!
- Nikki?! - zrobiłem wielkie oczy, a
Hudson automatycznie się obudził. Gdy zobaczyłem wchodzącego zaraz za nim
Tommy'ego, miałem ochotę wstać i znowu mu zajebać. Frajer jebany!
- O, pizzę macie. Bogate gnojki.
- Lee, weź ogarnij dupę. - burknął
Sixx, odciągając pałeczkowego od naszego przedwczorajszego, wczorajszego i
zapewne dzisiejszego obiadu.
- Głodny jestem, co poradzisz? -
poklepał się po niemalże wklęsłym brzuchu i kurczowo wzrokiem w salonie szukał
czegoś przypominające cycki. Y-ym, nic z tego panie Tommy Lee. Żadnej laski,
jesteśmy spłukani, nie mamy na dziwki. Spojrzenie wreszcie zatrzymał na mnie,
głupkowato się uśmiechając.
- Jakiś problem, dymaczu nie swoich
pann?
- Ej, Rose. Uspokój się. - jasne, pan
zajebisty Duff też otworzył oczy w odpowiednim momencie.
- Po chuj wy tu?
- Jedziecie jutro w trasę, hm?
- No i po jakiego grzyba Ci to wiedzieć?
- zdziwiłem się. Chcąc nie chcąc, czekałem, aż o to zapyta.
- Możecie zagrać przed nami na kilku
koncertach...
- A może pizza do tego?!
- Z miłą chęcią, Axl, przyjacielu.
No nie powiem, wredny ten perkusista
Motley Crue. I wyjątkowo inteligentny... choć nie wygląda. Kurwa, który
posiadacz pałeczek jest mądry? Patrząc na naszego Stevena, to mądrością on nie
świeci, ale i tak go kochamy, nie?
Stwierdziłem, że dalsza pogawędka nie
prowadzi do niczego sensownego, zatem sympatycznie, i z uśmiechem kazałem im
wypierdalać. Na moje nieszczęście w porę przebudził się Adler.
- Siema Tommy, Nikki. Gdzie Vince i
Mick?
- A jak myślisz? - zapytał ironicznie
Sixx.
- Pieprzą laski.
- Dokładnie, bracie. - zaśmiał się
basista i poklepał "naszego" po ramieniu.
- Co was sprowadza do mojej
rezydencji?
- Nie tylko Twojej, idioto. - wydarł
się gdzieś tam z końca pokoju, spod kaloryfera, Stradlin.
- Szczegół. - oj, Steven, będzie
wpierdol!
- Chcieliśmy zagrać z Wami kilka
koncertów.
I taka tam gadka szmatka, ważne, że
po jakiś dwóch minutach opuścili naszą willę.
Gdy tylko Adler zamknął drzwi, nadal podśmiewając się pod nosem, rzuciłem się na niego.
- Co ty sobie wyobrażasz, palancie?!
Jak masz takie zajebiste kontakty z tymi cwelami to proszę ja Ciebie bardzo!
Wypierdalaj do nich!
- Axl...
- Nie Axluj mi tutaj! Ten jebany chuj
z dużym... chujem (?!) chciał mi przelecieć laskę. Moją kurwa laskę i mam sobie
teraz z nim jeździć po kraju i patrzeć jak pieprzy inne?! A co gorsza, może
Michie z nimi pojedzie, hm? Zajebiście Ci było jak pierdoliłem tą Twoją
Adrianę?
- No nie, ale to stare dzieje...
- Stare, nie stare. To nie jest miłe.
I sorry tak w ogóle za tą Smith. Tak wyszło.
Steven pokręcił tylko głową, paprając
coś pod nosem. No kurwa, muszę wyjść.
M.
Doskonale wiedziałam, kiedy Axl jedzie w trasę. Niemal codziennie Katie
wpadała pogadać i zawsze przypominała, że 11-stego września grają już w San Antonio,
w stanie Texas. Pod koniec września będą w Europie. Trasa zakończyć się miała
gdzieś w Sylwestra, a od 5-tego stycznia od nowa i ponownie do końca roku. Nie
chodziło teraz o to, czy z nim pojadę. No tak w zasadzie to, o to wszystko się
rozchodziło. Mogłabym nie pojechać, ale wtedy... Zobaczę się z nim dopiero za
pół roku, a wtedy... Boże, on może mieć już inną. Kocham go. Kocham go nad
życie, mówię całkiem poważnie. Nie wyobrażam sobie straty go... na zawsze. Może
powinnam iść do tego ich burdelu na Sunset Blvd. i przeprosić? Ale kurwa,
przecież to nie moja wina, duma mi nie pozwala. Może powinnam go olać? Zwodzić?
