Usłyszałam
pisk opon, więc pośpiesznie przeczesałam włosy ręką i zbiegłam na dół.
Pomimo moich starań, Axl z szerokim uśmiechem stał już w przedpokoju, a
zaraz za nim moja mam z nietęgim wyrazem twarzy.
- Cześć- Will zrozumiał, albo i wiedział od początku co jest grane, a więc cmoknął mnie jedynie w policzek. Widziałam jak mama wrogo mierzyła go wzrokiem. Ona nie akceptowała takiego stylu. Obrała swój typ mężczyzny dla mnie i się nim kierowała. Niestety ku jej niezadowoleniu, nie zawsze ciągnęło do zupełnie innego ‘’gatunku’’ facetów. Dlatego też wszyscy moi chłopacy byli posiadaczami długich włosów- czego ona z kolei nie cierpiała- i zazwyczaj mieli tatuaże. Jej widziało się moje domniemane szczęśliwe małżeństwo z opalonym i mega zadbanym kolesiem z równo zaczesanym włosem na głowie. Najlepiej, żeby jeszcze był ubrany w szary garnitur…
- Jak ty się ubrałaś?!- zerknęła na mnie z widoczną irytacją. Co kurwa? Od kiedy ją interesuję, jak się ubieram… Nigdy jakoś nie zwracała na to większej uwagi.
- Normalnie- odpowiedziałam jej dobitym tonem głosu i zmierzyłam się z góry. Axl na szczęście na razie nie zabierał głosu i bacznie przyglądał się całej sytuacji.
- To nie jest normalny strój, dziecko- ponownie mnie zaskoczyła. Jakie kurwa dziecko?! Mam 22 lata! Nie poznawałam tej kobiety! Hej halo, oddajcie mi moją mamę- przyjaciółkę.
- Może mi jeszcze powiesz o której mam wrócić?- kpiąco zmierzyłam ją wzrokiem. Teraz na serio się zdenerwowała, ups.
- Tak, oczywiście. Mieszkasz u mnie, więc i owszem. Godzina 21 punktualnie i ani minuty dłużej. Nie ma Cię, zamykam drzwi i nie wchodzisz, pamiętaj! Koniec. Gówniara nie będzie mnie tutaj ustawiać. To, że masz kurwa chłopaka nie oznacza, że jesteś najlepsza… I to jeszcze jakiego chłopaka- wycedziła przez zęby. Widziałam zapał Axla, już chciał coś powiedzieć, ale powstrzymałam go i pociągnęłam za sobą. Chyba ją kurwa pojebało, do resztek! Co ona pierdoli?! Wbiegłam do pokoju, z trudem powstrzymując się od płaczu, chwyciłam za plecak leżący koło łóżka i na szybko wpakowałam tam niezbędne mi rzeczy. Dopiero po spakowaniu dostrzegłam, że to mój ukochany plecak, bo z logo THE DOORS. Gdy to robiłam Will stał w drzwiach zawadiacko opierając się o ramę. Tylko mi się przyglądał, nic nie mówiła. Nawet jego wyraz twarzy nic mi nie mówiłam. Pewnie myślał, że jestem jakąś cholerną furiatką. Zbiegłam na dół, kiedy Axl ze stoickim spokojem zszedł na dół. Zarzuciłam sobie bagaż na ramię.
- Spierdalaj!- krzyknęłam, czym prędzej wychodząc z domu i ponaglając Axla.
- Ja Ci dam kurwa, spierdalaj!- widziałam, że to ją zabolało, ale przecież ta wielmożna pani, nie mogła się do tego przyznać, toteż zaczęła mnie atakować, a jak!- Zobaczymy jeszcze! Fałszywcu, taka sama jak tatuś!- wykrzyczała mi w twarz, a ja miałam ochotę po prostu ją uderzyć. Z trudem się powstrzymałam, a Rose natychmiast chwycił mnie za ramionami i wyciągnął na dwór.
- Weź nie pierdol- trzasnęłam drzwiami. Ciepłe powietrze nieco przytłumiło moje emocje. Dlaczego tak mnie traktowała? Zawsze trafiała w czuły punkt. Chyba w najbardziej dla mnie bolesny temat- ojciec. Zerknęłam na Axla i rozpłakałam się. Tak nagle, łzy poleciały z moich oczu ciurkiem, a podbródek mi zadrżał. Wtuliłam się w niego, dodatkowo chowając twarz w dłoniach.
- Jedźmy do jakiegoś motelu, proszę. Muszę się zakwaterować- mruknęłam poprawiając dość ciężki plecak, bo tych moich "niezbędnych" rzeczy trochę było.
- Jakiego znowu motelu? Zabieram Cię do mnie... To znaczy do Nas.
- Myślisz, że oni się zgodzą?- spytałam, chociaż i tak znałam odpowiedzieć.
- Oczywiście, skarbie- pocałował mnie w czoło. Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższą chwilę. W końcu na mojej twarzy zagościł uśmiech, czym zaraziłam Willa.
Zaraz potem podał mi kask, który ostrożnie włożyłam na głowę. Byłam pewna, że moja wredna i wścibska matka Nas obserwuje, zatem robiłam dobrą minę do złej gry. Udawałam wesołą i pełną radości, mimo tego, że w rzeczywistości czułam się źle. Pomyślałam chwilę... Dlaczego osoba, która chce zrobić mi na złość, ma również psuć mi humor, a przede wszystkim randkę?! Oj nie, tak nie będzie, nigdy! Stawiam na totalny relaks, wypoczynek i miłość. Miłość, no właśnie. To słowo znowu przypomina mi o szczęściu i cieple rodzinnym. Axl, Axl, Axl! To jest moja miłość. Jedyna i prawdziwa.
Wsiadłam na harley'a Davidsona, którym strasznie się jarałam, co by nie mówić i chwilę później śladu po Nas nie było. Gdzie zmierzaliśmy? Szczerze nie mam pojęcia, to bodajże niespodzianka.
Rozpoznałam pierwsze dzielnice drogiego i luksusowego Malibu. Byłam tu kilka razy z przyjaciółmi, jednak ludzie z okolic Sunset Strip raczej rzadko tu zaglądają. Bynajmniej ja należę do tych osób. Wiem, że mieszkają tu gwiazdy, ale na ulicach West Hollywood i przede wszystkim w moim Whisky a Go Go spotkałam tyle znanych osób ze świata Show Biznesu, że szczerze to mam to gdzieś. Znam Guns N' Roses i jestem z tego cholernie dumna! Wiem, że chłopaki mają talent, wydają płytę, ale wątpię, aby zdołali się przebić. Przecież nacisk na hardrocka jest już od wielu lat, w LA jak i w innym miastach USA. Takich zespołów jak oni są na pęczki. Ale fakt, miło jest znać kogoś, kto może stać się gwiazdą. Będę się śmiać jak okażę się, że dziewczyny rzucają stanikami i mają mokro na ich widok. Choć szczerze, serio wątpię. Zamyśliłam się, ale wyrwał mnie z tego lekki wstrząs. No tak, skoro jedziemy właśnie przez wzgórza Malibu to nietrudno się dziwić. Góra, dół, zakręt.. Uff! Nareszcie plaża. Hm.. No niezbyt ona zaludniona. Zaparkowaliśmy. Ściągnęłam kask, poprawiłam ramoneskę, lecz zrobiło mi się strasznie gorąco. Cóż, uroki maja. Will nakazał zamknąć mi oczy i odwrócić się tyłem. Zrobiłam jak kazał, co rusz pytając czy już. Po kilku minutach powiedział sakramentalne:
- Już.
Odwróciłam się i otwarłam nieśmiało oczy.
- Wow! - wyrwało mi się na ten widok, piękny z resztą. Na piasku leżał koc, a na nim mały słomiany koszyczek. Wszędzie wokół porozsypywane było płatki czerwonych róż. Z ciekawością przysiadłam na miękkim kocyku i zajrzałam do tej środka tajemniczego koszyka. Moim oczom ukazała się butelka nieśmiertelnego whisky'acza, a dokładniej Jacka Danielsa, dwie szklaneczki, w jakich to prawidłowo sączy się ten urodziwy alkohol (no, ale nie! Guns N' Roses mogą pić z gwinta.. Popieram!), spalona już łyżka, zapalniczka i woreczek ze znaną mi substancją.
- To na pewno przygotował mój Will?!- powiedziałam sama do siebie zaskoczona tym faktem. Z koszyczka wyciągnęłam kilka czekoladowych babeczek. W odpowiedzi ktoś, a właściwie to Axl, naparł na mnie swoim ciałem, tym samym przywierając mnie do miękkiego koca.
- Twój Will. Mam nadzieję, że nie przypiekłem tych słodkości, bo kurwa robiłem je 3 godziny, specjalnie dla Ciebie- wyszeptał zatapiając się w moim wargach. Wplotłam palce w jego włosy poddając się rozkoszy pocałunku...
