środa, 6 czerwca 2012

Just love you, remember. (Axl and new love) [5]

Zaciągnąłem się kolejnym wybitnym czerwonym Malboro. Wypuściłem dym z moich ust. Robiłem to już przecież dziesiątki tysięcy miliony razy, ale ta fajka smakowała inaczej, lepiej. Oblizałem dolną wargę, mmm, czułem Michelle. Kurwa, dymałem już setki dziewczyn, ale nigdy nie robiłem tego.. tak. To zrobiłem z potrzeby serca, a nie kutasa. To był w chuj dziwny stan, ale wiedziałem, że trafiła mnie strzała amora, i byłem absolutnie pewny mych uczuć do tej dziewczyny. Pierwszy raz w życiu tak mi na kimś zależało. Otworzyłem drzwi naszego domu i wszedłem do środka, gasząc wcześniej na zewnątrz fajkę.
- Stary, dzięki za udostępnienie mi sypialni - krzyknął Slash palący jakieś zioło - jesteś zajebisty!
- W samej osobie - ukłoniłem się - pan zajebisty, wyjebisty i.. - powstrzymałem się przed powiedzeniem tego słowa. Nie wiedziałem jakiej reakcji mogę spodziewać się po tych chujach.
- Ja pierdole, Axl gdzieś t-ty się podziewał? - zapytał Duff patrząc na mnie z góry i podając mi rękę.
- U Michelle - odpowiedziałem krótko.
- Uuuu, kurwa, rudy do chuja ciężkiego u jakiej kurwa Michelle- zagadnął pojawiający się nagle Izzy.
- U normalnie, do kurwy! A ty co popierdoleńcu, nie w pracy?
- Nie, a co kurwa niewidzialny jestem, że się pytasz?
- A poprzedniej nocy to gdzie się było? - lubiłem wkurwiać tego małego, czarnego kudłacza.
- U Elizabeth, a po jakiego grzyba Ci to wiedzieć?! - niemalże wysyczał przez zęby.
- Bo się kurwa wybieram do lasu, rytmiczna szmato!
- Spierdalaj! - burknął z lekka oburzony i zapukał do drzwi naszej łazienki.. o ile to miejsce można tak w ogóle nazwać.
- Kto tam? - zapytał Steven zza drzwi kibla.
- Święty kurwa Jim Morrison- zaśmiał się Izzy- nie poznajesz dziwko mojego zajebistego głosu?
Steven wyszedł bez słowa, i rzucił mi zdawkowe: cześć.
- Zajmuję na czas nieokreślony sypialnie, idę kurwa zregenerować siły przed próbą.
- Dobranoc- powiedział Duff z uśmiechem.
- I jak ta cała Michelle? - spytał mnie Slash.
- Dołączam się do pytania - zerknął na mnie zaciekawiony Duff
- Dla waszej kurwa pojebanej wiadomości - powiedziałem i zdjąłem z siebie kurtkę- to nie jest żadna "ta cała", bo to nie jebana przypadkowa dziwka, a moja Michelle!
- Wow, kurwa stary, już Twoja? Po jednym dniu znajomości jesteś z laską?!
- Kurwa - powiedziałem, już mocno wkurwiony- nie po jednym, a po dwóch tygodniach znajomości i jednej wspólnej nocy!
- Yyy - Duff poprawił fryzurę i czknął - t-to dlaczego Nam nie powiedziałeś?
Wtedy wtrącił się Slash:
- Kurwa, rudy znasz laskę 2 tygodnie, i dopiero po jebanych 14 dniach ją zerżnąłeś?! Ja pierdole! Nie poznaję Cię!
- Masz kurwa jebaną odpowiedzieć, McKagan! Nie powiedziałem Wan, bo się kurwa domyślałem, że właśnie taka będzie wasza jebana, dziwkarska reakcja do chuja ciężkiego!
- Dobra, zamknij już mordę - rzucił Izzy siadając na kanapie - doskonale Cię rozumiem, i wy garbate chuje też powinniście. Widocznie to nie jakaś tam panienka, tylko Michelle, tak?
Kochałem Izzy'iego! Zawsze był kurwa bezpośredni i od dzieciaka mnie rozumiał!
- Tak! I tu masz rację! - zaśmiałem się, a Stradlin wraz ze mną.
- Czuję, że ją kocham...- powiedziałem i już czekałem, aż mnie wyśmieją, ale ku memu pieprzonemu zaskoczeniu nic takiego się nie stało.

- W końcu, Rose! Gratuluję - powiedzieli razem Duff i Hudson
.
- Ile ma lat?  -ciągnął ten pojebany wywiad, Slash
- Urodziła się 9 października '65. Policz sobie, matematyku! Dla podpowiedzi: Twój rocznik- rzuciłem. Wszyscy wybuchli śmiechem, a Saul po namyśle krzyknął:
- Wiem! 22, tak?
Kiwnąłem głową twierdząco.
- Tak wiem, czasami budzi się we mnie geniusz! - skwitował ze śmiechem.
- Dobra, o której mamy próbę? - zapytałem.
