Axl:Rozłożyliśmy
sprzęt. Slash, Izzy i Duff podłączyli się do Marshallowskich
wzmacniaczy, a Steven wybijał rytm " We will rock you" Queen.
Sprawdziłem czy mikrofon działa, stukając w niego lekko palcem (przy
okazji robiąc tym ogromny hałas i poruszenie wśród tych pojebów (przyp.
Slash, Duff, Izzy, Steven), którzy (nie) wiadomo dlaczego zaczęli na
mnie krzyczeć...) i zrzędząc co chwila- raz, dwa.. raz, dwa. Michelle i
Kate siedziały na backstage'owej kanapie, rozmawiając o czymś między
sobą. Niestety trudno nie było się domyślić, że gadają o mnie, gdyż co
rusz czułem na sobie ich wzrok.
- Ej, rudy!- krzyknął Slash wyrywając mnie z osłupienia. Zagrał kawałek intra "Welcome to the Jungle" i zachęcił mnie ruchem głowy do podejścia bliżej.
- Hm?- mruknął jak naburmuszony dzieciak. Fakt, jako dziecko łatwo nie miałem, toteż teraz Los Angeles rozpieszczało mnie jak nikt, nigdy dotąd.
- Znasz tę Kate?
- Kate, przyjaciółka Michie (przyp. Michelle- Michy, Michie, Mich, Chelle) nie? Znam ją piąte przez dziesiąte. A co?
- No nic..?!- tak, tak. Te jego "nic" zawsze coś znaczyło- fajna laska- odpowiedział udając spokojnego, wziął papierosa w usta i podpalił go zapalniczką z wizerunkiem Jimiego Hendrixa.
- Zacna, zacna- odparłem ciszej, gdyż wzrok Michelle był wbity wprost w moje usta. Przejechałem palcem po żuchwie spoglądając na Slasha, po czym na Kate. Michy nadal tkwiła na mnie wzrokiem. Ja pierdole! Już jej powoli nie ogarniałem. Co ona w ogóle tworzy?! Co jej się stało? Przecież nawet pocałować się nie dała, pierdolę! Postanowiłem z nią pogadać i raz na zawsze zakończyć sprawę "Annie", która pewnie za pobicie pozwie mnie do sądu. Pogadamy na spokojnie, kilka czułych, co nie oznacza, że nie szczerych, słówek z mojej strony i Michelle jest moja. Znów pełna radości i namiętności. Podszedłem bliżej i stanąłem przed dziewczynami.
- Możemy pogadać?- zerknąłem znacząco na Michie. Mój stanowczy ton chyba ją speszył, gdyż spuściła głowę w dół i udawała zainteresowaną swoimi, czerwonymi paznokciami. Kate wstała i ruszyła w stronę Hudsona, rzucając tylko: To ja już pójdę, mam coś do załatwienia. Oczywiście to był pretekst, aby rozproszyć "zapracowanego" Slasha i do niego zagadać... Usiadłem na sofie obok naburmuszonej i wyraźnie niezdecydowanej Michelle.
- Męczysz- powiedziała rozglądając się wokoło. Nie uwierzę, że była, aż tak zainteresowana wnętrzem kulis Rainbow. Ona po prostu unikała mojego spojrzenia, bała się?
- Miłość jest męcząca- zażartowałem, ale to ją jakoś zbytnio nie rozśmieszyło, więc przeszedłem do konkretów- O co Ci chodzi? Chyba już sobie wszystko wyjaśniliśmy, prawda?
Widziałem zakłopotanie na jej ślicznej twarzy. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Szczerze mówiąc nawet nie oczekiwałem odpowiedzi. Aby uratować ją z tej jakże krępującej sytuacji objąłem jej małą buzię dłońmi, zmuszając ją tym samym, by na mnie zerknęła. Chociaż na moment, niech zobaczy, że żałuję i mi zależy!
- Kocham Cię- powiedziałem dość dosadnie, jednak szybko zmieniłem ton na łagodny i tym razem wyszeptałem- rozumiesz?
Przełknęła głośno ślinę i utkwiła wzrokiem w moich oczach. Tak, tak,! Nareszcie. To dziwne, ale w myślach prosiłem Boga, aby to zobaczyła! Aby zobaczyła moją miłość. Proszę.. Nagle zerwała się i wybiegła z płaczem na zewnątrz. Kate momentalnie pobiegła za nią, a przyglądający się tej całej sytuacji, Duff podbił do mnie zdenerwowany.
- Co ty jej kurwa zrobiłeś?!!
- Nic, pierdolę!- co ten McKagan tak troszczył się o moją dziewczynę?! Niech lepiej pilnuje swojego basu, bo za niedługo może go kurwa nie mieć!- Laska ma jakieś schizy, to sorry bardzo, ale ja się przejmować nie będę- podniosłem ręce w akcie poddania, po czym wzruszyłem ramionami. Tak na prawdę nie było mi to obojętne. Co to za zachowanie?! Co ona do chuja tworzy? Przecież... Osz kurwa w mordę! A co jeśli...?! Szybko wybiegłem z baru. Na chodniku przed wejściem siedziała Chelle, już spokojna, a obok niej Kate.
- Michy, mam pytanie...- powiedziałem poddenerwowany.
- Co ty chcesz do kurwy?!- wysyczała wściekła Kate.
- Ciebie się kurwa nie pytam, smarkulo- krzyknąłem.
- Przestańcie- Michelle spojrzała na mnie- no co?!
- Czy ty... Masz... Dziwnie się zachowujesz...
- Już? Skończyłeś pierdolić?!
- Masz zmiany nastrojów, raz jest dobrze, a raz nie... I... Kurwa!
- Sugerujesz coś?- ta cała Kate znów się wtrąciła. Puściłem to mimo uszu i utknąłem wzrokiem w dużym napisie "RAINBOW" znajdującym się na budynku. Nie miałem pojęcia jak mam się jej o to zapytać, by znów jej nie zranić. Ale musiałem wiedzieć, no musiałem, do chuja! Gdyby moje przypuszczenia okazały się prawdą, to wiadomo, że ogromnie bym się cieszył. Ale z drugiej strony to by Nam przeszkodziło. Mnie, mojej Michelle i naszym osobnym planom.
- Jesteś w ciąży?- wydusiłem w końcu z siebie.
- Co kurwa?! Pojebało Cię- Michy zerwała się i spojrzała na mnie surowo spod swoich miodowych blond, długich włosów.
- Dziwnie się zachowujesz i to jedyne co przyszło mi na myśl...
- Nie jestem!
- A może jednak? Warto by sprawdzić.
- Spierdalaj!- fuknęła.
Dobra, jak chcesz- przemknęło mi przez myśl i z powrotem wpakowałem się do baru.
Michelle:Pojeb! Pojeb i tyle! Ja i ciąża, tak? Z nim?! Chyba bym się zabiła.
Byłam strasznie wkurwiona, chciałam wracać do domu. Dość jak na dzisiaj atrakcji. Powiedziałam o tym Kate, ale ta tylko mruknęła- oj przestań- i nadal gadała ze Slashem.
I wtedy naszła mnie ta myśl... A jeśli faktycznie noszę w sobie dziecko Axla? Miesiączkę miałam jeszcze przed poznaniem mojego domniemanego chłopaka. Wypadało, że za kilka dni znów miałam być niedysponowana. Więc kto wie? Musiałam to sprawdzić, natychmiast! Pełna zapału skierowałam się w stronę basisty.