Uwodzić?! Pierdolę bez sensu.
Patrzę w kalendarz, mam tam wszystko zapisane, wszystkie kłótnie, daty,
nawet godziny! Jestem pojebana, ale najwidoczniej to dla mnie ważne. Co?! Tyle
razy się kłóciliśmy?! Ja jebię, posrało Nas. Aż zaczynam śmiać się sama do
siebie. Jednak chwilę później to już nie śmiech, a raczej płacz. Znowu...
Dzisiaj jest... 10!? Co kurwa?! 10.
IX. 1987r.! Nie wierzę, spoglądam jeszcze raz, jak gdyby dla pewności. Być może
coś pokręciłam.
Nie, nie, nie. Wszystko się zgadza,
jutro Guns N' Roses jedzie w trasę. Chwila gdzieś tu miałam rozpiskę... O,
jest. Los Angeles, CA, tutaj kończy się trasa. To oznacza, że mogę nie jechać?
Nie wytrzymam to jakieś cztery, pierdolone, długie miesiące. Jednak ja nie
potrafię go przeprosić, nawet nie wiem za co. Fakt, że omal nie wylądowałam z
Tommy'm w łóżku, lecz to wszystko przez Willa. Dokładnie wszystko. To on
zaczął, prawda?
Nie, to brzmi jak piaskownica.
Wstaję z łóżka, chodzę bezradnie po pokoju, szukając czegoś co przypomni
mi jakieś nasze miłe chwilę, coś co spowoduję, że zechcę go przeprosić.
Szperam w szafce. Jest jego koszulka.
Długo nie myśląc chcę już wybrać jego numer, kiedy słyszę, że telefon właśnie
dzwoni. Podnoszę pewnie słuchawkę, będąc przekonana, że to Katie.
- Katie, musisz mi pomóc. Kocham go,
kocham go nad życie, nie wyobrażam sobie, żeby pojechał w trasę beze mnie.
Musisz mu to powiedzieć. Musisz, słyszysz? Nie chcę żadnych sprzeciwów. Wiesz,
mam nawet na sobie jego koszulkę. Pachnie nim. Pamiętam jak u mnie spał, to było
chyba raz, czy tam dwa. Później Mick... tfu...
W tym momencie mój monolog zostaję
brutalnie przerwany.
- Co kurwa?! - to On. To Jego głos.
Cudowny głos. - Tommy jedzie w trasę, tak? I chcesz z nim jechać, tak? Wiesz co
Ci powiem?! Jak możesz... jak możesz tak bezczelnie się z tym obnosić. Masz na
sobie jego koszulkę, och jak słodko, no w chuj. Masz koszulkę Lee na sobie, bo
z nim spałaś, on spał u Ciebie. No zajebiście. Myślałem, że chociaż Tobie można
zaufać. Chciałem Cię zaprosić, chciałem pogadać, potrzebuję z Tobą pogadać. Nie
chcę się rozstawać, kłócić, bić. Nie chcę, rozumiesz?!
- Ale Axl...
- Nie przerywaj mi jak do Ciebie
mówię, kurwa! - jego głos nagle stał się zły, zły na mnie. A ja byłam zła na
siebie, do chuja pomyliłam tylko imię, chciałam powiedzieć Slash!
- Mówiłam o...
- O Tommy'm, wiem. Nie jestem głupi!
- Axl, nie krzycz. - no i po sprawie,
rozpłakałam się, nie dałam rady mówić dalej.
- Moją dziewczynę rucha pół miasta, a
ty mówisz, że mam nie krzyczeć? Wiesz co? Spierdalaj!
- Will, proszę pogadajmy...
Dźwięk odkładanej słuchawki zaczął,
aż piszczeć mi w uszach. Czy ja naprawdę jestem wszystkiemu winna?
- Marlboro czerwone, poproszę. –
szperam w kieszeni, by znaleźć drobniaki.
- To wszystko?
- Tak, dziękuję. – płacę jej szybko i
już chcę wychodzić, kiedy niespodziewanie na kogoś wpadam.
- Michelle? Jak miło Cię spotkać.
- Tommy?! – kurwa, idiotko, widzisz,
że przed Tobą stoi i się jeszcze pytasz.