- Zapodaj to swoje kuchenne dzieło, skarbie- zaśmiałam się, już nieco wstawiona i znów upiłam porządny łyk Danielsa. Do tego zaciągnęłam się papierosem. Żyję! To jest kurwa życie!
- Wszystkie dla Ciebie, moja miłości- Axl podał mi babeczki i cmoknął mnie w usta- czyli cały Mr. Brownstone poszedł w 10 minut?- zaglądnął do pustego woreczka z beżowymi resztkami na ściankach folii i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- bez przesady, tego nie było tak dużo!
- dobra jesteś! Tego było więcej niż Ci się zdaję.
- wiadomo- uniosłam się śmiechem, próbując wstać, jednak po kilku nieudanych próbach zrezygnowana opadłam na morski, przyjemny piasek. Axl z łatwością doczołgał się do mnie, popijając swoje whisky. Siedział w skupieniu spoglądając gdzieś w morze. Na plaży pojawiło się kilka nowych osób, jednak pomimo tego i tak dużo ludzi dziś tutaj nie było. Słońce mocno grzało moje ciało, dlatego włożyłam okulary przeciwsłoneczne. Will również sięgnął po swoje, a za chwilę znów zwrócił głowę w stronę morskiej wody. W myślach grał mi kawałek KISS- I was made for loving you i kontrastował z moimi pytaniami. Nie tylko do Axla, ale i mojej matki. Zaczęłam się zastanawiać nad wszystkim. Doszłam do wniosku, że moje życie nie ma większego sensu.. Po za tym byłam z facetem, którego praktycznie nie znałam. Nie wiedziałam jaka jest jego dokładna przeszłość. Poczułam się źle, wobec tego dopiłam pełną szklankę Jacka. Trochę lepiej...
- O czym myślisz? - ustami delikatnie dotknęłam ciepłego policzka mojego chłopaka i przejechałam dłonią po jego rudych, długich, miękkich włosach. Pasowaliśmy do siebie w ogóle?!
- Wiesz...- nie odwracał wzroku - kiedyś... Jak już będę gwiazdą - tak jego skromność była równa zeru! Nagle wskazał palcem na wzgórza Malibu- wybuduję Nam tu dom- uśmiechnął się łobuzersko i... Zaraz, wróć! Czy on powiedział "nam"?
- Nam to znaczy komu? Wam czyli Guns, tak? Zamiast Hellhouse?- tak to rozumiałam.
- Nie. Mnie, Tobie, naszym dzieciom- wzruszyła ramionami, jak gdyby to było takie oczywiste- dom... To nie będzie dom, to będzie wielka, biała willa na pojedynczym równie ogromnym wzgórzu. Z basenem, dużym ogrodem, tarasem...- zamarzył przymykając na chwilę oczy- będziemy mieć wspaniałe życie! Mówię Ci, wyobraź sobie wspólne trasy koncertowe, ludzi krzyczących nazwę Naszego bandu, groupies, piski, prasę, nasze teledyski na MTV...- urwał i spojrzał na mnie, aż poczułam motyle w brzuchu- razem się zestarzejemy, właśnie w tym domu, w tej willi. Będziemy chodzić na wieczorne, długie spacery po plaży. Nasze życie będzie cudowne- zaśmiał się.
Siedziałam wpatrzona w niego jak w obrazek. Nie wiedziałam co powiedzieć. Po chwili zastanowienia uśmiechnęłam się.
- Chcesz się ze mną zestarzeć?
- Oczywiście.
- Może będziemy robić jeszcze za Nancy i Sida?- zaintrygowana zaśmiałam się. Tak na prawdę bardzo lubiłam i podziwiałam taką groupies. Nancy to była kobieta!
- Jeśli zechcesz, to jasne- uniósł się śmiechem- wspólne sesje i bijatyki.. Czemu nie?- przybliżył się i musnął moje usta. Na moment poprzestał i spojrzał mi prosto w oczy. Byliśmy bardzo blisko, a on bez wahanie przenikał moją dusze wzrokiem..
- Chciałbym, abyś urodziła mi dzieci, chcę Ciebie, na zawsze...-odparł szeptem i znów zatopił się w moich wargach. Rozchylił delikatnie językiem moje usta i z łatwością jego język dotykał mojego. Przeturlaliśmy się nie kończąc pocałunku. Teraz to ja siedziałam na nim. Oderwałam się od niego i cmoknęłam jego nawilżone i ciepłe usta. Podparłam się dłońmi o jego tors i uważnie przyglądałam się kolczykowi w jego brodawce. Szczerze? Rajcowało mnie to bardziej niż cokolwiek. Tatuaże również, ale kolczyk był zajebisty!
- A ty? Jakie masz na siebie plany?- zerknął na mnie badawczo.
Miałem taki jeden i w sumie jedyny pomysł na siebie. Na zrealizowanie swoich marzeń z dzieciństwa. Zawsze chciałam zostać aktorką. Miałam do tego wszelkie predyspozycje i ambicję. Kochałam scenę, występowanie na niej. To mnie kręciło! Wolność ruchu.. Coś niesamowitego.
- Ja... Chciałam zostać aktorką, ale jakoś nie wyszło.
Od kiedy tylko pamiętam to było moje marzenie. Recytowałam wierszyki jako dziecko, w sumie to mama to we mnie zapoczątkowała, ale później przestała we mnie wierzyć, tym samym tłukąc mi do głowy, że się do tego nie nadaję, że jestem beznadziejna i z takimi ocenami powinnam przestać marzyć, bo skończę jako sprzątaczka. A przecież mama zawsze ma rację- przynajmniej ona tak uważa. Według niej powinnam iść się kształcić, studia, praca w banku, poukładane życie.. Ale ja tego nie chciałam! Kochałam rock n' rolla i chciałam żyć jak moi idole z dzieciństwa. Obrałam też swój cel- aktorstwo i chciałam to robić! Nie miałam zamiaru siedzieć wystrojona w banku i liczyć pieniędzy. To nie było to, czułabym się nieszczęśliwa.
- Tak, chcę zostać aktorką.
- Serio?
- Mhm.
- No to kochanie na co ty jeszcze czekasz? Hollywood jest dla Ciebie! Idź na collage i jechane! A z resztą... Tak czy siak dostaniesz jakąś rolę.
- Niby czemu?
- Jesteś piękna, utalentowana. Po za tym wydajemy płytę- uśmiechnął się łobuzersko- gdzieś Cię wcisnę, spokojnie.
- Widzisz gdzieś tu ludzi?- zapytał leżąc na mnie. Podniosłam głowę i rozglądnęłam się wkoło.
- No, niby nie- zaśmiałam się. Axl ściągnął ze mnie koszulkę z podobizną Jima Morrisona oraz krótkie spodenki, które miałam na sobie od rana. Pozostając w samej czarnej bieliźnie i kowbojkach czułam się nieswojo, więc kurczowo zacisnęłam palce na ramionach, krzyżując, tym samym, ręce na piersiach. Pozbyłam się kowbojek i nadal "zakrywałam" się. Rose ściągnął z siebie katanę i koszulkę, oraz materiałowe spodnie i kowbojki.
- Stylowe masz bokserki, kolego!- rzuciłam rozbawionym tonem i spojrzeniem świdrowałam po jego (no nie ma co ukrywać) kobiecych pośladkach.
- Kiedyś będę w takich paradował po scenie- zaśmiał się.
- Sranie w banie- wybuchłam śmiechem na samo wyobrażenie sobie tego cyrku. Przymknęłam na chwilkę oczy i nagle poczułam, że zostaję unoszona ku górze. Kurwa, hero... Nie! To nie heroina, to Axl!
- Jezu, uważaj! Puść mnie- szarpałam się, kiedy on dosłownie przewiesił mnie sobie przez ramię.
- Wystarczy Axl- zachichotał, ale mnie do śmiechu kurwa nie było! Poczułam wodę na moim ciele.
- Puść mnie!- zaczęłam bić go pięściami po plecach, więc kurwa wyboru nie miał, musiał mnie puścić. Postawił mnie ostrożnie i pociągnął za sobą. Szłam powoli ciałem odpychając wodę. Zatrzymałam się w miejscu, w którym woda sięgała mi do szyi. Rose był nieco ode mnie wyższy, zatem woda zatrzymała się u niego na wysokości mniej więcej klatki piersiowej. To mu jednak nie przeszkodziło w przyciągnięciu mnie do siebie. Przywarłam do jego mokrego ciała. Dłońmi objął mnie w biodrach. Nachylił się do mojej twarzy. Zawiesiłam ręce na jego szyi. Jebnęliśmy sobie soczystego i namiętnego kiss'a.
- Pierzesz to- rzuciłam z ukrytym uśmiechem, wskazując palcem na moją mokrą, nową bieliznę.
- dla Ciebie wszystko!- cmoknął mnie w czoło i... znikł z pola mojego widzenia. Tak nagle, szybko.
