Miałam zamiar udać się na dworzec, lub
gdziekolwiek, byleby dowiedzieć się, gdzie dokładnie się znajduję. Taszczenie
bagaży, nie należało do łatwych zadań, zatem co chwila robiłam kilkuminutowe
przerwy. Gdy ujrzałam budkę telefoniczną po drodze, natychmiast podbiegłam do
niej i ustawiłam się w małej kolejce. Tak jak się spodziewałam, rozmowy moich
poprzedników szły dosyć szybko, jedynie jeden koleś rozgadał się na kilka
minut. Kiedy już odszedł, wrzuciłam 0,50$ do aparatu i wykręciłam numer. W
słuchawce odezwał się znajomy mi głos.
- Halo?
- Stacy? Ty żyjesz? O matko!
- Caroline, spokojnie. Nic mi nie jest, serio.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę...- odparła
przyjemnie, by za chwilę się na mnie wydrzeć- jesteś pojebana! Jedziesz przez
pół kraju do miasta, gdzie zupełnie nikogo nie znasz! Gdzie ty się teraz
podziewasz?!
Zamurowało mnie. Jeszcze nigdy nie była tak nadopiekuńcza. W sumie to nie miałam pojęcia, czy przyznać się, że nie mam
gdzie spać, czy skłamać, by się po prostu o mnie nie martwiła...
- Jestem...
- Kłamiesz. - czy, aż tak dobrze mnie znała?
- Kurwa, to nie moja wina! Tak, masz rację, nie
mam gdzie się kurwa nawet przekimać.
- Ale masz gitarę- zawołała melodyjnie.
- Mam nadzieję, że to nie był sarkazm...
- Był, pojebańcu! Co ty w ogóle, jesteś głupia
jakaś?!
- Nie mądra, zadzwonię wieczorem, jak znajdę
gdzieś telefon, pa. - odłożyłam pośpiesznie słuchawkę, nie dając jej się nawet
pożegnać. Głupio wyszło, ale cóż. Co miałam zrobić?!
Szłam tak przez dłuższą chwilę. Zaczęłam szukać w
kieszeniach papierosów, nie było ich tam. Byłam już nieco wkurwiona, a do tego
nie miałam przy sobie fajek! Zajebiście! Zaczepiałam kilku przechodniów, Ci
jednak, ale mnie mijali, albo wykręcali się tekstem: nie palę.
Miałam ochotę komuś przyjebać! Jestem kurwa w
jebanej dżungli, tyle.
Nad Seattle zaczęły zbierać się ciemne chmury.
Jak wiadomo nie zwiastowały one niczego dobrego. Spojrzałam zrezygnowana w
górę, na niebo. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jestem. No kurwa, nie
znałam tego miasta, proste. Ponownie zaczepiłam jakiegoś przechodnia,
przygotowana na to, iż odpowie jak pozostali, jednak ten nie. Był to dość
wysoki, szczupły mężczyzna. Włosy miał ciemne, długie, wysoko postawione i
nieco natapirowane. Przyjemne rysy twarzy, wydawał się przyjazny. Przypominał
mi kogoś, z wyglądu, nie mogłam sobie jednak przypomnieć kogo.
- Cześć. Masz może papierosa? - zagadnęłam jak
zwykle, uśmiechając się lekko.
- Jasne- wyciągnął paczkę w moją stronę.
Wyciągnęłam potajemnie dwa papierosy i jednego z nich natychmiast odpaliłam.
Nikotyna pomagała mi od najmłodszych lat, kiedy to zaczęłam swój nastoletni
bunt.
- Jak Ci na imię, mała?
- Stacy. - wypuściłam dym z ust- a Tobie?
- George, miło mi. - podał mi dłoń. Uścisnęłam
ją, więc lekko- jesteś stąd?
I dopiero teraz, w końcu rozpoznałam w nim kogoś
sławnego. Chociaż nim nie był, strasznie mi go przypominał. Nikki Sixx- no
identyczny!
- Nie... Jestem z Chicago.
- Wow, kawał drogi.
- Owszem- uśmiechnęłam się- miejscowy?
- Tak- odwzajemniłam mi się tym samym- może
skoczymy na drinka?