- Pójdziemy na kawę?
Szczerze powiedziawszy jakoś nie
miałam teraz ochoty pić kawy, ani nigdzie iść, ale okej, zgodziłam się. Co
prawda, za ciekawie też nie wyglądałam; podkrążone oczy, sprana bluzo-kurtka
firmy Adidas, trampki, sprana koszulka i stare, wytarte jeansy. Czyli w
skrócie: obraz nędzy i rozpaczy. Wyskoczyłam tylko po fajki, i to jeszcze do
tego najmniej oblężonego sklepiku na rogu, więc jakim cudem on się tutaj
znalazł? No mało ważne.
Udaliśmy się do jakiejś przydrożnej
kawiarenki. Usiedliśmy przy stoliku, na samym końcu. Lee zamówił sobie ciasto
czekoladowe i kawę, mnie wziął ciastko z kremem adwokatowym i kawę z mlekiem.
Podobało mi się, że jest taki szarmancki, kulturalny i miły. Zupełnie inny niż
wczoraj, czy też w teledyskach Motley Crue. Całkowicie inny, przykładny
mężczyzna, teraz bez tapira, bez makijażu, ubrany skromnie. Mamie pewnie by się
spodobał… Nie myśl, Chelle. Nie wychodzi Ci to za dobrze, jak widać.
- O czym chciałeś pogadać?
- W zasadzie… Chciałem Cię
przeprosić. Wiem, że my, rockmani, brzydko mówiąc, prawie zawsze pieprzymy te
same laski, ale to było nie w porządku, wobec Axla. Tak mnie się zdaję, nie
sądzę, że tak na pewno jest, ale przemyślałem to i zrozumiałem, że nawet jeżeli
mi się podobasz, bo tak jest, bardzo mi się podobasz, pociągasz mnie i nie mogę
teraz kontrolować, to wiem, że nie możemy być razem. A przygodny, jednorazowy
seks to nie dla mnie. Owszem, z dziwkami i szmatami z ulicy, tak, ale nie z
kimś tak cudownym jak ty. Jesteście parą, Duff mi mówił, że nawet
narzeczeństwem. Nie chcę psuć między wami, to nie moja rola, wybacz.
- Tommy, ja nie wiem co powiedzieć…
Kocham Axla, ale on mnie zdradził.
- Chciałaś się zrewanżować, tak?
- Nie, nie o to teraz chodzi. Nic nie
chciałam, samo tak wyszło. Przecież wiesz, że ty i Twoi koledzy z zespołu,
jesteście moimi idolami. Powiedz mi, która dziewczyna nie chciałaby uprawiać
seksu ze swoim idolem? Każda by chciała. A, że było to akurat w takim momencie…
Może i miało to jakieś znaczenie. Kocham Axla, naprawdę, kocham go najmocniej
na świecie. Nigdy nie miałam w zamiarze zdradzić go, z kolegą, że się tak wyrażę,
z branży.
- Rozumiem, mała. Doskonale rozumiem.
Chcę tylko powiedzieć, że jeżeli kiedyś,by Wam nie wyszło, nie żebym Wam tego
życzył, ale tak może być. Zdaję sobie sprawę, że Rose to wybuchowy facet,
czytam prasę, więc… no, sama rozumiesz. – zaśmiał się ironicznie. – Gdybyś
chciała pogadać, ewentualnie uprawiać seks, to możesz do mnie zadzwonić!
Roześmialiśmy się oboje. Zrozumiałam
jak bardzo potrzebowałam, pewnego rodzaju spowiedzi, musiałam się przed sobą
wytłumaczyć, usprawiedliwić. Tommy mi w tym pomógł. Nie było w tym żadnej
ingerencji seksualnej, od tak, zwykła rozmowa, po prostu.
Pogadaliśmy jeszcze dobre dwie
godziny. Nie tylko o karierze, ale i o zwykłym życiu, jakie oboje prowadzimy. O
troskach, problemach i takich tam, bzdetach. Potem odprowadził mnie do domu,
pocałował w policzek na pożegnanie.
NASTĘPNEGO DNIA.
Obudziłam się gdzieś ok. 10 rano.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że to dzisiaj. Dziś Axl wraz z zespołem
jedzie w trasę. Nadal miałam do niego żal, ogromny. Chyba zbyt duży, by tak po
prostu wybaczyć…
A.