- Will - powiedziałam wystraszona. Rzecz jasna nie uzyskałam odpowiedzi, toteż powtórzyłam jego imię znacznie głośniej. Przed oczami już stanęły mi sceny z horrorów. Nadal cisza. Tym razem krzyknęłam- Will, do chuja, nie rób sobie jaj! Ktoś pociągnął mnie w dół, za nogi. Zanurzona w wodzie, otworzyłam lekko oczy. Ujrzałam mojego uśmiechniętego faceta, z którego ust wypuszczały się bąbelki. Wzbiłam się ku górze i wynurzyłam z wody. Axl poszedł w moje ślady.
- czy Ciebie kurwa pojebało?!- zawołałam z wyrzutem.
- nie, kocham Cię- podniósł mnie, jakby nigdy nic. Z racji tego, zawiesiłam nogi wokół jego talii. Przejechałam dłonią po jego mokrych, potarganych włosach. On natomiast trzymał mnie za pośladki i kierował się w stronę plaży. Zaciskając nogi wokół niego jeszcze mocniej, objęłam dłońmi jego twarz i musnęłam z subtelnością jego wargi. Will od razu rozchylił moje językiem. Położył mnie ostrożnie na kocyku i swoim ciałem napierając na moje, majsterkował coś przy mojej bieliźnie. Po wielu nieudanych próbach ściągnięcia jej, w końcu mu się to udało! Jakże byłam z niego dumna! Piszcząc i całując moje ciało schodził coraz niżej, niżej i niżej...
- myślisz, że nas widzieli? - spytał głęboko wzdychając i schodząc ze mnie. Zerknęłam na swoje rozpalone, nagie ciało i nieco się zarumieniłam.
- pierdolę na to- rzuciłam i przeturlałam się, tym samym przytulając się do Axla. Wpatrywaliśmy się w siebie spojrzeniem przepełnionym gorącym uczuciem, namiętnością, troską i romantycznością. Pocałunkom i pieszczotom dzisiejszego dnia nie było końca...
Podał mi kask, który szybko i sprawnie włożyłam na głowę. To był cudowny dzień! Wsiadłam na harleya i trzymając się Willa w pasie krzyknęłam pełna energii: kocham Cię! Jedziemy, kurwa!
Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy. Skręty, w górę, w dół, to zaraz w górę.. Uroki Malibu.
- Zobacz na lewo, tu będzie stał nasz dom- krzyknął Axl. Ledwo dało się cokolwiek usłyszeć, gdyż jechaliśmy szybko, a wiatr wiał z niesamowitą prędkością. Pomimo to, spojrzałam we wskazaną przez Rose'a stronę i utonęłam w marzeniach..
Podjechaliśmy pod garaż Hellhouse. Ściągnęłam kask i zeszłam z motoru, zawieszając przez ramię mój plecak. Axl zaparkował w garażu harleya i powrócił do mnie. Spletliśmy palce naszych dłoni i weszliśmy do domu.
- Cześć- powiedziałam siadając na kanapie obok Slasha.
- Siema, Michie- odpowiedzieli wszyscy chórem.
- Chłopaki, mam taką sprawę- Will przysiadł koło mnie i klepnął się dłońmi o kolana.
- Hm?- Izzy popijał jakieś podrzędne piwo.
- Michelle ma problem, a w zasadzie to ja z Michie mamy problem- zerknął na mnie.
- Zaciążyłeś ją?!- Steven spojrzał na nas zdezorientowany podpierając głowę ręką.
- Nie. Macie może coś przeciwko temu to znaczy... Czy zgadzacie się, aby Michie z nami zamieszkała?
- Ale tylko dwa tygodnie, sytuacja awaryjna- dodałam.
- No stary- Izzy niepewnie zaczął- nie wiem.. Nie żebym coś do Ciebie miał- uśmiechnął się do mnie uroczo, jak nigdy wcześniej- ale.. No kurde, nie wiem.
- Ja jestem na tak- Steven podbiegł do mnie i skradł mi całusa w policzek wyszczerzając się w uśmiechu.
- Ja też, jak najbardziej- Slash podniósł rękę do góry. Steven przysiadł przy moich nogach, dotykając moich kowbojek. Rzuciłam mu zdezorientowane spojrzenie na co ona po raz kolejny uśmiechnął się. Nie rozumiem, chyba za dużo ćpa.. Ale odwzajemniłam mu uśmiech.
- Ja oczywiście też, jeżeli nie przeszkadzają Ci nasze nawyki i brak miejsca na seks, to wpierdalaj do Nas i jedziemy z tym koksem- Duff zachichotał wymieniając ze mną porozumiewawcze spojrzenie. Zaniosłam się cichym śmiechem.
- Czyli, że tak?- zapytałam z nadzieją.
- Dobra, ja też się zgadzam, tyle, że nie mamy zbytnio miejsca, nie..- Stradlin burknął.
- A strych?- Duff spojrzał rozbawiony na Stevena, który ciągle tkwił przy moich kowbojkach.
- A racja! No to zostajesz z nami, mała- Izzy odpalił fajkę, a przez jego twarz przebiegł błogi uśmieszek. Po salonie rozniósł się zapach dymu papierosowego. Axl szturchnął mnie łokciem w żebra.
- Michelle, ale jakie dwa tygodnie?
- Lokal, który upatrzyłam dawno temu za dwa tygodnie będzie wolny, więc to tylko taki postój- wyjaśniłam- a Wam dziękuję z całego serca- posłałam wszystkim uśmiech.
- A to luzik - odparli entuzjastycznie mieszkańcy tego zacnego domu.
- Ok, koniec opierdolingu- potarłam dłońmi o siebie- co chcecie na obiad?- ruszyłam w stronę kuchni.
Weszłam na strych, a właściwie drewniane poddasze. Podobało mi się tutaj. To miejsce miało jakąś magię, mimo ogromnego bałaganu. Postanowiłam co nieco posprzątać i nadać temu strychowi stylu. Do pokoju wparował Duff. Miał niezwykły przypływ energii, a jego źrenice były wielkości główki od szpilki. Nie ważne, dzięki jego pomocy z garażu przyniosłam sporo cennych i stylowych staroci m.in. toaletkę z lat 70. Zanim jednak zabrałam się za "strojenie" pomieszczenia pozamiatałam, umyłam podłogę i okno. Poddasze od razu nabrało innego wyglądu. Kilka przesuniętych mebli, tu i ówdzie jakieś ozdoby- przydatne i ładnie wyglądające za razem, toaletka w rogu i materac pod dużym oknem. Drewno upiększało to wszystko jeszcze bardziej. Zakwaterowałam się w tym przepięknym miejscu. Dziwię się, że nikt tu nie spał i nie zamieszkiwał.
- Co sądzisz? - zsapana wolno puściłam się na materac.
- Jest dobrze, stylowo. Podoba mi się- Duff przysiadł koło mnie i zapalił fajkę.
- Mnie też- zaciągnęłam się podanym przez McKagana papierosem.
- a właściwie to dlaczego u nas teraz mieszkasz, jeśli mogę wiedzieć?- uprzejmym tonem głosu spytał.
- kłopoty rodzinne.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę i Duff gdzieś polazł. Usiadłam na materacu. Wzięłam mój plecak i zaczęłam wypakowywać z niego rzeczy. 3 pary krótkich spodenek, skórzane, długie spodnie, długie jeansowę- modne ostatnio "rurki", których byłam dumną posiadaczką, krótkie dresowe. Powinno starczyć na dwa tygodnie. Ułożyłam z nich jedną kupkę i przezłam do sekwencji: koszulki. Jim Morrison, The Runaways, Sex Pistols, Bon Jovi, Led Zeppelin, Jimi Hendrix, The Ramones, KISS, Motley Crue, Alice Cooper, AC/DC, Aerosmith, Skid Row- wow, kurwa- zaśmiałam się- to chyba wszystkie moje zajebiste koszulki! Aaa, są jeszcze 3 na ramiączkach. Dziwiłam się pojemności tego plecaka, zmieściły się tam nawet trampki, halka nocna, bielizna, kosmetyczka no i portfel. Wiedziałam, że będę musiała złożyć się na czynsz i jedzenie, tutaj. Do tego kasa na własne potrzeby i zaliczka za mieszkanie na Sunset. Pieniądze odłożone miałam jeszcze na koncie, ale one przeznaczone były na tzw. "nowe życie w nowym mieszkaniu" meble i akcesoria. Otworzyłam portfel i po kolei liczyłam: 20$, 50$ o! To już 70$. Liczę dalej 50$, 100$! Razem to.. 220$. 100$ i 60$ + jakieś drobne.. Nie jest źle, czyli mam 380$, hmm powinno starczyć. Poukładałam ubrania na półkach, ściągnęłam z siebie wszystkie bransoletki i łańcuszki. Zeszłam na dół, przeszłam przez salon, gdzie siedzieli wszyscy gapiąc się w ekran. Byłam pod wrażeniem, oni mieli telewizor! Do tego kolorowy! Wcześniej go nie widziałam, przysięgam. W każdym bądź razie nikt, w tym nawet Axl, mnie nie zauważył. Poszłam do łazienki nucąc "Something gone wrong again" Buzzcocks i chwilę później stałam już naga pod prysznicem.