- Oczywiście, z przyjemnością.
Wsłuchałam się w uderzające mocno o parapet,
krople wiosennego deszczu. Bar był dość ciekawie urządzony, toteż miło było
zagnieździć się tam, kiedy na dworze zimno i nie przyjemnie. Przeszedł mnie
dreszcz i potarłam dłońmi o siebie. Zrobiło się nieco cieplej. George poszedł
po drinki, więc rozglądnęłam się wkoło. Mnóstwo ludzi, serio. Ziewnęłam i
zerknęłam na duży zegarek, wiszący nad stolikiem, naprzeciw. Godzina zmartwiła
mnie na dobre, było późno, na dworze zaczęło się ściemniać.
- Trzymaj, złotko. – mój nowy kolega postawił mi
przed twarz, niewielką szklankę z bursztynową zawartością.
- Dzięki. – pociągnęłam sporego łyka i
wyszczerzyłam się w uśmiechu.
- Ile jesteś już w Seattle? – spytał zwracając
wzrok na mojego bagaże.
- Pół dnia, może jakieś 5 godzin.
- Jak ty się tu dostałaś?! - zapytał ze sporym zdziwieniem.
- A co ty taki ciekawski? Nie interesuj się.
- Ok, ok. - podniósł ręce ku górze, jak gdyby w geście poddania.
Próbował przenieść rozmowę na inne tory, jednak ja unikałam niektórych tematów, jak ogień wodę. Nie miałam ochoty przebywać w tym pubie, tym bardziej z Georgem, który może i przystojny był, aczkolwiek jego styl bycia i bezsensowne, cwaniackie gadki doprowadzały mnie powoli do szału.
Do baru co chwila przybywał ktoś nowy. Rozglądałam się w poszukiwaniu jakiegoś wartego uwagi obiektu. Nic jednak nie zanosiło się na to, aby ktokolwiek zwrócił moją uwagę. Przestało mi się tam podobać. Wypiłam do końca mój alkohol, chwytając cały czas szklankę w dłonie i okręcając ją, zupełnie bez celu.
- Wiesz... ja już chyba pójdę.
- Gdzie?!
- Do... domu. - skłamałam, nieco się uśmiechając.
- Tak? Przecież jesteś tutaj od 5... sorki, już 6 godzin.
To mnie zaskoczył, skubany. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, wyszczerzyłam się w idiotycznym, słodkim uśmieszku.
- Mieszkam u kolegi.
- To po co taszczysz za sobą torby?
Ja pierdole! Da mi wreszcie spokój?!
- O co Ci chodzi?! Właśnie się wybieram, mam adres, po... kuźwa, nie będę Ci się tłumaczyć. - rzuciłam zdenerwowana, podniosłam się i wpakowałam na plecy pokrowiec z gitarą. Złapałam torbę i plecak, przewiesiłam przez ramię, po czym rzuciłam mu na stolik 5 dolców- masz, i daj mi spokój. Dzięki za drinka, cześć.
Skierowałam się do wyjścia, popchnęłam drzwi i wyszłam na deszcz. Cóż, zrobiło się zimno. Nie ważne... Idę do najbliższego hotelu, odespać to wszystko, co się dzisiaj zdarzyło. Skierowałam się na lewo, szłam dłuższą chwilę, aż doszłam do jakiejś oświetlonej jasno, żywej ulicy. Ciągle gnałam do przody. Nagle ktoś pociągnął mnie do tyłu, za ramię. Nosz, kuźwa!
- Co ty chcesz?! - zapytałam wkurwiona na tego pseudo Nikkiego.
- Jak to co?
- No co?!
- No nic. - uśmiechnął się głupkowato.
- Daj mi na razie spokój, proszę.
- Ok, ale zawrzyjmy pewien układ, hm?
Kiwnęłam porozumiewawczo głową. Byłam wykończona.
- Ty dasz mi swój adres, to znaczy kolegi u którego mieszkasz lub numer, cokolwiek, a ja na razie nie będę Ci zawracał dupy, ok?
- Ja pierdole.
- Rozumiem. - zaśmiał się głukowato, chwiejąc się - ja dam Ci swój numer i adres, ale proszę odezwij się kiedyś, dobra?