Do ostatniej chwili, miałem tą
nadzieję, że przyjdzie. Jednak tak się nie stało. Nawet Katie była, stała
dzielnie u boku najebanego od rana mulata, Izzy wiercił się tu i tam,
sprzedając resztę towaru. Za dwie godziny odlot, zaraz odprawa, trzeba się
pozbyć prochów.
Przyjechał menadżer, wszyscy pognali
szybko na lotnisko, a ja nadal stałem przed terminalem, czekając na Nią.
Niestety nie przyjechała, nie było jej.
Siedzimy na jebanym lotnisku, czekamy
na ten skurwiały samolot. Czy to koniec?
- Katie… Michelle, wie? – podchodzę
do dziewczyny Hudsona. Ona powinna coś wiedzieć, prawda?
- Wie, zastanawiała się, ale jak
widać nie przemogła się. Musisz jej wybaczyć, zrozum.
- Idę się wylać.
To jest jakieś pojebane, jeszcze
miesiąc temu planowałem, jak będzie wyglądać pierwsza, prawdziwa trasa
koncertowa z nią, a jej teraz przy mnie nie ma.
„ PROSIMY DO WYJŚCIA NR. 11 „ rozlega
się głos jakiejś laski. No chuj, to lecimy!
Bilety, autobus, schodki, samolot,
siedzenie. Lepiej.
- Witamy na pokładzie samolotu nr.
666. Samolot jest i wyłącznie do Państwa dyspozycji.
To chyba pilot, chuj wie. Rozsiadłem
się gdzieś na tyłach, trzy wielkie siedzenia dla mnie. O jak dobrze!
Ten jakże wspaniały odpoczynek
przerwała mi stewardessa, pytająca czy życzę sobie czegoś.
- Tak, proszę pani, Burbona i
świętego spokoju. Amen.
Jestem wkurwiony, ale… trzeba to
przemóc.
KILKA DNI PÓŹNIEJ.
Pisać czy nie pisać… Oto jest
pytanie. Okej, mam, okej piszę.
Chwytam mocno długopis i zaczynam:
„ Moja kochana Michelle!
Właściwie nie wiem od czego zacząć.
Mógłbym pisać jak bardzo mi przykro, jak bardzo żałuję, ale myślę, że już to
wiesz. Kocham Cię i wiedz, że to boli. Boli jak cholera, myśl, że mogłabyś być
z innym mężczyzną. To niewyobrażalny ból, dla mnie, dla faceta. Upadek
moralności i czegoś… nie wiem jak to ująć, po prostu czuję się jakbym Cię nie
zadowalał, rozumiesz? Czuję się źle i mimo, że się powtarzam, Michelle kocham
Cię. Pamiętaj! Nie wiem czy w ogóle odpiszesz, oby tak. Tak czy siak nie
zapomnij o mnie, proszę.
Tak w ogóle spoglądam właśnie na mój
tatuaż. Pamiętasz? Od razu przypomina mi się wszystko. Michelle, nie schrzańmy tego, proszę Cię!
„ Things will be just fine, the lights
are shining bright.
You and I've got what it takes to make it, won't fake it.
You and I've got what it takes to make it, won't fake it.
I'll
never break it, 'cause I can't take it. “
Na zawsze Twój, Axl. “
Pognałem czym prędzej na pocztę i po prostu włożyłem do
skrzynki. Zacząłem się modlić, bym jak najprędzej dostał odpowiedz. Piękną,
uszczęśliwiającą odpowiedz, rzecz jasna.
O, już. Dosyć szybko. Otwieram list, chociaż dłonie trzęsą
mi się niesamowicie.
Jeszcze nigdy nie czułem się tak zestresowany, przysięgam.
„ Drogi Williamie!
Nawet nie wiesz jak ucieszyłam się z Twojego listu. Czuję
się dokładnie tak jak ty. Czuję się podle, jednak jestem kobietą, którą
oszukałeś. Do tego zraniłeś i zostawiłeś.
Czy Cię kocham? Na pewno tlą się we mnie jakieś uczucia
wobec Ciebie, ale nie jestem w stanie określić jakiego typu odczucia.
„Was a
time when I wasn't sure, but you set my mind at ease.
There is no doubt- you're in my heart now.
There is no doubt- you're in my heart now.
Said,
sugar make it slow, and we come together fine.
All we need is just a little patience. Could use some patience, yeah.
Gotta have some patience. „
All we need is just a little patience. Could use some patience, yeah.