- Duff- szepnęłam- Duff- powiedziałam już głośniej, a on odwrócił się w moją stronę. Na ramieniu miał pasek z basem, wyłączył wzmacniacz i zerknął na mnie uśmiechnięty.
- Już lepiej?
- Co?- na początku nie wiedziałam o co chodzi, ale szybko się zorientowałam- aaa- machnęłam ręką- leje na to. Ehm... Wiesz mam taką sprawę.
- Hm?- mruknął nadal pełen entuzjazmu.
- Potrzebuję kluczyki od vana.
- Po co?- spytał całkowicie zbity z tropu.
- Mam problem.
- No przecież tam też jest łazienka- Duff spojrzał na mnie poirytowany. Ścisnęłam mocniej pudełko z owym "urządzeniem", które to miało wyznaczyć moja przyszłość.
-Tak, ale to tak głupio, jedziemy do Rainbow. Ty masz zaraz koncert!
McKagan nacisnął nogą na gaz i ruszyliśmy. Szybko dojechaliśmy i za moment byliśmy na miejscu. Poszłam do damskiej toalety, a Duff o dziwo wszedł za mną. Podpierał się o drzwi, kiedy byłam już w kabinie.
- Nie, Duff, ja..- chciałam wyjść. Szarpnęłam za klamkę, walnęłam pięścią w drzwi. Nic.
- Zrób to! Inaczej zawołam rudego i kurwa dopiero będzie się działo.
Zrezygnowana usiadłam na sedesie. Podświadomie pragnęłam, aby Will w takim momencie był ze mną. Troszczyłby się o mnie, potrafił to robić. Gdyby się okazało, że mamy dziecko to... Nie, nie! Boże proszę, aby to była nie prawda. Tak nie może być.
- Duff- upewniłam się czy nadal tam stoi.
- Już?- zapytał. Bardzo go lubiłam, był dla mnie oparciem. Troszczył się o mnie, pomagał. Jako jedyny. Czy my byliśmy przyjaciółmi?
- Chwila- odparłam przygnębiona i zabrałam się do zadania. Jestem czy nie jestem? Jestem czy nie jestem? Bałam się, cholernie się bałam! A co jeśli mama miała rację? Jeżeli będę w ciąży, a Axl mnie oleje? Dusiło mnie w środku, gdy o tym myślałam. Moje życie jest skończone.. Oczy mi się zaszkliły, obraz był rozmazany. Znów to samo.
- Otwórz do kurwy!- usłyszałam wrzask zza drzwi.
Przekręciłam zamek, McKagan uchylił drzwi i spojrzał na mnie- siedząca na podłodze w niezbyt czystej toalecie Rainbow. Zaciągnęłam się powietrzem. Uwięzło mi w płucach. Rozpłakałam się znowu. Duff mnie podniósł i przytulił. Z ogromnym przerażeniem zerknęłam na test...
Axl:Kurwa! Moja dziewczyna, która ma ciągle o coś fochy, spierdoliła gdzieś z moim kumplem! Już widziałem jak McKagan ją rżnie. Bo niby co innego mogli robić, sami?!
Do chuja!
- Ej, gdzie Duff?- Steven już uśmiechnięty, wiadomo z jakiego powodu, podszedł do mnie z pałeczkami w dłoni.
- Nie wiem właśnie- rozłożyłem ręce i poprawiłem bandanę w pasie.
- Kurwa, przecież za 5 minut wychodzimy na scenę- Izzy był wyraźnie zdenerwowany. No i miał chłopak rację. Co jak co, ale w Rainbow spóźnić się nie mogliśmy.
- A ty co kurwa robisz?- spojrzałem wściekły na Slasha, który stał do Nas odwrócony tyłem.
- Palę kurwa!- odwrócił się z łaską. Za nim stała Kate.
- Hej, nie wiesz gdzie Michelle?- spytałem z troską. Martwiłem się o nią. Ale ta cała Katherine tylko wzruszyła obojętnie ramionami i wyszła zza kulis.
- A ona gdzie polazła?- zapytał pobudzony Steven.
- Na publiczność?- Slash i jego poirytowana mina nieco mnie rozśmieszyła.
Kurwa, wkurwia mnie to! Duff i Michie gdzieś razem zniknęli. Slash podał mi zapaloną fajkę, zaciągnąłem się. Gdzie oni do chuja są?! Jebany McKagan, zajebię gnoja!- przekląłem go w myślach.
- Siema, sorki za spóźnienie!- rzucił, zakładając pasek z basem na ramię.
- Gdzieś ty kurwa był?- wyskrzeczałem wkurwiony.
- Michelle...- wziął fajkę w wary- pojechaliśmy kupić test, you know.
- Jaki kurwa test?- otworzyłem szeroko oczy.
- Ciążowy, do chuja a jaki niby?!- zakpił. Już chciałem mu wyjebać, ale spragnione i napalone fanki darły moje imię. Z tyłu dobiegł mnie chichot i- Axl będzie tatusiem- Stevena. Kierowałem się na scenę, chwyciłem za paczkę fajek i... Zaraz, zaraz test ciążowy?! Co Popcorn powiedział? Że kim będę?!
Michelle:Nieco roztrzęsiona, pomimo wszelkich skrupułów podeszłam pod scenę. Właściwe to było to bodajże trzeci rząd od niewielkiego podestu.
- Chcesz piwo?- Kate podbiegła do mnie i zawołała. Na szczęście zespół jeszcze nie wyszedł na scenę (chociaż 10 minute temu miał to zrobić) i dało się jeszcze normalnie słyszeć, mimo zgwaru jaki tutaj panował.
- Tak- odparłam i skierowałam się do toalety. Ona odeszła do baru kupić Nam trunek, a ja... No cóż, stało się. Teraz, zaraz musiałam to zrobić. Wiedziałam, że poczuję się lepiej, że będzie... No właśnie, jak? Dobrze? Nie wiem, nie wiem. Totalny mętlik w głowie, a jedyne co jest w stanie mi pomóc to.. Mój przyjaciel. Jedyny, prawdziwy, od zawsze. Weszłam do toalety. Przy lustrze stały i poprawiały makijaż jakieś dupy. Jedna z nich rzuciła hasło: Wokalista Gn'R, a reszta zaczęła piszczeć i przekrzykiwać się co "ten" Axl ma w sobie najlepsze. Szczerze mówiąc, nieźle się uśmiałam słuchając ich tępych gadek i cynicznych śmieszków.
Zamknęłam za sobą drzwi od kabiny i usadowiłam się na sedesie. Moja ramoneska mieściła mojego przyjaciela w jednej, mega pojemnej kieszeni.
Zapalniczka, łyżka, pasek, JA I ON.
Całe moje szczęście w tym momencie, tyle.
- Kurwa, laska wychodź!- ktoś zza drzwi kabiny dobitnie krzyknął, wybudzając mnie z kilku minutowego transu.