- Co oglądacie?- zagadnęłam wychodząc z łazienki. Diametralnie wszyscy się odwrócili. Tak, stałam w czarnej, skąpej halce i czułam na sobie wzrok pożądania. Mniejsza o to, oczekiwałam odpowiedzi, ale nikt nawet nie próbował.
- Hm?- w końcu Slash zabrał głos.
- No pytam, co oglądacie. Mam nadzieję, że nie jakiegoś pornola-zerknęłam w ekran, gdzie rozgrywała się jakaś erotyczna scena.
- Przed sobą mamy żywego- zaśmiał się Izzy, a za nim podążyli wszyscy inni.
- hahaha, bardzo śmieszne- rzuciłam i po "zaproszeniu" Axla usiadłam mu między rozkraczonymi nogami. Na przeciw siedział Slash i Adler, a koło nas Stradlin i McKagan.
- Ślicznie wyglądasz- szepnął mi do ucha Will. Uśmiechnęłam się, a ten objął mnie ramionami. Wtuliłam się w niego i wpatrzyłam w telewizor. Izzy podał mi piwo, więc otworzyłam je jednym sprawnym ruchem i upiłam duży łyk.
- Chcecie coś do żarcia?- spytałam po jakieś godzinie oglądania komedii, na której mieliśmy niezły ubaw.
- Jasne!- odpowiedzieli chórem, a ja wyswobodziłam się z uścisku Rose'a i skierowałam swoje kroki do kuchni. Spoglądnęłam do lodówki. Hmm.. Co by im tu zrobić? Kanapki rules!
Wyciągnęłam wszystkie składniki na dobrą kolację. Zabrałam się do roboty, kiedy do kuchni wszedł Slash. Usiadł na blacie, gdzie przyrządzałam danie.
- Jak Kate?- zerknął na mnie z powagą.
- Ostatni raz gadałam z nią wczoraj, a co?
- No... Przecież było nam razem tak dobrze, o co jej chodzi?- mocno gestykulował.
- Wiesz jaką macie opinię, tak?- na chwile poprzestałam i zerknęłam na niego. Nigdy wcześniej nie widziałam go takiego.. smutnego!- ja też bałam się związać z Willem. Właśnie z tego powodu.
- Jakim kurwa Willem?!
- No Axlem- zachichotałam pod nosem.
- Mhm- przytaknął- no, ja wiem, że my... Ja nie miałem zamiaru jej wykorzystać, przysięgam- położył rękę na sercu. Zrobiło mi się go żal. Może on faktycznie darzy Kath jakąś większą sympatią?
- Dobra, zadzwonię do niej- podeszłam do kuchennego aparatu. Po kilku sygnałach usłyszałam smutny ton Katie.
- Kate?- byłam zaskoczona barwą jej głosu, więc zapytałam ostrożnie.
- Nie kurwa ksiądz proboszcz!
- Słuchaj mnie teraz uważnie młoda! Ja wiem, że Hudsonowi jest przykro, że tak wyszło, ale... Tak po za tym to o co Tobie kurwa do chuja właściwie chodzi?!
- O gówno, wiesz. Jak śmiesz się jeszcze pytać! Niech ten Wasz cały boski Slash się pierdoli! Wykorzystał mnie!- wykrzyczała, aż Saul stojący obok mnie usłyszał i wyrwał mi słuchawkę z ręki.
- Nie wykorzystałem Cię! Nie jesteś jakąś tam pierwszą lepszą! Nie jesteś mi obojętna, słyszysz?!
- Spierdalaj się ciągnąć debilu!
- Ok. Nie ma sprawy, sama tego chciałaś. Spierdalaj, nara- rzucił aparatem, a ja zerknęłam na niego wystraszona.
- Przepraszam Cię- powiedział już normalnie i wyszedł pośpiesznie z kuchni.
Kurwa! Znów coś spierdoliłam. Jestem pojebana..
Dwa talerze pełne kolorowych kanapek położyłam na stoliku w salonie, a wygłodniali rockmani rzucili się na nie, niczym na gołą panienkę. Po 15 minutach zostały tylko i wyłącznie okruszki.
- Mmm, pycha- Axl pocałował mnie w policzek.
- Dzięki, mamo!- chłopaki nie szczędzili sobie i powiedzieli wszyscy. Nawet Slash, czym byłam zaskoczona. Dotychczas siedział naburmuszony popijając Nightraina i zajadając się kanapkami, a teraz nagle zabrał głos.
Powróciliśmy do oglądania filmu tyle, że tym razem horroru. Piwo, chipsy paprykowe (tym razem przyniesione przez Duffa O.o), ciemny pokój. Idealna atmosfera! Skupiłam się na fabule tego krwawego filmu.
Zaraz po jego zakończeniu nieco upici Duff i Slash ruszyli do sypialni rzucając krótkie- dobranoc. Rose poszedł do łazienki, a Steven spał już na jednej z kanap.
- Dobranoc, Izzy- uśmiechnęłam się i wstałam z miejsca.
- Dobranoc Michie, wybacz za dzisiaj. Na prawdę Cię lubię- dopił piwa i posłał mi słodki uśmieszek.
Weszłam na poddasze, po czym rozłożyłam się na materacu. Zaczęłam rozmyślać, ponownie. Nadal byłam okropnie zła na mamę, myślę, że zaszła za daleko. Nigdy nie wspominałam taty, to był temat tabu. Bardzo dla mnie bolesny. Ona to wiedziała, ale celowo dolewała oliwy do ognia. Znów poczułam, że potrzebuję mojego przyjaciela, ale nie mogę. To już nałóg, już raz to przechodziłam. Nie mogę. Nie, Michelle nie możesz! Pomyśl o czymś innym.. Szybko, prędzej! O! Axl i dom.. W zasadzie to wymarzony i przyszły dom. Hm, mówił prawdę? Mogę mu wierzyć? Chciał być ze mną na zawsze? Szczerze, to bardzo wątpliwe. Ale lubię, gdy zapewnia mnie o takich wielkich rzeczach, czuję się wtedy dobrze, czuję się kochana. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. O ramę opierał się wspomniany Will. O wilku mowa- pomyślałam.
- Wow- wydukał z siebie wchodząc i rozglądając się dookoła.
- Podoba Ci się?
- Jasne, że tak! W końcu ktoś zrobił tu porządek- zaśmiał się i położył się koło mnie- jest tu teraz jakiś styl, inna atmosfera- uśmiechnął się.
Zaciągnęłam na nasze niemalże nagie ciała, kołdrę i ułożyłam głowę na torsie Axla.
- Dziękuję.
- Za co?
- Za wszystko, za Twoją miłość, troskę. Gdyby nie ty spałabym teraz w jakimś obskurnym hotelu bez mężczyzny z kolczykiem w brodawce i przykryta zimnym kocem.
- Zawsze możesz na mnie liczyć, przecież wiesz- cmoknął mnie w usta. Wyłączyliśmy lampkę nocną i przytuliliśmy się do siebie. Długo jeszcze rozmyślałam o wszystkim, zanim Morfeusz przyjął mnie w swoje progi.
Przetarłam oczy i rozglądnęłam się. Nigdzie go nie było.
Nagle wpadł (to dobre słowo) na poddasze z Duffem.
- Hej kochanie- Will podbiegł do mnie i przytulił mnie. Jego źrenice.. on cały.. kwaśny zapach heroiny zmieszany z papierosem dawał smród. W ręce trzymał czerwony kubek, który zaraz mi podał. Kofeina z rana, a jak!
- Dziękuję, ale co ty..?- wiem, że brał z nich najmniej, więc dlaczego wspomaga się z tym od rana?!
- Michie, mój skarbie- Duff położył się obok mnie i uczepił się mojego ramienia, jak jakiś wierny pies, pewnie pudelek.
- mój malutki, kochany Rose- Axl odkrył ze mnie kołdrę i przyłożył głowę do mojego brzucha.
- co ty kurwa robisz?!- odepchnęłam go.
- chciałem pogadać z moim maleństwem.
- yyy?- zerknęłam na niego zirytowana- przecież ja nie jestem w ciąży!
- aaa- odparł- chyba, że- kiwnął porozumiewawczo głową i przysiadł na łóżku.
- co wy kurwa?!- krzyknęłam i zaciągnęłam się, podanym przez McKagana, papierosem. Spojrzeli na mnie zdezorientowani, później na siebie i naraz wybuchli śmiechem. Kurwa- pomyślałam- to jest coś śmiesznego?! Chyba nie kminię żartu.
- zdaję się, że mamy okazję.