Gotta have some patience. „
List był krótki, ale ja już wiedziałem co odpisać. Byłem
pewny, tego co chcę napisać. Można by powiedzieć, że naszła mnie wena. Ale nie,
ja po prostu przelałem moje uczucia na papier.
„ Michie,
skarbie!
“ I think
it'll work it self out fine.
If I
can't have you right now, I’ll wait, dear. Sometimes I get so tense, but I
can't speed up the time. But baby the name, I ain't got time for the game, because
I need you.
All this time… “
All this time… “
M.
Listy, które pisał Axl były wzruszające i zarazem mocno
poruszające. Czułam się dziwnie, ale wiedziałam, że pisze to od serca, tak jak
czuje.
Nie musiałam się już namyślać, wiedziałam co jest słuszne.
Wzięłam do ręki rozpiszę z miejscami koncertów:
September
16: Houston Music
Hall In Houston,
TX.
Czym prędzej chwyciłam za słuchawkę telefonu i wykręciłam
krótki numer, na lotnisko w LA.
- Dzień dobry, ja chciałabym zamówić bilet.
- Na kiedy?
- Dzisiaj, zaraz, jak najszybciej.
- Proszę chwilkę zaczekać… ehm, tak mamy akurat dwa
ostatnie, wolne miejsca. Płaci pani gotówką?
- Tak, na lotnisku. O której odlot?
- Za 3 godziny.
- Dziękuję bardzo, do zobaczenia.
Zleciałam na dół,
przy okazji pakując potrzebne mi manatki, w tym kasę. Jedna, mała torba na
kółkach, no nieźle, cały mój dorobek. Zaśmiałam się pod nosem z nutką ironii.
Cóż za idiotyzm- myślałam, czekając na taksówkę. Wsiadłam
i po niespełna kilkudziesięciu minutach byłam już na lotnisku.
Zapłaciłam przy
odprawie, kosztowało mnie to chyba ze 150 dolców, ale nie żal było mi je wydać.
Ani się obejrzałam, a siedziałam już w fotelu, w dużej, jak ja to zawsze określałam,
„puszce”.
Nigdy nie
przepadałam za podróżami samolotem, ale co poradzisz.
Turbulencje, stewardessa stojąca na środku, która
niecierpliwie, ze sztucznym uśmieszkiem, pokazuje jak się zachować w czasie
niebezpieczeństwa zawsze budziła we mnie strach i lęk. Sama nie wiem dlaczego.
Przymknęłam oczy,
starając się myśleć o czymś innym. Obok mnie siedziała jakaś starsza pani. Najwidoczniej
to była jej pierwsza „powietrzna” podróż, bo jej stres przeszedł na mnie. Zamieniłyśmy
kilka słów, powiedziałam, by się nie martwiła, że będzie dobrze.
No i tak też się
stało. Dolecieliśmy szczęśliwie do Texasu. Na koniec, zaraz po wylądowaniu dało
się usłyszeć triumfalną melodyjkę i oklaski pasażerów. W zasadzie to mogłabym
być stewardessą! Sprawdzanie dokumentów poszło sprawnie. Sprawniej niż się tego
mogłam spodziewać.
Zaraz po tym, pobiegłam do pierwszej, lepszej, wolnej
budki i wykręciłam numer, jaki podała mi kilka dni wcześniej Katie. Jak się
domyślałam- odebrał zaspany Slash.
- Daj mi Kath.
- Już, moment.
Ten moment to były jakieś długie pięć minut, ale dla
Hudsona to sekunda, nie?
- Gdzie jesteście?
- Zaraz będziemy na lotnisku, koncert się właśnie
skończył. Miliony grupie za nami jedzie, rozerwali nawet Axlowi koszulkę! –
ekscytowała się.
- Jak to na lotnisku?!
- No, wsiadamy właśnie do taksówki. Poza tym… po co się
mnie pytasz, skoro siedzisz struta, zapewne pijesz winko, w swoim domku na
Sunset Blvd.?!
- Jestem w San Antonio, kretynko!
Chyba zabrakło jej tchu. Zaczęłam głośno kaszleć i wołać
Rose’a.
- Nie wołaj go! – wydarłam się do słuchawki. Szczerze
powiedziawszy, teraz zapragnęłam już wrócić do chaty, bo całe to „godzenie się”
jakoś przestało mnie się podobać. Na szczęście… tylko na krótką chwilę.