- Tak, tak. Jasne. - przytaknęłam, gdy ten pisał na małej, żółtej karteczce swoje dane i te inne pierdoły. Chciałam się go pozbyć, więc godziłam się na wszystko - już?
- Yep. Trzymaj. - podał mi kartkę, na którą rzuciłam jedynie okiem i schowałam ją do plecaka.
- Ok, teraz spadaj. - ruszyłam do przodu, ale ten szedł za mną nadal.
- Buzi...
- Co, kurwa?! - zerknęłam na niego poirytowana. Czy ja dobrze słyszę?
- Buziak, cmok... Kto jak woli. Jeśli mam sobie iść, to chcę buziaka.
- Chyba Cię popierdoliło, spadaj. - odepchnęłam go lekko i szybkim marszem poszłam przed siebie. Na szczęście nie szedł za mną, a tylko stał w miejscu wpatrując się we mnie. Odwróciłam się na moment i pomachałam mu, na co ten uśmiechnął się i zawrócił w przeciwną stronę.
Nadal nie spotkałam na swojej drodze żadnego noclegu, ale chociaż przestało padać. Jeden plus tego zjebanego dnia. Kurwa, byłam zdziwiona widząc przed sobą dworzec. Tak! Dworzec autobusowy i kolejowy. Bez zastanowienia udałam się tam, przechodząc pośpiesznie przez ulicę. Odstawiłam torbę, by za chwilę na niej usiąść. Wyciągnęłam ukradzioną fajkę z kieszeni i odpaliłam. Brakowało mi tego, zwłaszcza po tym jak ten debil nie chciał dać mi spokoju.
Nie było tu wielu ludzi, kilka tylko kręciło się bez celu, kilku czekało na pociąg. Autobusy już chyba nie kursowały. Nie wiem, nie obchodziło mnie to zbytnio. Zastanawiałam się, czy spać tutaj. Lubię takie miejsca, ale nie znam Seattle, nie mam pojęcia czy jest tu jakieś większe zagrożenie, niż w Chicago. Zwyczajnie tego nie wiem. Zgasiłam kiepa podeszwą czarnych trampek i wyciągnęłam gitarę z pokrowca. Akustyczne "Highway to Hell" nie brzmiało, tak fantastycznie, jakbym mogła się tego spodziewać, ale znacznie poprawiło mi samopoczucie, alkohol dawał się teraz wyraźnie we znaki.
Jak zwykle nastała u mnie chwila refleksji. Co począć to przede wszystkim, ale prócz tego rozmyślałam o tej całej ucieczce. Jestem w podróży od kilku dni, a poznałam już trzech fajnych chłopaków.
Kurt... wydawał się taki miły i przyjazny. Na szczęście mam jego numer, może nawet kiedyś go odwiedzę, albo na odwrót? Nie wiem, w każdym razie mam nadzieję.
Duff... przystojny, w sumie jak Kurt... ale... nie no, lubię go. Lubię go, kurewsko mocno go lubię. Dziwne, przecież ja nie lubię byle kogo.
George... kopia Sixxa, ciekawie, ale uparty i natrętny, że o ja pierdole!
Nie mam teraz głowy do analizowania faktów. Po prostu nie mam.
Na dworcu przebywało coraz mniej ludzi, to nawet i lepiej. W oczekiwaniu na sen, poczułam ochotę na papierosa. W zasadzie to poczułam ją tylko i wyłącznie, dla tego, że za sobą wyczułam zapach nikotyny. Odwróciłam się więc niemalże natychmiast, by zapytać owego pana, lub panią, czy poczęstuję mnie fajką.
- Co ty tu robisz?!! - kurwa, śledził mnie? Czemu za mną stoi? Po co?
- Chyba na odwrót! - wypuścił dym z ust - jesteś pojebana?!
- Niby czemu?!
- Niby czemu?!
- Kurwa, czy ty wiesz jakie debile grasują na dworcach autobusowych?! No pojebana! Chcesz zostać zgwałcona? Nie ma sprawy, zaraz sam mogę to zrobić, skoro... Ja pierdole. - uklęknął przy mnie - martwiłem się o Ciebie - chwycił moją twarz w dłonie, gasząc przy tym podeszwą buta papierosa - nic Ci się nie stało?