- Cześć- Will zrozumiał, albo i wiedział od początku co jest grane, a więc cmoknął mnie jedynie w policzek. Widziałam jak mama wrogo mierzyła go wzrokiem. Ona nie akceptowała takiego stylu. Obrała swój typ mężczyzny dla mnie i się nim kierowała. Niestety ku jej niezadowoleniu, nie zawsze ciągnęło do zupełnie innego ‘’gatunku’’ facetów. Dlatego też wszyscy moi chłopacy byli posiadaczami długich włosów- czego ona z kolei nie cierpiała- i zazwyczaj mieli tatuaże. Jej widziało się moje domniemane szczęśliwe małżeństwo z opalonym i mega zadbanym kolesiem z równo zaczesanym włosem na głowie. Najlepiej, żeby jeszcze był ubrany w szary garnitur…
- Jak ty się ubrałaś?!- zerknęła na mnie z widoczną irytacją. Co kurwa? Od kiedy ją interesuję, jak się ubieram… Nigdy jakoś nie zwracała na to większej uwagi.
- Normalnie- odpowiedziałam jej dobitym tonem głosu i zmierzyłam się z góry. Axl na szczęście na razie nie zabierał głosu i bacznie przyglądał się całej sytuacji.
- To nie jest normalny strój, dziecko- ponownie mnie zaskoczyła. Jakie kurwa dziecko?! Mam 22 lata! Nie poznawałam tej kobiety! Hej halo, oddajcie mi moją mamę- przyjaciółkę.
- Może mi jeszcze powiesz o której mam wrócić?- kpiąco zmierzyłam ją wzrokiem. Teraz na serio się zdenerwowała, ups.
- Tak, oczywiście. Mieszkasz u mnie, więc i owszem. Godzina 21 punktualnie i ani minuty dłużej. Nie ma Cię, zamykam drzwi i nie wchodzisz, pamiętaj! Koniec. Gówniara nie będzie mnie tutaj ustawiać. To, że masz kurwa chłopaka nie oznacza, że jesteś najlepsza… I to jeszcze jakiego chłopaka- wycedziła przez zęby. Widziałam zapał Axla, już chciał coś powiedzieć, ale powstrzymałam go i pociągnęłam za sobą. Chyba ją kurwa pojebało, do resztek! Co ona pierdoli?! Wbiegłam do pokoju, z trudem powstrzymując się od płaczu, chwyciłam za plecak leżący koło łóżka i na szybko wpakowałam tam niezbędne mi rzeczy. Dopiero po spakowaniu dostrzegłam, że to mój ukochany plecak, bo z logo THE DOORS. Gdy to robiłam Will stał w drzwiach zawadiacko opierając się o ramę. Tylko mi się przyglądał, nic nie mówiła. Nawet jego wyraz twarzy nic mi nie mówiłam. Pewnie myślał, że jestem jakąś cholerną furiatką. Zbiegłam na dół, kiedy Axl ze stoickim spokojem zszedł na dół. Zarzuciłam sobie bagaż na ramię.
- Spierdalaj!- krzyknęłam, czym prędzej wychodząc z domu i ponaglając Axla.
- Ja Ci dam kurwa, spierdalaj!- widziałam, że to ją zabolało, ale przecież ta wielmożna pani, nie mogła się do tego przyznać, toteż zaczęła mnie atakować, a jak!- Zobaczymy jeszcze! Fałszywcu, taka sama jak tatuś!- wykrzyczała mi w twarz, a ja miałam ochotę po prostu ją uderzyć. Z trudem się powstrzymałam, a Rose natychmiast chwycił mnie za ramionami i wyciągnął na dwór.
- Weź nie pierdol- trzasnęłam drzwiami. Ciepłe powietrze nieco przytłumiło moje emocje. Dlaczego tak mnie traktowała? Zawsze trafiała w czuły punkt. Chyba w najbardziej dla mnie bolesny temat- ojciec. Zerknęłam na Axla i rozpłakałam się. Tak nagle, łzy poleciały z moich oczu ciurkiem, a podbródek mi zadrżał. Wtuliłam się w niego, dodatkowo chowając twarz w dłoniach.
- Jedźmy do jakiegoś motelu, proszę. Muszę się zakwaterować- mruknęłam poprawiając dość ciężki plecak, bo tych moich "niezbędnych" rzeczy trochę było.
- Jakiego znowu motelu? Zabieram Cię do mnie... To znaczy do Nas.
- Myślisz, że oni się zgodzą?- spytałam, chociaż i tak znałam odpowiedzieć.
- Oczywiście, skarbie- pocałował mnie w czoło. Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższą chwilę. W końcu na mojej twarzy zagościł uśmiech, czym zaraziłam Willa.
Zaraz potem podał mi kask, który ostrożnie włożyłam na głowę. Byłam pewna, że moja wredna i wścibska matka Nas obserwuje, zatem robiłam dobrą minę do złej gry. Udawałam wesołą i pełną radości, mimo tego, że w rzeczywistości czułam się źle. Pomyślałam chwilę... Dlaczego osoba, która chce zrobić mi na złość, ma również psuć mi humor, a przede wszystkim randkę?! Oj nie, tak nie będzie, nigdy! Stawiam na totalny relaks, wypoczynek i miłość. Miłość, no właśnie. To słowo znowu przypomina mi o szczęściu i cieple rodzinnym. Axl, Axl, Axl! To jest moja miłość. Jedyna i prawdziwa.
Wsiadłam na harley'a Davidsona, którym strasznie się jarałam, co by nie mówić i chwilę później śladu po Nas nie było. Gdzie zmierzaliśmy? Szczerze nie mam pojęcia, to bodajże niespodzianka.
Rozpoznałam pierwsze dzielnice drogiego i luksusowego Malibu. Byłam tu kilka razy z przyjaciółmi, jednak ludzie z okolic Sunset Strip raczej rzadko tu zaglądają. Bynajmniej ja należę do tych osób. Wiem, że mieszkają tu gwiazdy, ale na ulicach West Hollywood i przede wszystkim w moim Whisky a Go Go spotkałam tyle znanych osób ze świata Show Biznesu, że szczerze to mam to gdzieś. Znam Guns N' Roses i jestem z tego cholernie dumna! Wiem, że chłopaki mają talent, wydają płytę, ale wątpię, aby zdołali się przebić. Przecież nacisk na hardrocka jest już od wielu lat, w LA jak i w innym miastach USA. Takich zespołów jak oni są na pęczki. Ale fakt, miło jest znać kogoś, kto może stać się gwiazdą. Będę się śmiać jak okażę się, że dziewczyny rzucają stanikami i mają mokro na ich widok. Choć szczerze, serio wątpię. Zamyśliłam się, ale wyrwał mnie z tego lekki wstrząs. No tak, skoro jedziemy właśnie przez wzgórza Malibu to nietrudno się dziwić. Góra, dół, zakręt.. Uff! Nareszcie plaża. Hm.. No niezbyt ona zaludniona. Zaparkowaliśmy. Ściągnęłam kask, poprawiłam ramoneskę, lecz zrobiło mi się strasznie gorąco. Cóż, uroki maja. Will nakazał zamknąć mi oczy i odwrócić się tyłem. Zrobiłam jak kazał, co rusz pytając czy już. Po kilku minutach powiedział sakramentalne:
- Już.
Odwróciłam się i otwarłam nieśmiało oczy.
- Wow! - wyrwało mi się na ten widok, piękny z resztą. Na piasku leżał koc, a na nim mały słomiany koszyczek. Wszędzie wokół porozsypywane było płatki czerwonych róż. Z ciekawością przysiadłam na miękkim kocyku i zajrzałam do tej środka tajemniczego koszyka. Moim oczom ukazała się butelka nieśmiertelnego whisky'acza, a dokładniej Jacka Danielsa, dwie szklaneczki, w jakich to prawidłowo sączy się ten urodziwy alkohol (no, ale nie! Guns N' Roses mogą pić z gwinta.. Popieram!), spalona już łyżka, zapalniczka i woreczek ze znaną mi substancją.
- To na pewno przygotował mój Will?!- powiedziałam sama do siebie zaskoczona tym faktem. Z koszyczka wyciągnęłam kilka czekoladowych babeczek. W odpowiedzi ktoś, a właściwie to Axl, naparł na mnie swoim ciałem, tym samym przywierając mnie do miękkiego koca.
- Twój Will. Mam nadzieję, że nie przypiekłem tych słodkości, bo kurwa robiłem je 3 godziny, specjalnie dla Ciebie- wyszeptał zatapiając się w moim wargach. Wplotłam palce w jego włosy poddając się rozkoszy pocałunku...
- Zapodaj to swoje kuchenne dzieło, skarbie- zaśmiałam się, już nieco wstawiona i znów upiłam porządny łyk Danielsa. Do tego zaciągnęłam się papierosem. Żyję! To jest kurwa życie!