- Spierdalaj- rzuciłam i z hukiem trzasnęłam za sobą drzwiami, o mało co ich nie psując. Przebiłam się przez tłum. Ludzie byli wszędzie. Stali nawet na stolikach czekając na zespół. Kate podeszła do mnie i podała mi piwo. O dziwo, przedostałam się w moje poprzednie miejsce. 'Gunsi' dopiero wchodzili na scenę. Szczerze mówiąc, gdybym ich nie znała to zapewne zakochałabym się. Wyglądali bosko, serio! Tak czy siak kochałam ich hardrockową miłością. Pierwszy wyszedł Steven, jak zwykle uśmiechnięty, zarażając tym nie tylko moją wyjątkowo smutną dziś osobę, ale i całą publiczność. Następny był Izzy, machając lekceważąco ręką stanął po lewej stronie niewielkiego podestu tzw. małej sceny. Slash z fajką w warach i cylindrem na głowie- robiąc tym nie małą furorę wśród rzeszy fanek. Spod burzy ciemnych loków wyłaniał się uśmieszek. Kątem oka zerknęłam na Kate. Była szczęśliwa, uśmiechnięta, radosna i... zakochana? Może. Mnie uszczęśliwiał widok wesołej Kath, więc zaczęłam czcić Hudsona. Upiłam łyk piwa, a w tym momencie zza kulis wparował Duff- jak zwykle wesoły z blond tapirem na głowie. Chwilę potem dołączył do nich ostatni członek zespołu, na którego widok fanki dosłownie oszalały. Zaczęły się piski, gwiazdy i wyznania miłości gdzieś ze środka klubu. Axl ze swoim charyzmatycznym stylem bycia i glam stylem przyciągał uwagę.
- Cześć, chciałem powiedzieć, że dzisiejszy koncert dedykuję Michelle...- rozpoczął swe poszukiwania, aż w końcu zawiesił na mnie wzrok- Michie- uśmiechnął się tak, że poczułam motylki w brzuchu. Kate szturchnęła mnie ramieniem.
- No co?!
- Jak to co? Weź ogarnij, on Cię kocha...- nie dokończyła, bo na scenie zabrał głos Slash.
- Oraz dla Kate- uśmiechnął się poprawiając cylinder na głowie.
Koncert się rozpoczął, Axl wysyczał "Oh my God" i dalej już tylko szaleństwo!
- Co do kurwy?- spojrzałam na Kate, później na Axla, i znów na Kate.
- No, nie wiem, skąd on to wie?
- Powiedziałam mu..
Spojrzałam na podest. Axl stał na krańcu sceny, wskazując na mnie palcem. Za chwilę zaczął śpiewać: Well, well, well you just can't tell! Well, well, well my Michelle!
Jejku, to było słodkie. Przysięgam. Poczułam się jak w niebie, śpiewał.. Dla mnie.. O mnie. Teraz wszyscy wpatrywali się we mnie. Kawałek był na prawdę.. świetny! Precyzja i umiejętności Slasha dodawały temu wszystkiemu jakiejś magii. Steven z całej siły walił w bębny, co mnie strasznie jarało. Duff ze stoickim spokojem także świetnie operował swoim basem. Izzy- również genialny gitarzysta. Zgrywał się ze Slashem genialnie! Do tego niepowtarzalny głos Axla. Dokładnie wsłuchałam się w tekst... To moje życie, moje pierdolone życie. Ale dzięki tej piosence stało się lepsze. Było wspaniale opisane, aż tak, że zapragnęłam natychmiast przeprosić Willa. Zrobił to, dla mnie. Był uroczo romantyczny.
- Hej, ludzie. To była piosenka dla mojej... Michelle- zaśmiał się, a cała publiczność (włączając w to mnie i Kate) również wydała z siebie "okrzyk" radości, a przynajmniej się uśmiechnęła.
- Skoro- dodał- jesteśmy na etapie miłości to teraz coś specjalnego, również dla niej- spojrzał na mnie, zarumieniłam się- Michelle, proszę chodź tu- powiedział zapraszając mnie gestem dłoni, po czym szepnął coś do ochroniarza z boku. Ten podszedł do mnie i rzucił: trzymaj się panienko! Po czym sprawnie pomógł wejść mi na podest.
Teraz ja, tak ja, Magda stałam obok Willa, który patrzył na mnie tak jak wtedy kiedy się poznaliśmy. Spojrzeniem przepełnionym troską, a przede wszystkim miłością.
- Michy, czy ty..?- szepnął. Wiedziałam o co chodzi.
- Czy jestem...?- bałam się (nadal) tego wyrazu.
- Jesteś w ciąży?- zerknął na mnie przerażony.
- Zrobiłam test i.. wyszedł.. negatywny- westchnęłam. Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek. Przyłożył do ust mikrofon i powiedział swoim, niskim, męskich głosem:
- Moja Michelle.. Przepraszam- oczy mu się zaświeciły, więc przytuliłam go.
- Już... Dobrze- wyszeptałam mu do ucha. Chwilę trwaliśmy w tym uścisku zupełnie nie zważając na to gdzie jesteśmy i na to, że wszyscy w Rainbow właśnie się na Nas gapią. Potrzebowałam tej bliskości. Nie chciałam się od niego odrywać, jednak to było konieczne. Nie zręczną sytuację przerwał Slash grając wspaniałe (jak zwykle) intro. Will chwycił mnie za rękę i zaczął śpiewać. Chwila, zaraz, moment! Znałam te słowa. Już raz... Śpiewał to dla mnie!
" Sweet child o' mine, woooah wooah sweet love o' mine "To były najpiękniejsze przeprosiny w moim życiu. Śpiewał genialnie, tak romantycznie, ale z nutką namiętności. Zarumieniłam się ponownie. Czułam na sobie spojrzenia zazdrosnych fanek, mimo to po prostu się rozpłakałam. To było coś.. niewyobrażalnie pięknego.
Kiedy kawałek dobiegł końca, Axl znów zabrał głos.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też- powiedziałam, ale bez mikrofonu. Nagle chciałam znaleźć się z nim sam na sam. Chciałam go przytulić bez publiki. Jednak jak widać, nawet to Nam nie przeszkodziło, gdyż bez problemu Axl wpił się moje wargi. Na Nasz namiętny pocałunek patrzyło prawie całe zachodnie LA. To było czyste szaleństwo, ale odwzajemniałam żarliwe pocałunki Axla. Nie wiem ile to trwało, wiem, że nie krótko. Mimo tego, po skończonym "godzeniu się" publiczność nadal wołała: Gorzko, gorzko! Byli spragnieni! Jakby oglądali pornola, fakt mało brakowało, a bym się nie powstrzymała i skończyłoby się na widowiskowym stosunku płciowym. Postanowiłam jednak, że zostawię tą namiętność na później i ostudziłam nieco swój temperament.
- Ja pierdole!- Duff rzucił się na kanapę za kulisami.
- No, zapewne dziś sobie popierdolisz- zaśmiał się Steven.
- Ej, ludzie jedziemy na chatę- Izzy już dorwał swoją Beth- robimy After Party!
Slash z Kate zagadania szli z tyłu. Przed nami Izzy z Beth, Duff z jakąś lasencją oraz Steven również z nowo poznaną dziewczyną zmierzali ku parkingu.
Nagle dorwała Nas cała publiczność z Rainbow i dziennikarze. Była noc, ale to nie przeszkodziło w udzielaniu wywiadów i robieniu sobie zdjęć z członkami Guns N' Roses.
Po ok. godzinie kilka fanów zespołu wsiadło do 2 innych aut i jechało za nami.
Zapas Jacka Danielsa, Nightraina i narkotyków. Co potrzeba jeszcze do szczęścia? Są laski, muzyka, jest zabawa! Ku uciesze fanów, zespół, a właściwie jego członkowie byli bardzo gościnni, toteż bez problemu w Hellhouse znów odbyła się kolejna libacja. Prócz Duffa na kanapie, który poddawał się miłosnym uniesieniom z jakąś lasencją, pamiętam niewiele. Wiem, że wpakowałam w siebie sporo heroiny i Jack Danielsa, po czym razem z Axlem udałam się do sypialni. Tam zastaliśmy Kate ze Slashem w... niezręcznej sytuacji, więc natychmiast wyszliśmy, żeby im nie przeszkadzać. Steven z jakąś kolesiną uprawiał seks w kuchni, natomiast Izzy z Elizabeth zamknęli się w łazience. Kilku nieznanych mi facetów i dziewczyn tańczyło na środku salonu. Will pociągnął mnie na strych, o którego istnieniu wcześniej nie wiedziałam. Może dlatego, że schody znajdowały się nie w salonie, a w garażu? Zapewne dlatego. Jak przez mgłę pamiętam, jak położyłam się na dużym materacu. Zaraz po tym Axl zdarł ze mnie wszystkie części garderoby i znaczył pocałunkami każdy odcinek mojego ciała. Zaraz potem był we mnie, znów. Kochałam to uczucie, kochałam Willa. Nic więcej nie pamiętam...