- Za jakieś 40 minut. - odpowiedział Duff brzdąkając na gitarze Izzy'ego.
- Kurwa, Stradlin musisz mi pomóc! - krzyknąłem do przysypiającego kolegi.
- W czym niby?
- Mam wenę, inspirację! Z resztą kurwa muszę ją mieć! Geffen Nas popędza. Powiedział, że Paradise jest ok, Welcome też jak najbardziej, Think About You, Anything goes, You're crazy, Out ta Get Me, Mr. Brownstone i Rocket Queen są super, ale to za mało. Potrzeba Nam jeszcze z 5 kawałków na płytę. - wziąłem kartkę, długopis i usiadłem obok dzwoneczka. Zapisałem na kartce kilka słów nucąc jakąś melodię.
- Czekaj, kurwa, czekaj ! - o mało nie wrzasnął Izzy wyrywając swoją gitarę z rąk Duffa. - czuję to! Czuję!
Zaczął grać pojedyncze akordy, łącząc je później w całość.
- Kurwa, czekajcie - Slash złapał w ręce swojego Gibsona i wziął się za komponowanie jakiegoś intra. McKagan przysnął podpierając się łokciem.
- Co tam nabazgroliłeś? - spytał Izzy grając stałą przyjemną melodię.
- "
Your daddy works in porno, now that mommy's not around..." - przeczytałem.
- Dopisz: " She used to love her heroin, but now.." - Stradlin zamyślił się i na moment przestał grać - she's undeground!
- Ok, teraz ja się wypocę - zaśmiałem się - ty graj tą melodię, podoba mi się.
Przypomniałem sobie co Michelle opowiadała mi o sobie i swojej rodzinie jakiś tydzień temu i po prostu ująłem to w odpowiednie hardrock'owe słowa. Tekst miałem już prawie skończony. Chłopaki zbierali się do wyjścia razem z ospałym Adlerem. Wsiedliśmy do niezbyt czystej furgonetki naszego kolegi George'a, który to zawiózł nas do miejsca prób. Zdziwiliśmy się kiedy zobaczyliśmy tam samego Davida Geffena.
- Sprężać się! Myślicie, że jak już macie zapewniony kontrakt to możecie się tak obijać?! Rose, ile napisałeś?!
- Ehm.. - powiedziałem z chrypą - no, jedną..
- Co jedną?! Macie tydzień i chcę mieć 5 kawałków gotowych, opracowanych!
- Dobra, dziś się coś jeszcze wymyśli! - burknął Izzy.
Rozłożyliśmy sprzęt, Slash ze Stradlinem zawołali mnie do siebie.
- Przeczytaj co tam masz- rzucił mały, czarny kudłacz trzymając w ręku gitarę.
- (...) well, well, well, you just can't tell! Well, well, well, my Michelle! (...) - zanuciłem.
- Jak dla mnie zajebiste, teraz tylko muzyka i mamy kurwa wyjebisty przebój!
- Liczę kurwa na Was! Dobra, później to ogarniemy, teraz poćwiczmy coś pewnego - poprawiłem mikrofon - raz, dwa, trzy, ok, działa - w tym momencie usłyszałem znane mi już intro, które zagrał Slash, zaraz potem dołączył do niego Adler uderzając mocno w bębny, Duff z basem, oraz dzwoneczek z rytmiczną i fajką w ręce. Zacząłem śpiewać- " Welcome to the Jungle, we got fun n' games, we got everythink you want (...) It's gonna bring you down, ha! - skończyłem odchylając głowę do tyłu.
- No! To było coś! Tak trzymać! Lepiej niż na dostarczonym przez Was demo. Chcecie coś? Jadę do sklepu.
- Nie dziękujemy! - powiedzieliśmy chórem - albo może fajki - krzyknął Slash.
- Jakie?
- Czerwone Malboro.
- Kurwa, wyjebiście! A teraz kurwa może zagramy It's so easy?- zapytał z parszywym uśmieszkiem Duff, kiedy wydawało Nam się, że David już poszedł.
- Jasne kurwa - powiedział Slash i odpalił ostatniego papierosa.
- Ej chwila kurwa! Niech moje kochane maluszki odpoczną- krzyknął Steven przytulając swoje pałeczki.
- Dobra, dalej! - burknął, jak zwykle, zniecierpliwiony Stradlin.
Zagraliśmy piosenkę wymyśloną przez McKagana, w sumie to muszę mu chyba zwrócić honor, bo kawałek bardzo dobrze komponował się z zajebistym tekstem. Ku naszemu zaskoczeniu spostrzegliśmy, że Geffen stoi w wejściu i cały czas nas słuchał.
- No chłopcy! Jestem w Was dumny! Jeszcze tylko 2 kawałki i bierzemy się za nagrywanie.
- Super, a teraz jedź po fajki - mruknął pod nosem Slash.
Gdy wyszedł odsapnęliśmy. Wziąłem kartkę i zacząłem coś bazgrać.