- Wszystkie dla Ciebie, moja miłości- Axl podał mi babeczki i cmoknął mnie w usta- czyli cały Mr. Brownstone poszedł w 10 minut?- zaglądnął do pustego woreczka z beżowymi resztkami na ściankach folii i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- bez przesady, tego nie było tak dużo!
- dobra jesteś! Tego było więcej niż Ci się zdaję.
- wiadomo- uniosłam się śmiechem, próbując wstać, jednak po kilku nieudanych próbach zrezygnowana opadłam na morski, przyjemny piasek. Axl z łatwością doczołgał się do mnie, popijając swoje whisky. Siedział w skupieniu spoglądając gdzieś w morze. Na plaży pojawiło się kilka nowych osób, jednak pomimo tego i tak dużo ludzi dziś tutaj nie było. Słońce mocno grzało moje ciało, dlatego włożyłam okulary przeciwsłoneczne. Will również sięgnął po swoje, a za chwilę znów zwrócił głowę w stronę morskiej wody. W myślach grał mi kawałek KISS- I was made for loving you i kontrastował z moimi pytaniami. Nie tylko do Axla, ale i mojej matki. Zaczęłam się zastanawiać nad wszystkim. Doszłam do wniosku, że moje życie nie ma większego sensu.. Po za tym byłam z facetem, którego praktycznie nie znałam. Nie wiedziałam jaka jest jego dokładna przeszłość. Poczułam się źle, wobec tego dopiłam pełną szklankę Jacka. Trochę lepiej...
- O czym myślisz? - ustami delikatnie dotknęłam ciepłego policzka mojego chłopaka i przejechałam dłonią po jego rudych, długich, miękkich włosach. Pasowaliśmy do siebie w ogóle?!
- Wiesz...- nie odwracał wzroku - kiedyś... Jak już będę gwiazdą - tak jego skromność była równa zeru! Nagle wskazał palcem na wzgórza Malibu- wybuduję Nam tu dom- uśmiechnął się łobuzersko i... Zaraz, wróć! Czy on powiedział "nam"?
- Nam to znaczy komu? Wam czyli Guns, tak? Zamiast Hellhouse?- tak to rozumiałam.
- Nie. Mnie, Tobie, naszym dzieciom- wzruszyła ramionami, jak gdyby to było takie oczywiste- dom... To nie będzie dom, to będzie wielka, biała willa na pojedynczym równie ogromnym wzgórzu. Z basenem, dużym ogrodem, tarasem...- zamarzył przymykając na chwilę oczy- będziemy mieć wspaniałe życie! Mówię Ci, wyobraź sobie wspólne trasy koncertowe, ludzi krzyczących nazwę Naszego bandu, groupies, piski, prasę, nasze teledyski na MTV...- urwał i spojrzał na mnie, aż poczułam motyle w brzuchu- razem się zestarzejemy, właśnie w tym domu, w tej willi. Będziemy chodzić na wieczorne, długie spacery po plaży. Nasze życie będzie cudowne- zaśmiał się.
Siedziałam wpatrzona w niego jak w obrazek. Nie wiedziałam co powiedzieć. Po chwili zastanowienia uśmiechnęłam się.
- Chcesz się ze mną zestarzeć?
- Oczywiście.
- Może będziemy robić jeszcze za Nancy i Sida?- zaintrygowana zaśmiałam się. Tak na prawdę bardzo lubiłam i podziwiałam taką groupies. Nancy to była kobieta!
- Jeśli zechcesz, to jasne- uniósł się śmiechem- wspólne sesje i bijatyki.. Czemu nie?- przybliżył się i musnął moje usta. Na moment poprzestał i spojrzał mi prosto w oczy. Byliśmy bardzo blisko, a on bez wahanie przenikał moją dusze wzrokiem..
- Chciałbym, abyś urodziła mi dzieci, chcę Ciebie, na zawsze...-odparł szeptem i znów zatopił się w moich wargach. Rozchylił delikatnie językiem moje usta i z łatwością jego język dotykał mojego. Przeturlaliśmy się nie kończąc pocałunku. Teraz to ja siedziałam na nim. Oderwałam się od niego i cmoknęłam jego nawilżone i ciepłe usta. Podparłam się dłońmi o jego tors i uważnie przyglądałam się kolczykowi w jego brodawce. Szczerze? Rajcowało mnie to bardziej niż cokolwiek. Tatuaże również, ale kolczyk był zajebisty!
- A ty? Jakie masz na siebie plany?- zerknął na mnie badawczo.
Miałem taki jeden i w sumie jedyny pomysł na siebie. Na zrealizowanie swoich marzeń z dzieciństwa. Zawsze chciałam zostać aktorką. Miałam do tego wszelkie predyspozycje i ambicję. Kochałam scenę, występowanie na niej. To mnie kręciło! Wolność ruchu.. Coś niesamowitego.
- Ja... Chciałam zostać aktorką, ale jakoś nie wyszło.
Od kiedy tylko pamiętam to było moje marzenie. Recytowałam wierszyki jako dziecko, w sumie to mama to we mnie zapoczątkowała, ale później przestała we mnie wierzyć, tym samym tłukąc mi do głowy, że się do tego nie nadaję, że jestem beznadziejna i z takimi ocenami powinnam przestać marzyć, bo skończę jako sprzątaczka. A przecież mama zawsze ma rację- przynajmniej ona tak uważa. Według niej powinnam iść się kształcić, studia, praca w banku, poukładane życie.. Ale ja tego nie chciałam! Kochałam rock n' rolla i chciałam żyć jak moi idole z dzieciństwa. Obrałam też swój cel- aktorstwo i chciałam to robić! Nie miałam zamiaru siedzieć wystrojona w banku i liczyć pieniędzy. To nie było to, czułabym się nieszczęśliwa.
- Tak, chcę zostać aktorką.
- Serio?
- Mhm.
- No to kochanie na co ty jeszcze czekasz? Hollywood jest dla Ciebie! Idź na collage i jechane! A z resztą... Tak czy siak dostaniesz jakąś rolę.
- Niby czemu?
- Jesteś piękna, utalentowana. Po za tym wydajemy płytę- uśmiechnął się łobuzersko- gdzieś Cię wcisnę, spokojnie.
- Widzisz gdzieś tu ludzi?- zapytał leżąc na mnie. Podniosłam głowę i rozglądnęłam się wkoło.
- No, niby nie- zaśmiałam się. Axl ściągnął ze mnie koszulkę z podobizną Jima Morrisona oraz krótkie spodenki, które miałam na sobie od rana. Pozostając w samej czarnej bieliźnie i kowbojkach czułam się nieswojo, więc kurczowo zacisnęłam palce na ramionach, krzyżując, tym samym, ręce na piersiach. Pozbyłam się kowbojek i nadal "zakrywałam" się. Rose ściągnął z siebie katanę i koszulkę, oraz materiałowe spodnie i kowbojki.
- Stylowe masz bokserki, kolego!- rzuciłam rozbawionym tonem i spojrzeniem świdrowałam po jego (no nie ma co ukrywać) kobiecych pośladkach.
- Kiedyś będę w takich paradował po scenie- zaśmiał się.
- Sranie w banie- wybuchłam śmiechem na samo wyobrażenie sobie tego cyrku. Przymknęłam na chwilkę oczy i nagle poczułam, że zostaję unoszona ku górze. Kurwa, hero... Nie! To nie heroina, to Axl!
- Jezu, uważaj! Puść mnie- szarpałam się, kiedy on dosłownie przewiesił mnie sobie przez ramię.
- Wystarczy Axl- zachichotał, ale mnie do śmiechu kurwa nie było! Poczułam wodę na moim ciele.
- Puść mnie!- zaczęłam bić go pięściami po plecach, więc kurwa wyboru nie miał, musiał mnie puścić. Postawił mnie ostrożnie i pociągnął za sobą. Szłam powoli ciałem odpychając wodę. Zatrzymałam się w miejscu, w którym woda sięgała mi do szyi. Rose był nieco ode mnie wyższy, zatem woda zatrzymała się u niego na wysokości mniej więcej klatki piersiowej. To mu jednak nie przeszkodziło w przyciągnięciu mnie do siebie. Przywarłam do jego mokrego ciała. Dłońmi objął mnie w biodrach. Nachylił się do mojej twarzy. Zawiesiłam ręce na jego szyi. Jebnęliśmy sobie soczystego i namiętnego kiss'a.
- Pierzesz to- rzuciłam z ukrytym uśmiechem, wskazując palcem na moją mokrą, nową bieliznę.
- dla Ciebie wszystko!- cmoknął mnie w czoło i... znikł z pola mojego widzenia. Tak nagle, szybko.