Axl:Przetarłem oczy i dłonią zacząłem szukać obok siebie Michelle. Nie było jej koło mnie... Czyżby wczorajsze poczynania to tylko sen? Rozglądnąłem się. Byłem na strychu. Dziwne uczucie, dawno już nie spędzałem tutaj czasu ani tym bardziej upojnych chwil. Nagle ktoś wszedł nie pukając do drzwi.
- Hej, kochanie- Michelle uśmiechnęła się tak uroczo, że aż na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- Skarbie- oparłem się na łokciach. Kołdra niechlujnie się ułożyła, tym samym ukazał się kawałek mojego ciała, a właściwie to cały tors. Zerknąłem co Michie miała w ręce. Otóż to! Kochałem tą dziewczynę niewyobrażalnie mocno. Nie dość, że w nocy zadowoliła mnie do maksimum, to teraz jeszcze przyniosła mi kanapki i kawę na tatce- nie musiałaś- uśmiechnąłem się, a ta przysiadła przy mnie.
- Żryj, a nie sapiesz- zaśmiała się. Wziąłem więc w ręce kolorowe kanapki i zacząłem się zajadać. Michelle zrobiła to samo.
Po chwili na talerzyku zostały tylko okruszki, a po kawie nie było ani kropli. Z dołu słychać było rozmowy, więc zerknąłem na mój zegarek.
- O kurwa, już 13?- wykrzywiłem się w uśmiechu.
- Na to wygląda śpiochu- Michy uśmiechnęła się słodko.
- Wiesz, że to zupełnie mi nie przeszkadza, aby..- celowo nie dokończyłem, a jedynie pociągnąłem ją w moją stronę i namiętnie pocałowałem. Chelle odkryła kołdrę, zdejmując z siebie skąpą halkę nocną. O Boże! Jak ja ją kochałem, ona od razu wiedziała o co chodzi!
- Zamknijcie się!- krzyknął ktoś zza drzwi. Wykończony opadłem z Michelle, gdy ta głośno westchnęła. Oddychałem ciężko.
- Sam się zamknij, Duff- odkrzyknęła Michie kładąc głowę na mój tors. Leżeliśmy tak bez słowa, przez długi czas. W końcu Michelle ubrała się, toteż ja poszedłem w jej ślady. Zeszliśmy na dół. Na widok salonu, złapałem się za głowę.
- Co to kurwa jest?- krzyknąłem zobaczywszy krew na środku dywanu- kurwa! Zainwestowałem w ten dywan 100$, a tutaj kurwa plama jebanej krwi?! Co do chuja?! Kto się wyjebał?!
- Nie wiem, chyba ten francuz- rzucił Izzy paląc fajkę.
- To nie żaden francuz- przeciągnął się Slash wychodząc prawie goły (no, dobra miał skąpe majteczki.. W dodatku moje!) z sypialni.
- Nie strasz mi kurwa dziewczyny- zaśmiałem się i zakryłem Michelle oczy.
- Spierdalaj- Slash mruknął- to ta laska.. Jak jej tam.. Sarah, dostała kurwa okres- wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Sprawnie obróciłem Michie w moją stronę i cmoknąłem jej policzek. Uśmiechnęła się, ale po chwili pobiegła do sypialni.
- Slash, czemu masz kurwa moje gacie?!- zmierzyłem Hudsona tępym wzrokiem.
Michelle:Kate otwarła oczy i zerknęła na mnie jak na głupka.
- Gdzie Saul?!- zrobiła przerażoną minę.
- W salonie, a co?- wystraszyłam się.
Kate tępo wpatrzona w okno, kurczowo zacisnęła palce na kołdrze.
- Ej, co jest?!- szturchnęłam ją.
- Ja.. spałam z nim- oczy jej się zaszkliły.
- To chyba dobrze, chciałaś tego.. Tak?
- Nie, to nie tak miało być!
Pomogłam jej się ubrać. Była cała roztrzęsiona. Pośpieszyłam do kuchni zrobić jej coś do jedzenia, no i oczywiście kawę. Zapaliłam fajkę, kiedy Duff wparował do kuchni.
- Jak tam Twoja laska?- zażartowałam.
- Już polazła na chatę- McKagan oparł się o blat. Za chwilę zawitał do Nas Axl.
- Co ty robisz?- spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Śniadanie?- zapytałam z ironią.
- No widzę, ale komu? Chyba nie tym pojebom?
- Kate- odpowiedziałam krótko. Will podszedł do mnie i nachylił się tak, że jego nos stykał się z moim.
- Nie spinaj się tak, mała- cmoknął moje usta.
- Chyba rozumiesz, że ona..- próbowałam to wszystko wytłumaczyć Slashowi, jednak chyba się nie dało. Zerknęłam przez okno, Kate siedziała na ławce (ledwo zipiącej, ale zawsze coś) i paliła papierosa.
- Ja ją bardzo lubię.. i...- zająknął się.
- Będzie dobrze, wiem jak to brzmi, ale.. Uwierz, pogadam z nią- klepnęłam Hudsona po ramieniu, a ten się do mnie przytulił.
- Liczę na Ciebie młoda, pamiętam- mruknął ponuro i powrócił do kolegów z zespołu, którzy lecząc kaca popijali piwa.
- Spotkamy się dzisiaj?- zapytał Axl błagalnym tonem.
- Postaram się- musnęłam jego wargi, jednak on znacznie przedłużył pocałunek, wkładając mi język, aż po migdałki. Tak czy owak, nasze języki splotły się na dłuższą chwilę. Oderwałam go od siebie.
- Zadzwonię- mruknął smutnym tonem.
- Kocham Cię- rzuciłam (szczerze!) i wyszłam.
- Idziemy- powiedziałam do Kate i pociągnęłam ją za rękę.
Nareszcie w domu! Rzuciłam się na łóżku i westchnęłam ciężko.
Jedynie co mnie teraz martwiło to postawa Katie i... mama. Musiałam z nią pogadać, mój cel, plan był do zrealizowania, wystarczyła tylko rozmowa. Zeszłam na dół.
- Dziecko jak ty wyglądasz!- mama złapała się za głowę.
- Jak obraz nędzy i rozpaczy- dodał Bruce znad gazety.
- Muszę z Wami pogadać- usiadłam do stołu.
Mama bacznie mnie obserwowała, Bruce zerkał to na mnie, to na mamę.
- To nie jest głupi pomysł- rzucił. No! I właśnie za to go lubiłam.
- Jak ty sobie to wyobrażasz?- mama nerwowo poprawiła serwetkę na stole.
- Normalnie? Upatrzyłam sobie już lokal, blisko pracy.. Znaczy się, bliżej niż stąd. Po za tym mamo! Jestem dorosła, czas najwyższy.
- Ja nie mówię, że nie, ale... Ten Axl na pewno z Tobą zamieszka.