- Nie... - zerknęłam zdezorientowana w jego zielone, dość duże oczy - skąd się tutaj znalazłeś?
Podrapał się po głowie, lekko unosząc kąciki ust ku górze.
- Cóż, nie mogłem zasnąć, w ogóle nie mogłem się na niczym dzisiaj skupić, wiesz... Poszłaś sobie, myślałem, że masz tu kogoś, ale... Przepraszam, powinienem za Tobą pobiec, albo coś... No wiesz. Przepraszam. - przytulił się do mnie, z łobuzerskim uśmieszkiem wymalowanym na szczupłej, bladej twarzy.
- Nie masz za co przecież. - wtuliłam się w niego i zaśmiałam się pod nosem - patrz, żyję i dałam sobie radę.
- Dobra, koniec. Pewnie jesteś zmęczona, chodź idziemy do mnie.
- Mam nadzieję, że to nie żadna... - zaczęłam śmiejąc się.
- Nie - przerwał mi Duff i również się zaśmiał - chcę, abyś się wyspała, a jutro idziemy na imprezę, młoda!
Podał mi dłoń, podciągając mnie tym samym do góry. Wstałam, zabrałam torby, przekazując najcięższą z nich chłopakowi i ruszyliśmy. Szliśmy, przez słabo oświetlone drogi, paląc przy tym i rozmawiając. Wreszcie doszliśmy do brązowych drzwi domu, sprzed którego dzisiaj "uciekłam". Weszliśmy do środka. Było ciemno, nic nie widziałam. Chyba wszyscy spali. Wzięłam ręcznik, bieliznę, pidżamę i poszłam pod prysznic. Nic innego nie było mi teraz potrzebne, tylko orzeźwiający prysznic! Umyłam zęby, przebrałam się w pidżamę i ruszyłam do pokoju, po prawej. Duff leżał na materacu, na podłodze. Spojrzałam na niego pytająco.
- Pościeliłem Ci łóżku, Stacy.
- Nie musiałeś, przecież... nie jestem nikim specjalnym, to ja mogłam spać na ten cholernej, zimnej zapewne, podłodze.
- Oj, nie pierdol, jestem przyzwyczajony, jest wygodnie, ciep... i w ogóle zajebiście. Spać! - zaśmiał się, nakrywając kołdrą po samą brodę.
- Dobrze, tato. - przytaknęłam z uśmiechem i położyłam się na niewielkim, ale jakże wygodnym, pojedynczym łóżku. Chwilę później zmorzył mnie sen...
To tak, chciałam Was przeprosić.
Nie miałam czasu przeczytać niektórych, Waszych blogów.
Chciałam napisać "Axl story" w weekend, ale jednak nie dam rady.
Ten rozdział pisany na szybko, więc debilny i jak zwykle nieudany. Na weekend wyjeżdżam, a dokładniej w piątek po południu, z czego jestem bardzo, ale to bardzo nie zadowolona. Wracam w sobotę wieczorem, kuźwa -.- Cały ten tydzień miałam zawalony, zatem na czytanie blogów- czasu jak zwykle brak. Ale postaram się to nadrobić w przyszłym tygodniu, serio. Nie chcę, żeby było, że nie czytam, więc po prostu chcę to wyjaśnić.Cóż... dalej ględzić nie będę. No może tylko dodam, że jest duże prawdopodobieństwo, że za ok. 2 tygodnie na chwilę będę zmuszona zawiesić bloga, ale postaram się jak najszybciej tutaj powrócić :) To tyle.
Ps. Jeżeli już czytacie, to proszę komentujcie, ok? To się tyczy wszystkich. To nic nie kosztuje, to nie boli, a mnie samej podnosi nieco, niską samoocenę i daje motywacje do dalszego działania i pisania tutaj.
Ps. 2 Zakochałam się na dobre! Bach i jego kłaki <3 XDDD + inspiracja ;d
Nie miałam czasu przeczytać niektórych, Waszych blogów.
Chciałam napisać "Axl story" w weekend, ale jednak nie dam rady.