- Nie ruszaj się stamtąd! Już jedziemy.
Rozłączyła się.
No dobra, co ja mogę tutaj robić? Rozglądnęłam się wkoło.
Zauważyłam jakiś mały, dosyć przytulny bar. Poklepałam się bezradnie po brzuchu
i podeszłam do lady.
- Dzień dobry, co podać?
- Carmeny i jakąś bułkę. Macie gotowe bułki?
- No raczej, przecież jesteśmy cywilizowani. – odpowiedział sklepikarz,
jakby z pretensjami.
- Wow… - przeciągnęłam, robiąc wielkie oczy. – Toś mnie pan teraz
oświecił. Poproszę tą – wskazałam palcem za szybę przy ladzie – z majonezem,
ogórkiem, sałatą i serem żółtym. Ale bez pomidora! Nie cierpię pomidorów.
Sprzedawca spojrzał na mnie zaskoczony. Przeżułam jeszcze moment gumę i
wyplułam ją do kosza.
Koleś znów spojrzał na mnie poirytowany, a ja tylko rzuciłam mu
spojrzenie jednoznacznie mówiące: dawaj Pan to żarcie, bo umieram z głodu.
- Proszę, $10.
Schowałam paczkę papierosów do podręcznej torebki, a bułkę chwyciłam w
dłonie.
- A piwo, Państwo macie? – spytałam, zaglądając ciekawsko w głąb sklepu.
Facet był zryty, zanim podał mi piwo, zdążył opowiedzieć historię
powstania tego miejsca. Tak bardzo mnie to obchodziło, że aż w myślach zaczęłam
nucić „Seek and destroy”. Oczami wyobraźni widziałam jak Lars cudownie uderza
pałeczkami w bębny… No, koniec tego. Wyszłam stamtąd, przegryzając bułkę i
popijając ją alkoholem. Nagle usłyszałam znajomy głos… To Izzy! Zostawiłam
torbę, torebkę, posiłek i picie na metalowym krzesełku, a sama pognałam w
stronę dźwięku.
Wtedy go ujrzałam. Jak bardzo brakowało mi tego widoku. Podniosłam lekko
kąciki ust ku górze, ale czułam, że zaraz się rozpłaczę. On też się uśmiechnął.
Tak słodko, tak niewinnie, ale zarazem pociągająco. Tak jak lubiłam!
Rozbiegłam się i wskoczyłam na niego, zawieszając ręce na jego szyi. Uwielbiałam
jego zapach, mogłam tulić się z nim tak bez końca. Trwać w wiecznym przytuleniu
i nie spoglądać nigdzie indziej.
Oczywiście, standardowo jak to na faceta przystało, dłonie zatrzymał na
moich pośladkach, jednocześnie wpijając się namiętnie w moje usta…
Dobra, napisałam. Powiem Wam, że przy końcu pisałam już, że się tak
wyrażę, dosyć lekceważąco i na swój sposób komicznie. Jestem chora i jakoś nie
mogę się na niczym skupić.
Aaaa, i nie przejmujcie się tym „cukrem” przy końcu. ;)
Pięknie. Kurde te listy były takie wzruszające. Mam nadzieję, że im się wreszcie ułoży. Nie będzie kłótni, ani nic takiego. Ostatni moment opisałaś pięknie! Ja tam lubię takie słodzenie. Fajnie by było gdyby takich więcej było. Czekam na kolejny, mam nadzieję, że napiszesz trochę szybciej niż ten. Życzę nadmiaru weny i zdrowiej szybko :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie jestem w trakcie pisania, mam nadzieję, że podczas tego weekendu jakoś zdołam dodać nowy. ;)
UsuńTak, myślę, że teraz może pobyć chwilę romantycznie, należy im się, nie? :>
HAHAHAHA 666 \m/ AXL MNIE WKURWIŁ NA POCZĄTKU, JAK NIE DAŁ DOJŚĆ MICHIE DO SŁOWA XD TE LISTY TAK JAK KTOŚ PISAŁ NAPRAWDĘ WZRUSZAJĄCE <3 A NO I NIE UWAŻAM, ŻE JEST ZA SŁODKO, JEST W SAM RAZ :3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńhttp://get-in-the-ring-motherfucker.blogspot.com/ NOWY :D
UsuńTo super, cieszę się ;) XD
UsuńAxl is my bitch :3
Hej, to ja Isbell1012. Chciałabym tylko cię poinformować, że coś się stało z moim mailem i usunął mi się blog. Staram się to naprawić :/
OdpowiedzUsuńODDALI MI BLOGA :D <3
UsuńPrzepraszam za zamieszanie.