- A co Ci do tego?- Bruce się obruszył i przybił mi piątkę. Zrobiłam błagalną minę.
- Twoja sprawa...- rzuciła i wyszła na taras.
Wróciłam do pokoju i zadzwoniłam pod numer, który miałam zapisany w notatniku.
- Dzień dobry, ja w sprawie mieszkania...
- Ej, rudy!- krzyknął Slash wyrywając mnie z osłupienia. Zagrał kawałek intra "Welcome to the Jungle" i zachęcił mnie ruchem głowy do podejścia bliżej.
- Hm?- mruknął jak naburmuszony dzieciak. Fakt, jako dziecko łatwo nie miałem, toteż teraz Los Angeles rozpieszczało mnie jak nikt, nigdy dotąd.
- Znasz tę Kate?
- Kate, przyjaciółka Michie (przyp. Michelle- Michy, Michie, Mich, Chelle) nie? Znam ją piąte przez dziesiąte. A co?
- No nic..?!- tak, tak. Te jego "nic" zawsze coś znaczyło- fajna laska- odpowiedział udając spokojnego, wziął papierosa w usta i podpalił go zapalniczką z wizerunkiem Jimiego Hendrixa.
- Zacna, zacna- odparłem ciszej, gdyż wzrok Michelle był wbity wprost w moje usta. Przejechałem palcem po żuchwie spoglądając na Slasha, po czym na Kate. Michy nadal tkwiła na mnie wzrokiem. Ja pierdole! Już jej powoli nie ogarniałem. Co ona w ogóle tworzy?! Co jej się stało? Przecież nawet pocałować się nie dała, pierdolę! Postanowiłem z nią pogadać i raz na zawsze zakończyć sprawę "Annie", która pewnie za pobicie pozwie mnie do sądu. Pogadamy na spokojnie, kilka czułych, co nie oznacza, że nie szczerych, słówek z mojej strony i Michelle jest moja. Znów pełna radości i namiętności. Podszedłem bliżej i stanąłem przed dziewczynami.
- Możemy pogadać?- zerknąłem znacząco na Michie. Mój stanowczy ton chyba ją speszył, gdyż spuściła głowę w dół i udawała zainteresowaną swoimi, czerwonymi paznokciami. Kate wstała i ruszyła w stronę Hudsona, rzucając tylko: To ja już pójdę, mam coś do załatwienia. Oczywiście to był pretekst, aby rozproszyć "zapracowanego" Slasha i do niego zagadać... Usiadłem na sofie obok naburmuszonej i wyraźnie niezdecydowanej Michelle.
- Męczysz- powiedziała rozglądając się wokoło. Nie uwierzę, że była, aż tak zainteresowana wnętrzem kulis Rainbow. Ona po prostu unikała mojego spojrzenia, bała się?
- Miłość jest męcząca- zażartowałem, ale to ją jakoś zbytnio nie rozśmieszyło, więc przeszedłem do konkretów- O co Ci chodzi? Chyba już sobie wszystko wyjaśniliśmy, prawda?
Widziałem zakłopotanie na jej ślicznej twarzy. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Szczerze mówiąc nawet nie oczekiwałem odpowiedzi. Aby uratować ją z tej jakże krępującej sytuacji objąłem jej małą buzię dłońmi, zmuszając ją tym samym, by na mnie zerknęła. Chociaż na moment, niech zobaczy, że żałuję i mi zależy!
- Kocham Cię- powiedziałem dość dosadnie, jednak szybko zmieniłem ton na łagodny i tym razem wyszeptałem- rozumiesz?
Przełknęła głośno ślinę i utkwiła wzrokiem w moich oczach. Tak, tak,! Nareszcie. To dziwne, ale w myślach prosiłem Boga, aby to zobaczyła! Aby zobaczyła moją miłość. Proszę.. Nagle zerwała się i wybiegła z płaczem na zewnątrz. Kate momentalnie pobiegła za nią, a przyglądający się tej całej sytuacji, Duff podbił do mnie zdenerwowany.
- Co ty jej kurwa zrobiłeś?!!
- Nic, pierdolę!- co ten McKagan tak troszczył się o moją dziewczynę?! Niech lepiej pilnuje swojego basu, bo za niedługo może go kurwa nie mieć!- Laska ma jakieś schizy, to sorry bardzo, ale ja się przejmować nie będę- podniosłem ręce w akcie poddania, po czym wzruszyłem ramionami. Tak na prawdę nie było mi to obojętne. Co to za zachowanie?! Co ona do chuja tworzy? Przecież... Osz kurwa w mordę! A co jeśli...?! Szybko wybiegłem z baru. Na chodniku przed wejściem siedziała Chelle, już spokojna, a obok niej Kate.
- Michy, mam pytanie...- powiedziałem poddenerwowany.
- Co ty chcesz do kurwy?!- wysyczała wściekła Kate.
- Ciebie się kurwa nie pytam, smarkulo- krzyknąłem.
- Przestańcie- Michelle spojrzała na mnie- no co?!
- Czy ty... Masz... Dziwnie się zachowujesz...
- Już? Skończyłeś pierdolić?!
- Masz zmiany nastrojów, raz jest dobrze, a raz nie... I... Kurwa!
- Sugerujesz coś?- ta cała Kate znów się wtrąciła. Puściłem to mimo uszu i utknąłem wzrokiem w dużym napisie "RAINBOW" znajdującym się na budynku. Nie miałem pojęcia jak mam się jej o to zapytać, by znów jej nie zranić. Ale musiałem wiedzieć, no musiałem, do chuja! Gdyby moje przypuszczenia okazały się prawdą, to wiadomo, że ogromnie bym się cieszył. Ale z drugiej strony to by Nam przeszkodziło. Mnie, mojej Michelle i naszym osobnym planom.
- Jesteś w ciąży?- wydusiłem w końcu z siebie.
- Co kurwa?! Pojebało Cię- Michy zerwała się i spojrzała na mnie surowo spod swoich miodowych blond, długich włosów.
- Dziwnie się zachowujesz i to jedyne co przyszło mi na myśl...
- Nie jestem!
- A może jednak? Warto by sprawdzić.
- Spierdalaj!- fuknęła.
Dobra, jak chcesz- przemknęło mi przez myśl i z powrotem wpakowałem się do baru.
Michelle:Pojeb! Pojeb i tyle! Ja i ciąża, tak? Z nim?! Chyba bym się zabiła.
Byłam strasznie wkurwiona, chciałam wracać do domu. Dość jak na dzisiaj atrakcji. Powiedziałam o tym Kate, ale ta tylko mruknęła- oj przestań- i nadal gadała ze Slashem.
I wtedy naszła mnie ta myśl... A jeśli faktycznie noszę w sobie dziecko Axla? Miesiączkę miałam jeszcze przed poznaniem mojego domniemanego chłopaka. Wypadało, że za kilka dni znów miałam być niedysponowana. Więc kto wie? Musiałam to sprawdzić, natychmiast! Pełna zapału skierowałam się w stronę basisty.
- Duff- szepnęłam- Duff- powiedziałam już głośniej, a on odwrócił się w moją stronę. Na ramieniu miał pasek z basem, wyłączył wzmacniacz i zerknął na mnie uśmiechnięty.
- Już lepiej?
- Co?- na początku nie wiedziałam o co chodzi, ale szybko się zorientowałam- aaa- machnęłam ręką- leje na to. Ehm... Wiesz mam taką sprawę.
- Hm?- mruknął nadal pełen entuzjazmu.
- Potrzebuję kluczyki od vana.
- Po co?- spytał całkowicie zbity z tropu.