Ten rozdział pisany na szybko, więc debilny i jak zwykle nieudany. Na weekend wyjeżdżam, a dokładniej w piątek po południu, z czego jestem bardzo, ale to bardzo nie zadowolona. Wracam w sobotę wieczorem, kuźwa -.- Cały ten tydzień miałam zawalony, zatem na czytanie blogów- czasu jak zwykle brak. Ale postaram się to nadrobić w przyszłym tygodniu, serio. Nie chcę, żeby było, że nie czytam, więc po prostu chcę to wyjaśnić.Cóż... dalej ględzić nie będę. No może tylko dodam, że jest duże prawdopodobieństwo, że za ok. 2 tygodnie na chwilę będę zmuszona zawiesić bloga, ale postaram się jak najszybciej tutaj powrócić :) To tyle.
Ps. Jeżeli już czytacie, to proszę komentujcie, ok? To się tyczy wszystkich. To nic nie kosztuje, to nie boli, a mnie samej podnosi nieco, niską samoocenę i daje motywacje do dalszego działania i pisania tutaj.
Ps. 2 Zakochałam się na dobre! Bach i jego kłaki <3 XDDD + inspiracja ;d
Duffy rusza na odsiecz :3 haha.
OdpowiedzUsuńpodobało mi się, przyjemna, lekka lektura. tylko za mało, no! wiesz jaki mam niedosyt? :c
Podejrzewam, ja też mam niedosyt, chciałam coś więcej napisać, ale kuźwa czasu brak -.- na szczęście jednak nie wyjeżdżam, więc postaram się napisać jutro rozdział Michie&Axl i Duff&Stacy tym razem wyjątkowo długi ;D
UsuńPo za tym przeczytam wreszcie Twojego bloga ;3
chwała Cobainowi, powiadam :3 to jakbyś jeszcze dała komentarz, to byłabym wdzięczna :D
Usuńno to pisz dziewczyno!
Dziewczyna o durnym imieniu czyta właśnie zajebiste blogi i pisać nie może xD
UsuńZajebiste ;p
UsuńZajebiste ;p
UsuńUwielbiam to czytać , wspaniałe i wgl. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :3
OdpowiedzUsuńO.o dziękuję ;**
UsuńMiło, że napisałaś/eś ;D
Tak, ahaa! Duff powraca w blasku chwały xD
OdpowiedzUsuńWiesz jak to kocham, co? A rozdział wcale nie jest debilny!! Ani tym bardziej nieudany! xD Jest świetny. Uwielbiam te momenty zaskoczenia, kiedy jestem czegoś pewna, a nagle okazuje się, że jest zupełnie inaczej. (Jak z tym Duffem, który miał być Georgem) Sama czasem próbuję coś takiego stosować, ale jeszcze w życiu mi się nie udało xD Co do czytania mojego bloga, to ja tam bym wolała, żebyś zamiast marnować na niego czas, pisała nowe rozdziały xD Nieno, przecież wiesz jakie to miłe, kiedy ktoś czyta twoją twórczość... Ale ty się mną nie przejmuj, będziesz miała czas i ochotę - przeczytasz. Chyba każdy ma czasem taki okres, kiedy nie ma na nic czasu xD No i z tymi komentarzami to racja. Komentarze są super! :P
Pisałam na szybko, bo mnie tego brakowało ;d
UsuńAle dziękuję Ci za komentarz, bardzo miło, że czytasz te brednie XDD
Z tym Duffem to wyszło nagle, ale wiedziałam, że ma po nią przyjść, ma po nią wrócić! <3
Tak, wiem jak to kochasz ;3
Btw. ty kuźwa przecież piszesz zajebiście! ;D
Dzięki za wszystkie komentarze u mnie :D Cieszę się, że Ci się podoba xD Właśnie wrzuciłam nowy rozdział "My World" więc zapraszam serdecznie ;P
UsuńI jeszcze raz dzięki :3
"Co Ty w ogóle?! Jesteś głupia jakaś?!" <3 Nasz tekst ;). Tak, masz bardzo niską samoocenę -.- Genialne jak zawsze! Wcale nie debilne...W jednym i w drugim opowiadaniu strasznie lubię Duffa...<3 Świetna postać przedstawiona przez Ciebie. Suuper ;)
OdpowiedzUsuńTak, jestem głupia Kasiu <3 ;D
OdpowiedzUsuńWiadomo, Duff jak Duff, super, ekstra, słodki i w ogóle taki... mniam ;3 XDDD
Aaaa, dziękuję za komentarz <3 ;***
No wiem, Duff jest super! Ale w Twoich opowiadaniach jest jakiś...superniejszy (?) xD. Whtvr. Przestań skarbie pierdolić, że debilne czy jakieś jeszcze inne. -.- Jest super ;**
UsuńNo, no, mnie się podobało. :)
OdpowiedzUsuńŚledzisz mnie?