- Will - powiedziałam wystraszona. Rzecz jasna nie uzyskałam odpowiedzi, toteż powtórzyłam jego imię znacznie głośniej. Przed oczami już stanęły mi sceny z horrorów. Nadal cisza. Tym razem krzyknęłam- Will, do chuja, nie rób sobie jaj! Ktoś pociągnął mnie w dół, za nogi. Zanurzona w wodzie, otworzyłam lekko oczy. Ujrzałam mojego uśmiechniętego faceta, z którego ust wypuszczały się bąbelki. Wzbiłam się ku górze i wynurzyłam z wody. Axl poszedł w moje ślady.
- czy Ciebie kurwa pojebało?!- zawołałam z wyrzutem.
- nie, kocham Cię- podniósł mnie, jakby nigdy nic. Z racji tego, zawiesiłam nogi wokół jego talii. Przejechałam dłonią po jego mokrych, potarganych włosach. On natomiast trzymał mnie za pośladki i kierował się w stronę plaży. Zaciskając nogi wokół niego jeszcze mocniej, objęłam dłońmi jego twarz i musnęłam z subtelnością jego wargi. Will od razu rozchylił moje językiem. Położył mnie ostrożnie na kocyku i swoim ciałem napierając na moje, majsterkował coś przy mojej bieliźnie. Po wielu nieudanych próbach ściągnięcia jej, w końcu mu się to udało! Jakże byłam z niego dumna! Piszcząc i całując moje ciało schodził coraz niżej, niżej i niżej...
- myślisz, że nas widzieli? - spytał głęboko wzdychając i schodząc ze mnie. Zerknęłam na swoje rozpalone, nagie ciało i nieco się zarumieniłam.
- pierdolę na to- rzuciłam i przeturlałam się, tym samym przytulając się do Axla. Wpatrywaliśmy się w siebie spojrzeniem przepełnionym gorącym uczuciem, namiętnością, troską i romantycznością. Pocałunkom i pieszczotom dzisiejszego dnia nie było końca...
Podał mi kask, który szybko i sprawnie włożyłam na głowę. To był cudowny dzień! Wsiadłam na harleya i trzymając się Willa w pasie krzyknęłam pełna energii: kocham Cię! Jedziemy, kurwa!
Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy. Skręty, w górę, w dół, to zaraz w górę.. Uroki Malibu.
- Zobacz na lewo, tu będzie stał nasz dom- krzyknął Axl. Ledwo dało się cokolwiek usłyszeć, gdyż jechaliśmy szybko, a wiatr wiał z niesamowitą prędkością. Pomimo to, spojrzałam we wskazaną przez Rose'a stronę i utonęłam w marzeniach..
Podjechaliśmy pod garaż Hellhouse. Ściągnęłam kask i zeszłam z motoru, zawieszając przez ramię mój plecak. Axl zaparkował w garażu harleya i powrócił do mnie. Spletliśmy palce naszych dłoni i weszliśmy do domu.
- Cześć- powiedziałam siadając na kanapie obok Slasha.
- Siema, Michie- odpowiedzieli wszyscy chórem.
- Chłopaki, mam taką sprawę- Will przysiadł koło mnie i klepnął się dłońmi o kolana.
- Hm?- Izzy popijał jakieś podrzędne piwo.
- Michelle ma problem, a w zasadzie to ja z Michie mamy problem- zerknął na mnie.
- Zaciążyłeś ją?!- Steven spojrzał na nas zdezorientowany podpierając głowę ręką.
- Nie. Macie może coś przeciwko temu to znaczy... Czy zgadzacie się, aby Michie z nami zamieszkała?
- Ale tylko dwa tygodnie, sytuacja awaryjna- dodałam.
- No stary- Izzy niepewnie zaczął- nie wiem.. Nie żebym coś do Ciebie miał- uśmiechnął się do mnie uroczo, jak nigdy wcześniej- ale.. No kurde, nie wiem.
- Ja jestem na tak- Steven podbiegł do mnie i skradł mi całusa w policzek wyszczerzając się w uśmiechu.
- Ja też, jak najbardziej- Slash podniósł rękę do góry. Steven przysiadł przy moich nogach, dotykając moich kowbojek. Rzuciłam mu zdezorientowane spojrzenie na co ona po raz kolejny uśmiechnął się. Nie rozumiem, chyba za dużo ćpa.. Ale odwzajemniłam mu uśmiech.
- Ja oczywiście też, jeżeli nie przeszkadzają Ci nasze nawyki i brak miejsca na seks, to wpierdalaj do Nas i jedziemy z tym koksem- Duff zachichotał wymieniając ze mną porozumiewawcze spojrzenie. Zaniosłam się cichym śmiechem.
- Czyli, że tak?- zapytałam z nadzieją.
- Dobra, ja też się zgadzam, tyle, że nie mamy zbytnio miejsca, nie..- Stradlin burknął.
- A strych?- Duff spojrzał rozbawiony na Stevena, który ciągle tkwił przy moich kowbojkach.
- A racja! No to zostajesz z nami, mała- Izzy odpalił fajkę, a przez jego twarz przebiegł błogi uśmieszek. Po salonie rozniósł się zapach dymu papierosowego. Axl szturchnął mnie łokciem w żebra.
- Michelle, ale jakie dwa tygodnie?
- Lokal, który upatrzyłam dawno temu za dwa tygodnie będzie wolny, więc to tylko taki postój- wyjaśniłam- a Wam dziękuję z całego serca- posłałam wszystkim uśmiech.
- A to luzik - odparli entuzjastycznie mieszkańcy tego zacnego domu.
- Ok, koniec opierdolingu- potarłam dłońmi o siebie- co chcecie na obiad?- ruszyłam w stronę kuchni.
Weszłam na strych, a właściwie drewniane poddasze. Podobało mi się tutaj. To miejsce miało jakąś magię, mimo ogromnego bałaganu. Postanowiłam co nieco posprzątać i nadać temu strychowi stylu. Do pokoju wparował Duff. Miał niezwykły przypływ energii, a jego źrenice były wielkości główki od szpilki. Nie ważne, dzięki jego pomocy z garażu przyniosłam sporo cennych i stylowych staroci m.in. toaletkę z lat 70. Zanim jednak zabrałam się za "strojenie" pomieszczenia pozamiatałam, umyłam podłogę i okno. Poddasze od razu nabrało innego wyglądu. Kilka przesuniętych mebli, tu i ówdzie jakieś ozdoby- przydatne i ładnie wyglądające za razem, toaletka w rogu i materac pod dużym oknem. Drewno upiększało to wszystko jeszcze bardziej. Zakwaterowałam się w tym przepięknym miejscu. Dziwię się, że nikt tu nie spał i nie zamieszkiwał.
- Co sądzisz? - zsapana wolno puściłam się na materac.
- Jest dobrze, stylowo. Podoba mi się- Duff przysiadł koło mnie i zapalił fajkę.
- Mnie też- zaciągnęłam się podanym przez McKagana papierosem.
- a właściwie to dlaczego u nas teraz mieszkasz, jeśli mogę wiedzieć?- uprzejmym tonem głosu spytał.
- kłopoty rodzinne.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę i Duff gdzieś polazł. Usiadłam na materacu. Wzięłam mój plecak i zaczęłam wypakowywać z niego rzeczy. 3 pary krótkich spodenek, skórzane, długie spodnie, długie jeansowę- modne ostatnio "rurki", których byłam dumną posiadaczką, krótkie dresowe. Powinno starczyć na dwa tygodnie. Ułożyłam z nich jedną kupkę i przezłam do sekwencji: koszulki. Jim Morrison, The Runaways, Sex Pistols, Bon Jovi, Led Zeppelin, Jimi Hendrix, The Ramones, KISS, Motley Crue, Alice Cooper, AC/DC, Aerosmith, Skid Row- wow, kurwa- zaśmiałam się- to chyba wszystkie moje zajebiste koszulki! Aaa, są jeszcze 3 na ramiączkach. Dziwiłam się pojemności tego plecaka, zmieściły się tam nawet trampki, halka nocna, bielizna, kosmetyczka no i portfel. Wiedziałam, że będę musiała złożyć się na czynsz i jedzenie, tutaj. Do tego kasa na własne potrzeby i zaliczka za mieszkanie na Sunset. Pieniądze odłożone miałam jeszcze na koncie, ale one przeznaczone były na tzw. "nowe życie w nowym mieszkaniu" meble i akcesoria. Otworzyłam portfel i po kolei liczyłam: 20$, 50$ o! To już 70$. Liczę dalej 50$, 100$! Razem to.. 220$. 100$ i 60$ + jakieś drobne.. Nie jest źle, czyli mam 380$, hmm powinno starczyć. Poukładałam ubrania na półkach, ściągnęłam z siebie wszystkie bransoletki i łańcuszki. Zeszłam na dół, przeszłam przez salon, gdzie siedzieli wszyscy gapiąc się w ekran. Byłam pod wrażeniem, oni mieli telewizor! Do tego kolorowy! Wcześniej go nie widziałam, przysięgam. W każdym bądź razie nikt, w tym nawet Axl, mnie nie zauważył. Poszłam do łazienki nucąc "Something gone wrong again" Buzzcocks i chwilę później stałam już naga pod prysznicem.