- Mam problem.
- No przecież tam też jest łazienka- Duff spojrzał na mnie poirytowany. Ścisnęłam mocniej pudełko z owym "urządzeniem", które to miało wyznaczyć moja przyszłość.
-Tak, ale to tak głupio, jedziemy do Rainbow. Ty masz zaraz koncert!
McKagan nacisnął nogą na gaz i ruszyliśmy. Szybko dojechaliśmy i za moment byliśmy na miejscu. Poszłam do damskiej toalety, a Duff o dziwo wszedł za mną. Podpierał się o drzwi, kiedy byłam już w kabinie.
- Nie, Duff, ja..- chciałam wyjść. Szarpnęłam za klamkę, walnęłam pięścią w drzwi. Nic.
- Zrób to! Inaczej zawołam rudego i kurwa dopiero będzie się działo.
Zrezygnowana usiadłam na sedesie. Podświadomie pragnęłam, aby Will w takim momencie był ze mną. Troszczyłby się o mnie, potrafił to robić. Gdyby się okazało, że mamy dziecko to... Nie, nie! Boże proszę, aby to była nie prawda. Tak nie może być.
- Duff- upewniłam się czy nadal tam stoi.
- Już?- zapytał. Bardzo go lubiłam, był dla mnie oparciem. Troszczył się o mnie, pomagał. Jako jedyny. Czy my byliśmy przyjaciółmi?
- Chwila- odparłam przygnębiona i zabrałam się do zadania. Jestem czy nie jestem? Jestem czy nie jestem? Bałam się, cholernie się bałam! A co jeśli mama miała rację? Jeżeli będę w ciąży, a Axl mnie oleje? Dusiło mnie w środku, gdy o tym myślałam. Moje życie jest skończone.. Oczy mi się zaszkliły, obraz był rozmazany. Znów to samo.
- Otwórz do kurwy!- usłyszałam wrzask zza drzwi.
Przekręciłam zamek, McKagan uchylił drzwi i spojrzał na mnie- siedząca na podłodze w niezbyt czystej toalecie Rainbow. Zaciągnęłam się powietrzem. Uwięzło mi w płucach. Rozpłakałam się znowu. Duff mnie podniósł i przytulił. Z ogromnym przerażeniem zerknęłam na test...
Axl:Kurwa! Moja dziewczyna, która ma ciągle o coś fochy, spierdoliła gdzieś z moim kumplem! Już widziałem jak McKagan ją rżnie. Bo niby co innego mogli robić, sami?!
Do chuja!
- Ej, gdzie Duff?- Steven już uśmiechnięty, wiadomo z jakiego powodu, podszedł do mnie z pałeczkami w dłoni.
- Nie wiem właśnie- rozłożyłem ręce i poprawiłem bandanę w pasie.
- Kurwa, przecież za 5 minut wychodzimy na scenę- Izzy był wyraźnie zdenerwowany. No i miał chłopak rację. Co jak co, ale w Rainbow spóźnić się nie mogliśmy.
- A ty co kurwa robisz?- spojrzałem wściekły na Slasha, który stał do Nas odwrócony tyłem.
- Palę kurwa!- odwrócił się z łaską. Za nim stała Kate.
- Hej, nie wiesz gdzie Michelle?- spytałem z troską. Martwiłem się o nią. Ale ta cała Katherine tylko wzruszyła obojętnie ramionami i wyszła zza kulis.
- A ona gdzie polazła?- zapytał pobudzony Steven.
- Na publiczność?- Slash i jego poirytowana mina nieco mnie rozśmieszyła.
Kurwa, wkurwia mnie to! Duff i Michie gdzieś razem zniknęli. Slash podał mi zapaloną fajkę, zaciągnąłem się. Gdzie oni do chuja są?! Jebany McKagan, zajebię gnoja!- przekląłem go w myślach.
- Siema, sorki za spóźnienie!- rzucił, zakładając pasek z basem na ramię.
- Gdzieś ty kurwa był?- wyskrzeczałem wkurwiony.
- Michelle...- wziął fajkę w wary- pojechaliśmy kupić test, you know.
- Jaki kurwa test?- otworzyłem szeroko oczy.
- Ciążowy, do chuja a jaki niby?!- zakpił. Już chciałem mu wyjebać, ale spragnione i napalone fanki darły moje imię. Z tyłu dobiegł mnie chichot i- Axl będzie tatusiem- Stevena. Kierowałem się na scenę, chwyciłem za paczkę fajek i... Zaraz, zaraz test ciążowy?! Co Popcorn powiedział? Że kim będę?!
Michelle:Nieco roztrzęsiona, pomimo wszelkich skrupułów podeszłam pod scenę. Właściwe to było to bodajże trzeci rząd od niewielkiego podestu.
- Chcesz piwo?- Kate podbiegła do mnie i zawołała. Na szczęście zespół jeszcze nie wyszedł na scenę (chociaż 10 minute temu miał to zrobić) i dało się jeszcze normalnie słyszeć, mimo zgwaru jaki tutaj panował.
- Tak- odparłam i skierowałam się do toalety. Ona odeszła do baru kupić Nam trunek, a ja... No cóż, stało się. Teraz, zaraz musiałam to zrobić. Wiedziałam, że poczuję się lepiej, że będzie... No właśnie, jak? Dobrze? Nie wiem, nie wiem. Totalny mętlik w głowie, a jedyne co jest w stanie mi pomóc to.. Mój przyjaciel. Jedyny, prawdziwy, od zawsze. Weszłam do toalety. Przy lustrze stały i poprawiały makijaż jakieś dupy. Jedna z nich rzuciła hasło: Wokalista Gn'R, a reszta zaczęła piszczeć i przekrzykiwać się co "ten" Axl ma w sobie najlepsze. Szczerze mówiąc, nieźle się uśmiałam słuchając ich tępych gadek i cynicznych śmieszków.
Zamknęłam za sobą drzwi od kabiny i usadowiłam się na sedesie. Moja ramoneska mieściła mojego przyjaciela w jednej, mega pojemnej kieszeni.
Zapalniczka, łyżka, pasek, JA I ON.
Całe moje szczęście w tym momencie, tyle.
- Kurwa, laska wychodź!- ktoś zza drzwi kabiny dobitnie krzyknął, wybudzając mnie z kilku minutowego transu.
- Spierdalaj- rzuciłam i z hukiem trzasnęłam za sobą drzwiami, o mało co ich nie psując. Przebiłam się przez tłum. Ludzie byli wszędzie. Stali nawet na stolikach czekając na zespół. Kate podeszła do mnie i podała mi piwo. O dziwo, przedostałam się w moje poprzednie miejsce. 'Gunsi' dopiero wchodzili na scenę. Szczerze mówiąc, gdybym ich nie znała to zapewne zakochałabym się. Wyglądali bosko, serio! Tak czy siak kochałam ich hardrockową miłością. Pierwszy wyszedł Steven, jak zwykle uśmiechnięty, zarażając tym nie tylko moją wyjątkowo smutną dziś osobę, ale i całą publiczność. Następny był Izzy, machając lekceważąco ręką stanął po lewej stronie niewielkiego podestu tzw. małej sceny. Slash z fajką w warach i cylindrem na głowie- robiąc tym nie małą furorę wśród rzeszy fanek. Spod burzy ciemnych loków wyłaniał się uśmieszek. Kątem oka zerknęłam na Kate. Była szczęśliwa, uśmiechnięta, radosna i... zakochana? Może. Mnie uszczęśliwiał widok wesołej Kath, więc zaczęłam czcić Hudsona. Upiłam łyk piwa, a w tym momencie zza kulis wparował Duff- jak zwykle wesoły z blond tapirem na głowie. Chwilę potem dołączył do nich ostatni członek zespołu, na którego widok fanki dosłownie oszalały. Zaczęły się piski, gwiazdy i wyznania miłości gdzieś ze środka klubu. Axl ze swoim charyzmatycznym stylem bycia i glam stylem przyciągał uwagę.