Nadrobię w piątek :D
Ogej, czekam, aż nadrobisz ;)
UsuńCzekam na nastepna czesc..
OdpowiedzUsuńA jakaś opinia na temat tej?
UsuńZajebiste, jak zwykle oczywiście. ;)
UsuńO! Dobrze, że weszłam na Twojego bloga, bo bym sobie nie przeczytała. Powiem tak: podoba mi się sposób w jaki godziłaś Axla i Michelle . To takie romantyczne XD Dobra, bez ostatnich 3 słów.
OdpowiedzUsuńOgólnie super tylko, że popędziłaś z akcją i w pewnym momencie nie wiedziałam co się dzieje.
Kiedyś opisywałam jeden dzień, ale planuje pisać to opowiadanie długo, także muszę się streszczać XD
UsuńNowy rozdział: http://nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com/2012/10/rozdzia-22.html
OdpowiedzUsuńJAKA JA JESTEM MADRA. CHODZE JUZ POLTORA MIESACA DO SZKOLY I DOPIERO TERAZ SIE DOWIEDZIALAM ZE JEST TU DARMOWE WI-FI, TWOJA ZONA JEST GENIUSZEM XD
OdpowiedzUsuńCO DO ROZDZIALU... SWIETNY! ZACZNE OD POCZATKU :)
1. FAJNIE ZE MICHELLE I TOMMY WYJASNILI SOBIE WSZYSTKO.
2. GUNSI WYJECHALI W TRASE... UUU CO TO SIE BEDZIE DZIALO :D
3. TE LISTY BYLY TAKIE ROMANTYCZNE I WZRUSZAJACE :3
4. NO I KONCOWKA! MICHIE MUSIALA OCZYWISCIE ZAMOWIC JEDZENIE (O.o)
5. ZDROWIEJ SZYBKO KOCHANA ZEBYS SIE MOGLA SKUPIC NA KOLEJNYM ROZDZIALE. BUZIA <3
ten kom. pisałam kilka dni temu na tel XD
MOJA ŻONA JEST GENIUSZEM :> :3
UsuńTak, Michie i Tommy musieli to sobie wyjaśnić, bo... no nic nie powiem ;)
W trasę? Ahahahahahahahaha, Stevenek XD
Tak, bo moja miłość do Axelcia taka jest :D
No, właśnie, właśnie. Musiała, bo ona jest jak ja- wiecznie nienażarta XD
<3
No co ja ci mogę innego napisać niż to, że rozdział świetny. Idealnie trafiłaś mi w gust z tym opowiadaniem i jest naprawdę cudne. Lekko mi się czyta i bardzo przyjemnie przez co rozdziały wydają się takie króciutkie, choć króciutkie rzecz jasna nie są :D Tak ładnie ich pogodziłaś i jest dobrze :) No i Gunsi w trasie... Będzie ciekawie <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;)
Pozdrawiam
Dziękuję :3
UsuńNowy rozdział opowiadania o Slashu i Tay: http://nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com/2012/10/rozdzia-24.html
OdpowiedzUsuńhttp://get-in-the-ring-motherfucker.blogspot.com/ nowy :)
OdpowiedzUsuńNo brak mi słów. Czytałam, czytałam i modliłam się żeby ten rozdział się nie skończył. Strasznie mi się podoba ta notka, wyjątkowo. To chyba będzie mój najulubieńszy rozdział z pośród wszystkich. Fajnie napisane no i pomysłów to Ci nie brakuje ;)
OdpowiedzUsuńKurde, myślałam już, że oni nigdy się nie pogodzą, tzn, że dłużej im to zejdzie :D
"Kurwa, który posiadacz pałeczek jest mądry? Patrząc na naszego Stevena, to mądrością on nie świeci, ale i tak go kochamy, nie?" - rozwalił mnie ten tekst xd
No i Izzy lezący gdzieś pod kaloryferem też był dobry :P
W ogóle to piszesz tak, jakby to powiedzieć, realistycznie, tak jakbyś opisywała to co stało się naprawdę, jakbyś tam była :D Nie wiem czy cos z tego zrozumiesz, nie potrafię zgrabnie wyrażać swoich myśli pisemnie :P
Czekam na następną część ;)
I Zapraszam do mnie na nowy rozdział.
living-in-a-fucking-dreams.blogspot.com
No widzisz, ja musiałam ich pogodzić, bo mi przykro było XD
UsuńIzzy leżący gdziekolwiek jest maksymalnie słodki, nie? :>
A dziękuję, właśnie o to mi chodzi. Aby oddać ten klimat rock n' rolla, i lat 80. ; )
A gdzie jest 22 część Axl Story?