Nie, to chyba ty śledzisz mnie, pojebana jesteś?!
Dobreee. Krótki troszkę i ten cały gość z baru dziwaczny, już myślałam, że jakiś zboczeniec, jednak na całe szczęście nie.
I krótki, ale to już chyba sama wiesz, jest dobry oczywiście, bo chyba to chcesz usłyszeć, że mnie się podobał!
Dzisiaj postaram się napisać i dodać dłuższy ;d
Usuń+ MUSZĘ PRZECZYTAĆ INNE BLOGI, NP. MRS. COBAIN ;d
Hahahahaha, czekałam na tą opinię, jak nie wiem, z resztą jesteś tego świadoma, Kocham Cię <333333333
Kurwa, aż poczułam się w chuj ważna, że ktoś czeka na moją jakże beznadziejną denną opinię, zaszczyt, no.
UsuńCiebie też kocham, no. <3333333333333333333
Beznadziejną? HAHAHAHAHAHAHAHAHA, NIE. ;d
Usuń<3
Beznadziejne, denne.. czaisz ?
UsuńNigdy nie zaczaję <3 ;)
UsuńNo to się nie zapytam dlaczego. Annie ma taka być, no! To dziewcze jako dziecko było nie kochane, że Ci tak powiem. Ale to sekret, więc wiesz..ciiiicho sza! ;D No i między innymi, poza tym i tak dalej, to jeszcze zobaczysz (wszyscy zobaczą, zresztą), jaką Ann potrafi być zimną suką! Buahahaha! <3
OdpowiedzUsuńLubię zimne suki ;D
Usuńja też. między innymi dlatego ,że jestem zimną suką <3 dla niektórych ;D
UsuńWczoraj reklamowałaś się na moim blogu.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że byłam pierwsza, czytałam go już, zanim mi go poleciłaś.
Pozdrawiam.
Och, to bardzo miło :)
UsuńNo czeeeść :3
OdpowiedzUsuńCzytałam już dawno, ale jakoś nie miałam okazji skomentować, podobnie jak Ty - brak czasu, Madziałka. Tęsknie trochę, tak btw.
Podobało mi się, nawet bardzo, tylko króciutko... :c Duffy jest najlepszy <3
Duff to taki słodki McKaganek, nie? <3 ;dd
UsuńJa też tęsknię, Karolcia ;3
Haha, ale nie tak słodki jak mój Slashie <3 Musisz przeczytać *.*
UsuńTo odezwałabyś się, a nie mnie tak zaniedbujesz :c
U mnie nowa notka, zapraszam :>
OdpowiedzUsuńja pierdole, jak zwykle cudowne! Akustyczne Highway To hell! o kurwa, idę spróbować! :D
OdpowiedzUsuńu mnie nowy rozdział ;)
Zapraszam na nowy :)
OdpowiedzUsuńNowa notka, zapraszam!
OdpowiedzUsuńJak sobie wyobrażę Duffiego to ...oooh. :3
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy rozwój akcji :D
Jasne, jasne ;D
UsuńA Duff i tak jest mój <3
Czekam nz kolejne rozdziały
OdpowiedzUsuńKolejny już jutro, tzn. 4 lipca ;D
UsuńUwielbiam to czytać!Zajebiste *____*
OdpowiedzUsuńDzieki! <3
UsuńZajebiste!
OdpowiedzUsuńSuuper, jestem ciekawa co stanie się na imprezie i jak to będzie z George'm :D
OdpowiedzUsuńDufiie