- Co oglądacie?- zagadnęłam wychodząc z łazienki. Diametralnie wszyscy się odwrócili. Tak, stałam w czarnej, skąpej halce i czułam na sobie wzrok pożądania. Mniejsza o to, oczekiwałam odpowiedzi, ale nikt nawet nie próbował.
- Hm?- w końcu Slash zabrał głos.
- No pytam, co oglądacie. Mam nadzieję, że nie jakiegoś pornola-zerknęłam w ekran, gdzie rozgrywała się jakaś erotyczna scena.
- Przed sobą mamy żywego- zaśmiał się Izzy, a za nim podążyli wszyscy inni.
- hahaha, bardzo śmieszne- rzuciłam i po "zaproszeniu" Axla usiadłam mu między rozkraczonymi nogami. Na przeciw siedział Slash i Adler, a koło nas Stradlin i McKagan.
- Ślicznie wyglądasz- szepnął mi do ucha Will. Uśmiechnęłam się, a ten objął mnie ramionami. Wtuliłam się w niego i wpatrzyłam w telewizor. Izzy podał mi piwo, więc otworzyłam je jednym sprawnym ruchem i upiłam duży łyk.
- Chcecie coś do żarcia?- spytałam po jakieś godzinie oglądania komedii, na której mieliśmy niezły ubaw.
- Jasne!- odpowiedzieli chórem, a ja wyswobodziłam się z uścisku Rose'a i skierowałam swoje kroki do kuchni. Spoglądnęłam do lodówki. Hmm.. Co by im tu zrobić? Kanapki rules!
Wyciągnęłam wszystkie składniki na dobrą kolację. Zabrałam się do roboty, kiedy do kuchni wszedł Slash. Usiadł na blacie, gdzie przyrządzałam danie.
- Jak Kate?- zerknął na mnie z powagą.
- Ostatni raz gadałam z nią wczoraj, a co?
- No... Przecież było nam razem tak dobrze, o co jej chodzi?- mocno gestykulował.
- Wiesz jaką macie opinię, tak?- na chwile poprzestałam i zerknęłam na niego. Nigdy wcześniej nie widziałam go takiego.. smutnego!- ja też bałam się związać z Willem. Właśnie z tego powodu.
- Jakim kurwa Willem?!
- No Axlem- zachichotałam pod nosem.
- Mhm- przytaknął- no, ja wiem, że my... Ja nie miałem zamiaru jej wykorzystać, przysięgam- położył rękę na sercu. Zrobiło mi się go żal. Może on faktycznie darzy Kath jakąś większą sympatią?
- Dobra, zadzwonię do niej- podeszłam do kuchennego aparatu. Po kilku sygnałach usłyszałam smutny ton Katie.
- Kate?- byłam zaskoczona barwą jej głosu, więc zapytałam ostrożnie.
- Nie kurwa ksiądz proboszcz!
- Słuchaj mnie teraz uważnie młoda! Ja wiem, że Hudsonowi jest przykro, że tak wyszło, ale... Tak po za tym to o co Tobie kurwa do chuja właściwie chodzi?!
- O gówno, wiesz. Jak śmiesz się jeszcze pytać! Niech ten Wasz cały boski Slash się pierdoli! Wykorzystał mnie!- wykrzyczała, aż Saul stojący obok mnie usłyszał i wyrwał mi słuchawkę z ręki.
- Nie wykorzystałem Cię! Nie jesteś jakąś tam pierwszą lepszą! Nie jesteś mi obojętna, słyszysz?!
- Spierdalaj się ciągnąć debilu!
- Ok. Nie ma sprawy, sama tego chciałaś. Spierdalaj, nara- rzucił aparatem, a ja zerknęłam na niego wystraszona.
- Przepraszam Cię- powiedział już normalnie i wyszedł pośpiesznie z kuchni.
Kurwa! Znów coś spierdoliłam. Jestem pojebana..
Dwa talerze pełne kolorowych kanapek położyłam na stoliku w salonie, a wygłodniali rockmani rzucili się na nie, niczym na gołą panienkę. Po 15 minutach zostały tylko i wyłącznie okruszki.
- Mmm, pycha- Axl pocałował mnie w policzek.
- Dzięki, mamo!- chłopaki nie szczędzili sobie i powiedzieli wszyscy. Nawet Slash, czym byłam zaskoczona. Dotychczas siedział naburmuszony popijając Nightraina i zajadając się kanapkami, a teraz nagle zabrał głos.
Powróciliśmy do oglądania filmu tyle, że tym razem horroru. Piwo, chipsy paprykowe (tym razem przyniesione przez Duffa O.o), ciemny pokój. Idealna atmosfera! Skupiłam się na fabule tego krwawego filmu.
Zaraz po jego zakończeniu nieco upici Duff i Slash ruszyli do sypialni rzucając krótkie- dobranoc. Rose poszedł do łazienki, a Steven spał już na jednej z kanap.
- Dobranoc, Izzy- uśmiechnęłam się i wstałam z miejsca.
- Dobranoc Michie, wybacz za dzisiaj. Na prawdę Cię lubię- dopił piwa i posłał mi słodki uśmieszek.
Weszłam na poddasze, po czym rozłożyłam się na materacu. Zaczęłam rozmyślać, ponownie. Nadal byłam okropnie zła na mamę, myślę, że zaszła za daleko. Nigdy nie wspominałam taty, to był temat tabu. Bardzo dla mnie bolesny. Ona to wiedziała, ale celowo dolewała oliwy do ognia. Znów poczułam, że potrzebuję mojego przyjaciela, ale nie mogę. To już nałóg, już raz to przechodziłam. Nie mogę. Nie, Michelle nie możesz! Pomyśl o czymś innym.. Szybko, prędzej! O! Axl i dom.. W zasadzie to wymarzony i przyszły dom. Hm, mówił prawdę? Mogę mu wierzyć? Chciał być ze mną na zawsze? Szczerze, to bardzo wątpliwe. Ale lubię, gdy zapewnia mnie o takich wielkich rzeczach, czuję się wtedy dobrze, czuję się kochana. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. O ramę opierał się wspomniany Will. O wilku mowa- pomyślałam.
- Wow- wydukał z siebie wchodząc i rozglądając się dookoła.
- Podoba Ci się?
- Jasne, że tak! W końcu ktoś zrobił tu porządek- zaśmiał się i położył się koło mnie- jest tu teraz jakiś styl, inna atmosfera- uśmiechnął się.
Zaciągnęłam na nasze niemalże nagie ciała, kołdrę i ułożyłam głowę na torsie Axla.
- Dziękuję.
- Za co?
- Za wszystko, za Twoją miłość, troskę. Gdyby nie ty spałabym teraz w jakimś obskurnym hotelu bez mężczyzny z kolczykiem w brodawce i przykryta zimnym kocem.
- Zawsze możesz na mnie liczyć, przecież wiesz- cmoknął mnie w usta. Wyłączyliśmy lampkę nocną i przytuliliśmy się do siebie. Długo jeszcze rozmyślałam o wszystkim, zanim Morfeusz przyjął mnie w swoje progi.
Przetarłam oczy i rozglądnęłam się. Nigdzie go nie było.
Nagle wpadł (to dobre słowo) na poddasze z Duffem.
- Hej kochanie- Will podbiegł do mnie i przytulił mnie. Jego źrenice.. on cały.. kwaśny zapach heroiny zmieszany z papierosem dawał smród. W ręce trzymał czerwony kubek, który zaraz mi podał. Kofeina z rana, a jak!
- Dziękuję, ale co ty..?- wiem, że brał z nich najmniej, więc dlaczego wspomaga się z tym od rana?!
- Michie, mój skarbie- Duff położył się obok mnie i uczepił się mojego ramienia, jak jakiś wierny pies, pewnie pudelek.
- mój malutki, kochany Rose- Axl odkrył ze mnie kołdrę i przyłożył głowę do mojego brzucha.
- co ty kurwa robisz?!- odepchnęłam go.
- chciałem pogadać z moim maleństwem.
- yyy?- zerknęłam na niego zirytowana- przecież ja nie jestem w ciąży!
- aaa- odparł- chyba, że- kiwnął porozumiewawczo głową i przysiadł na łóżku.
- co wy kurwa?!- krzyknęłam i zaciągnęłam się, podanym przez McKagana, papierosem. Spojrzeli na mnie zdezorientowani, później na siebie i naraz wybuchli śmiechem. Kurwa- pomyślałam- to jest coś śmiesznego?! Chyba nie kminię żartu.
- zdaję się, że mamy okazję.
Pewnie ; najpierw się naćpali potem uchlali , potem seks a potem na harleya ! :D Dziewczyna - and - gunsowie :D
OdpowiedzUsuńTo fajnie? ;>
UsuńJestem ciekawa jak to wszystko się skończy!
OdpowiedzUsuń