OdpowiedzUsuńhttp://welcome-to-the-jungle-motherfucker.blogspot.com/2012/09/love-you-remember-22.html tutaj O.o
UsuńOMG.Po prostu świetny.Czekam na kolejną częś:>
OdpowiedzUsuńPiękne *-* pisz następny pls! <3 :D
OdpowiedzUsuńKuźwa błagam cię dodaj następny.
OdpowiedzUsuńBo na depresję zachoruję.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam na razie Duff story i kawałek Axl story. skomentuje jak przeczytam całość, żeby się zorientować, tymczasem zapraszam do mnie. Wczoraj dodałam 2 rozdział, a dziś 3 ;P
OdpowiedzUsuńhttp://breath-of-memories.blogspot.com/
a miii się podoba... tylko te listy mnie tak troche rozśmieszyły ... jak nwm... mój romeoo kochamm cie ja cb tez julio..... ale ogólnie spoko ;D
OdpowiedzUsuńBo u mnie jest zdecydowanie za dużo agresji, więc chciałam nieco przysłodzić. Ale jak widać, wszystkim podoba się bardziej Axl skurwiel xD
UsuńO Boże... *o* Jaram się jak królik sałatą, to jest zajebiste. *___*
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy. Chora jestem i pomyślałam, że muszę tutaj zajrzeć, no muszę, bo jednak w tygodniu nigdy nie ma jak... Szkoła przeraża.
Tooommy. Tommy, Tommy, Tommy. *o* No, ale, ja nie o Tommym miałam. xD Ja się normalnie, kurwa, wzruszyłam. :3 Te list i ta "słodka" końcówka... Mega. C:
Przepraszam Cię za nieskładny komentarz, po prostu gnicie w domu mi nie sprzyja w pisaniu. xD
TOMMY, TOMMY, TOMMY MY HUSBAND :D <3
UsuńSPOKO, MNIE SIĘ TWÓJ KOMENTARZ PODOBA I BARDZO MNIE MOTYWUJE, ZA CO DZIĘKUJĘ :>
Coś dziś nie kontaktuje.
OdpowiedzUsuń1: Napisalas, ze ona na lotnisku widzi izziego, potem biegnie 2 tamta stronw i się z nim caluje, stąd moje WHAT THE FUCKING SHIT?!?!?!?!?!?!?!?
2: Listy, cud, miod, malina!!
3:Jak czytam te historie o (nie)szczęśliwym związku Axl&ktos, to czuje siie pojebana, bo i owszem moja bohaterka opowiada wszystko z perspektywy lat, ale zachowyje sie jak zimna sucz. btw, michelle jest troche naiwna, bo na co ona niby liczy wracając do tego psychopaty?
Nie z Izzym, a z Axlem. "Go" widzi, a Izzy to tylko podpowiedzenie, że Gunsi są na lotnisku.
UsuńMichelle to odzwierciedlenie mnie. Można to nazywać naiwnością, jednak moim zdaniem jest to "pociąg" do związków patologicznych.
Wiesz że jesteś zajebista ?
OdpowiedzUsuńJedyne co wiem, to wiem, że nic nie wiem xD
UsuńAle dzięki :D
kawa z Tommy'm *-* so fn' cute :3 kochany Izzy <3 on leży uroczo w każdym miejscu, łącznie z piekarnikiem, tosterem i puszką od coli. przez brak nowego rozdziału jem za dużo czekolady :c znalazłam też określenie na zachowanie Stevenka: szynka elektryczna. głupieję, z dnia na dzień... czekam, rzygam czekaniem.
OdpowiedzUsuńszynka elektryczna always spoko ;d
UsuńOch, znalazłam niedawno tego bloga i w ciągu tygodnia całego przeczytałam. Ubóstwiam Cię, kurwa *_* Czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńDzisiaj postaram się dodać nowy :)
UsuńDzięki, wspaniale, że Ci się podoba ;D
Super napisane. Musze tu zaglądać częściej.
OdpowiedzUsuń