- Cześć, chciałem powiedzieć, że dzisiejszy koncert dedykuję Michelle...- rozpoczął swe poszukiwania, aż w końcu zawiesił na mnie wzrok- Michie- uśmiechnął się tak, że poczułam motylki w brzuchu. Kate szturchnęła mnie ramieniem.
- No co?!
- Jak to co? Weź ogarnij, on Cię kocha...- nie dokończyła, bo na scenie zabrał głos Slash.
- Oraz dla Kate- uśmiechnął się poprawiając cylinder na głowie.
Koncert się rozpoczął, Axl wysyczał "Oh my God" i dalej już tylko szaleństwo!
- Co do kurwy?- spojrzałam na Kate, później na Axla, i znów na Kate.
- No, nie wiem, skąd on to wie?
- Powiedziałam mu..
Spojrzałam na podest. Axl stał na krańcu sceny, wskazując na mnie palcem. Za chwilę zaczął śpiewać: Well, well, well you just can't tell! Well, well, well my Michelle!
Jejku, to było słodkie. Przysięgam. Poczułam się jak w niebie, śpiewał.. Dla mnie.. O mnie. Teraz wszyscy wpatrywali się we mnie. Kawałek był na prawdę.. świetny! Precyzja i umiejętności Slasha dodawały temu wszystkiemu jakiejś magii. Steven z całej siły walił w bębny, co mnie strasznie jarało. Duff ze stoickim spokojem także świetnie operował swoim basem. Izzy- również genialny gitarzysta. Zgrywał się ze Slashem genialnie! Do tego niepowtarzalny głos Axla. Dokładnie wsłuchałam się w tekst... To moje życie, moje pierdolone życie. Ale dzięki tej piosence stało się lepsze. Było wspaniale opisane, aż tak, że zapragnęłam natychmiast przeprosić Willa. Zrobił to, dla mnie. Był uroczo romantyczny.
- Hej, ludzie. To była piosenka dla mojej... Michelle- zaśmiał się, a cała publiczność (włączając w to mnie i Kate) również wydała z siebie "okrzyk" radości, a przynajmniej się uśmiechnęła.
- Skoro- dodał- jesteśmy na etapie miłości to teraz coś specjalnego, również dla niej- spojrzał na mnie, zarumieniłam się- Michelle, proszę chodź tu- powiedział zapraszając mnie gestem dłoni, po czym szepnął coś do ochroniarza z boku. Ten podszedł do mnie i rzucił: trzymaj się panienko! Po czym sprawnie pomógł wejść mi na podest.
Teraz ja, tak ja, Magda stałam obok Willa, który patrzył na mnie tak jak wtedy kiedy się poznaliśmy. Spojrzeniem przepełnionym troską, a przede wszystkim miłością.
- Michy, czy ty..?- szepnął. Wiedziałam o co chodzi.
- Czy jestem...?- bałam się (nadal) tego wyrazu.
- Jesteś w ciąży?- zerknął na mnie przerażony.
- Zrobiłam test i.. wyszedł.. negatywny- westchnęłam. Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek. Przyłożył do ust mikrofon i powiedział swoim, niskim, męskich głosem:
- Moja Michelle.. Przepraszam- oczy mu się zaświeciły, więc przytuliłam go.
- Już... Dobrze- wyszeptałam mu do ucha. Chwilę trwaliśmy w tym uścisku zupełnie nie zważając na to gdzie jesteśmy i na to, że wszyscy w Rainbow właśnie się na Nas gapią. Potrzebowałam tej bliskości. Nie chciałam się od niego odrywać, jednak to było konieczne. Nie zręczną sytuację przerwał Slash grając wspaniałe (jak zwykle) intro. Will chwycił mnie za rękę i zaczął śpiewać. Chwila, zaraz, moment! Znałam te słowa. Już raz... Śpiewał to dla mnie!
" Sweet child o' mine, woooah wooah sweet love o' mine "To były najpiękniejsze przeprosiny w moim życiu. Śpiewał genialnie, tak romantycznie, ale z nutką namiętności. Zarumieniłam się ponownie. Czułam na sobie spojrzenia zazdrosnych fanek, mimo to po prostu się rozpłakałam. To było coś.. niewyobrażalnie pięknego.
Kiedy kawałek dobiegł końca, Axl znów zabrał głos.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też- powiedziałam, ale bez mikrofonu. Nagle chciałam znaleźć się z nim sam na sam. Chciałam go przytulić bez publiki. Jednak jak widać, nawet to Nam nie przeszkodziło, gdyż bez problemu Axl wpił się moje wargi. Na Nasz namiętny pocałunek patrzyło prawie całe zachodnie LA. To było czyste szaleństwo, ale odwzajemniałam żarliwe pocałunki Axla. Nie wiem ile to trwało, wiem, że nie krótko. Mimo tego, po skończonym "godzeniu się" publiczność nadal wołała: Gorzko, gorzko! Byli spragnieni! Jakby oglądali pornola, fakt mało brakowało, a bym się nie powstrzymała i skończyłoby się na widowiskowym stosunku płciowym. Postanowiłam jednak, że zostawię tą namiętność na później i ostudziłam nieco swój temperament.
- Ja pierdole!- Duff rzucił się na kanapę za kulisami.
- No, zapewne dziś sobie popierdolisz- zaśmiał się Steven.
- Ej, ludzie jedziemy na chatę- Izzy już dorwał swoją Beth- robimy After Party!
Slash z Kate zagadania szli z tyłu. Przed nami Izzy z Beth, Duff z jakąś lasencją oraz Steven również z nowo poznaną dziewczyną zmierzali ku parkingu.
Nagle dorwała Nas cała publiczność z Rainbow i dziennikarze. Była noc, ale to nie przeszkodziło w udzielaniu wywiadów i robieniu sobie zdjęć z członkami Guns N' Roses.
Po ok. godzinie kilka fanów zespołu wsiadło do 2 innych aut i jechało za nami.
Zapas Jacka Danielsa, Nightraina i narkotyków. Co potrzeba jeszcze do szczęścia? Są laski, muzyka, jest zabawa! Ku uciesze fanów, zespół, a właściwie jego członkowie byli bardzo gościnni, toteż bez problemu w Hellhouse znów odbyła się kolejna libacja. Prócz Duffa na kanapie, który poddawał się miłosnym uniesieniom z jakąś lasencją, pamiętam niewiele. Wiem, że wpakowałam w siebie sporo heroiny i Jack Danielsa, po czym razem z Axlem udałam się do sypialni. Tam zastaliśmy Kate ze Slashem w... niezręcznej sytuacji, więc natychmiast wyszliśmy, żeby im nie przeszkadzać. Steven z jakąś kolesiną uprawiał seks w kuchni, natomiast Izzy z Elizabeth zamknęli się w łazience. Kilku nieznanych mi facetów i dziewczyn tańczyło na środku salonu. Will pociągnął mnie na strych, o którego istnieniu wcześniej nie wiedziałam. Może dlatego, że schody znajdowały się nie w salonie, a w garażu? Zapewne dlatego. Jak przez mgłę pamiętam, jak położyłam się na dużym materacu. Zaraz po tym Axl zdarł ze mnie wszystkie części garderoby i znaczył pocałunkami każdy odcinek mojego ciała. Zaraz potem był we mnie, znów. Kochałam to uczucie, kochałam Willa. Nic więcej nie pamiętam...
Axl:Przetarłem oczy i dłonią zacząłem szukać obok siebie Michelle. Nie było jej koło mnie... Czyżby wczorajsze poczynania to tylko sen? Rozglądnąłem się. Byłem na strychu. Dziwne uczucie, dawno już nie spędzałem tutaj czasu ani tym bardziej upojnych chwil. Nagle ktoś wszedł nie pukając do drzwi.
- Hej, kochanie- Michelle uśmiechnęła się tak uroczo, że aż na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- Skarbie- oparłem się na łokciach. Kołdra niechlujnie się ułożyła, tym samym ukazał się kawałek mojego ciała, a właściwie to cały tors. Zerknąłem co Michie miała w ręce. Otóż to! Kochałem tą dziewczynę niewyobrażalnie mocno. Nie dość, że w nocy zadowoliła mnie do maksimum, to teraz jeszcze przyniosła mi kanapki i kawę na tatce- nie musiałaś- uśmiechnąłem się, a ta przysiadła przy mnie.
- Żryj, a nie sapiesz- zaśmiała się. Wziąłem więc w ręce kolorowe kanapki i zacząłem się zajadać. Michelle zrobiła to samo.
Po chwili na talerzyku zostały tylko okruszki, a po kawie nie było ani kropli. Z dołu słychać było rozmowy, więc zerknąłem na mój zegarek.
- O kurwa, już 13?- wykrzywiłem się w uśmiechu.
- Na to wygląda śpiochu- Michy uśmiechnęła się słodko.
- Wiesz, że to zupełnie mi nie przeszkadza, aby..- celowo nie dokończyłem, a jedynie pociągnąłem ją w moją stronę i namiętnie pocałowałem. Chelle odkryła kołdrę, zdejmując z siebie skąpą halkę nocną. O Boże! Jak ja ją kochałem, ona od razu wiedziała o co chodzi!
- Zamknijcie się!- krzyknął ktoś zza drzwi. Wykończony opadłem z Michelle, gdy ta głośno westchnęła. Oddychałem ciężko.
- Sam się zamknij, Duff- odkrzyknęła Michie kładąc głowę na mój tors. Leżeliśmy tak bez słowa, przez długi czas. W końcu Michelle ubrała się, toteż ja poszedłem w jej ślady. Zeszliśmy na dół. Na widok salonu, złapałem się za głowę.
- Co to kurwa jest?- krzyknąłem zobaczywszy krew na środku dywanu- kurwa! Zainwestowałem w ten dywan 100$, a tutaj kurwa plama jebanej krwi?! Co do chuja?! Kto się wyjebał?!
- Nie wiem, chyba ten francuz- rzucił Izzy paląc fajkę.
- To nie żaden francuz- przeciągnął się Slash wychodząc prawie goły (no, dobra miał skąpe majteczki.. W dodatku moje!) z sypialni.
- Nie strasz mi kurwa dziewczyny- zaśmiałem się i zakryłem Michelle oczy.
- Spierdalaj- Slash mruknął- to ta laska.. Jak jej tam.. Sarah, dostała kurwa okres- wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Sprawnie obróciłem Michie w moją stronę i cmoknąłem jej policzek. Uśmiechnęła się, ale po chwili pobiegła do sypialni.
- Slash, czemu masz kurwa moje gacie?!- zmierzyłem Hudsona tępym wzrokiem.
Michelle:Kate otwarła oczy i zerknęła na mnie jak na głupka.
- Gdzie Saul?!- zrobiła przerażoną minę.
- W salonie, a co?- wystraszyłam się.
Kate tępo wpatrzona w okno, kurczowo zacisnęła palce na kołdrze.
- Ej, co jest?!- szturchnęłam ją.
- Ja.. spałam z nim- oczy jej się zaszkliły.
- To chyba dobrze, chciałaś tego.. Tak?
- Nie, to nie tak miało być!
Pomogłam jej się ubrać. Była cała roztrzęsiona. Pośpieszyłam do kuchni zrobić jej coś do jedzenia, no i oczywiście kawę. Zapaliłam fajkę, kiedy Duff wparował do kuchni.
- Jak tam Twoja laska?- zażartowałam.
- Już polazła na chatę- McKagan oparł się o blat. Za chwilę zawitał do Nas Axl.
- Co ty robisz?- spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Śniadanie?- zapytałam z ironią.
- No widzę, ale komu? Chyba nie tym pojebom?
- Kate- odpowiedziałam krótko. Will podszedł do mnie i nachylił się tak, że jego nos stykał się z moim.
- Nie spinaj się tak, mała- cmoknął moje usta.
- Chyba rozumiesz, że ona..- próbowałam to wszystko wytłumaczyć Slashowi, jednak chyba się nie dało. Zerknęłam przez okno, Kate siedziała na ławce (ledwo zipiącej, ale zawsze coś) i paliła papierosa.
- Ja ją bardzo lubię.. i...- zająknął się.
- Będzie dobrze, wiem jak to brzmi, ale.. Uwierz, pogadam z nią- klepnęłam Hudsona po ramieniu, a ten się do mnie przytulił.
- Liczę na Ciebie młoda, pamiętam- mruknął ponuro i powrócił do kolegów z zespołu, którzy lecząc kaca popijali piwa.
- Spotkamy się dzisiaj?- zapytał Axl błagalnym tonem.
- Postaram się- musnęłam jego wargi, jednak on znacznie przedłużył pocałunek, wkładając mi język, aż po migdałki. Tak czy owak, nasze języki splotły się na dłuższą chwilę. Oderwałam go od siebie.
- Zadzwonię- mruknął smutnym tonem.
- Kocham Cię- rzuciłam (szczerze!) i wyszłam.
- Idziemy- powiedziałam do Kate i pociągnęłam ją za rękę.
Nareszcie w domu! Rzuciłam się na łóżku i westchnęłam ciężko.
Jedynie co mnie teraz martwiło to postawa Katie i... mama. Musiałam z nią pogadać, mój cel, plan był do zrealizowania, wystarczyła tylko rozmowa. Zeszłam na dół.
- Dziecko jak ty wyglądasz!- mama złapała się za głowę.
- Jak obraz nędzy i rozpaczy- dodał Bruce znad gazety.
- Muszę z Wami pogadać- usiadłam do stołu.
Mama bacznie mnie obserwowała, Bruce zerkał to na mnie, to na mamę.
- To nie jest głupi pomysł- rzucił. No! I właśnie za to go lubiłam.
- Jak ty sobie to wyobrażasz?- mama nerwowo poprawiła serwetkę na stole.
- Normalnie? Upatrzyłam sobie już lokal, blisko pracy.. Znaczy się, bliżej niż stąd. Po za tym mamo! Jestem dorosła, czas najwyższy.
- Ja nie mówię, że nie, ale... Ten Axl na pewno z Tobą zamieszka.
- A co Ci do tego?- Bruce się obruszył i przybił mi piątkę. Zrobiłam błagalną minę.
- Twoja sprawa...- rzuciła i wyszła na taras.
Wróciłam do pokoju i zadzwoniłam pod numer, który miałam zapisany w notatniku.
- Dzień dobry, ja w sprawie mieszkania...
Widzę, że nikt nie komentuje... Bardzo fajnie piszesz, strasznie mi się podoba :)
OdpowiedzUsuń