- Myślisz, że to pomoże?! - krzyknął Steven
- Tak, myślę, że tak do chuja! Jest maj! Kontrakt mamy do końca lipca, inaczej już nigdzie nie będą nas chcieć. Dobra, napiszę coś na chacie.
David przyjechał, dał Slashowi fajki i rozsiadł się wygodnie na kanapie.
- Gramy tą nową? - spytał Hudson.
- Jasne! - krzyknąłem entuzjazmem - Slash jebnij to intro!
- Jakie do chuja?
- No to nowe, nie..
- Ok, ok. Stradlin wchodzisz razem.. Tak jak zawsze z resztą - powiedział Saul i zagrał dziwne, dość spokojne intro. Wtedy Steven jebnął w bębny, a Izzy zagrał melodię, która tak mi się podobała. " Your daddy works in porno (...)" obczailiśmy, że zwrotka się skończyła, i chłopaki przeszli do bardziej energicznego refrenu, więc zaśpiewałem: (...) well, well, well, my Michelle! Później było zajebiste przejście i Slash zajebał dobrą solówkę.
- No i jak? - zapytał Saul, kiedy skończyliśmy grać.
- No mi się podoba! - zaskrzeczałem.
- Mi też, dobry tekst Axl! - zaśmiał się Duff.
- Hahaha, jest cool - odezwał się Steven, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Pierdole, mi też się podoba! - krzyknął David Geffen. Tak! Tak, ten David Geffen, który się burał, o "małą ilość" kawałków.
- ja jestem na tak! - dodał dzwoneczek.
Poćwiczyliśmy jeszcze kilkanaście naszych kawałków, łącznie z tym nowym.
- Ty, Rose! - zwrócił się do mnie Geffen.
- Tak?
- Jak ta piosenka się zwie?
- No.. - zamyśliłem się - " My Michelle "
- Yhm. - odparł - dobra - spojrzał na zegarek- Jest wpół do 7. Zbierajcie się, i piszcie mi dwa przeboje! Następna próba za tydzień, wtedy przećwiczymy wszystko, no.. a potem do studia, tak?
Wszyscy kiwnęliśmy głową, po czym zapakowaliśmy sprzęt do vana i pojechaliśmy na chatę. Kiedy byliśmy już w domu, położyłem się na kanapie, wyciągnąłem drobne z kieszeni i zacząłem liczyć.
- Ej kurwa, macie jakąś kasę?
- Izzy już poszedł po towar i coś do picia, mam nadzieje, że przyniesie Jack'a i Nightraina. - odparł Slash.
- Kurwa, ok, ale ja do chuja pana chcę zamówić coś do żarcia!
- A no chyba, że.. Gnoje zrzucamy się na żarcie! - wrzasnął Hudson.
Każdy z nas rzucił ostatnią kasę na stolik i zabrałem się za liczenie.
- Tu czekaj! Może poczekajmy na Stradlina, bo wiesz.. On umie liczyć! - Duff burknął z uśmiechem.
- Spierdalaj! Ja też umiem - zmierzyłem go wzrokiem - 3, 5, 8, 11.. 11.75. 11 dolców i 75 centów.
- Starczy na dwie duże pizze - oznajmił wesoło Slash - dzwonię. Zamówił pizze, a ja rozpocząłem gadkę szmatkę z Duffem i Stevenem.
- Kurwa, brak Nam kasy, trzeba będzie zapłacić za jebany czynsz, tego skurwielowi! A nawet nie mamy już na towar, nie mówiąc o żarciu. Kiedy gramy jakiś koncert?
- Nie wiem, ale przejebane! Chyba zostanę dziwką, bo kurwa nie damy rady! - odpowiedział już nie tak spokojnie jak dotychczas Duff.
- Nie mamy kurwa na towar, to jest najgorsze! - wrzasnął Adler.
- Adler, skurwielu! Chcesz zdechnąć z głodu kurwa? Jak tak, to proszę ja Ciebie bardzo. Żarcie, kasa na żarcie, fajki, picie.. a na końcu kurwa twoje jebane prochy!- skarciłem go wściekłym wzrokiem.
- Kurwa, jak nie będzie fajek to.. - powiedział zdenerwowany Slash.
- Nie wiem kurwa! Ja pierdole! - odpowiedział wkurwiony Duff - dzwoń do jebanego Johna!
- Kogo kurwa?! - spytał Saul- co to za skurwiel?
- Ten właściciel nocnego klubu. - burknął McKagan.
- Aaa, to ten chuj! - Hudon wykręcił numer, który podał mu wysoki blondyn - Cześć stary! Z tej strony Slash z Guns... - Tak, tak właśnie ten! Yhm.. - mam pytanie: kiedy możemy u Ciebie zagrać?
Co?! Ja pierdole! Weź Nam tego kurwa nie rób!... No jak chuj! A wiesz co? Spierdalaj grzybie! - ryknął do telefonu wkurwiony Slash i jebnął słuchawką.
- I co? - spytał znudzony Steven
- Jebany, kurwa skrzat! Gra tam jakieś popowy szajs, i na razie my nie możemy.
- A to chuj jebany, kurwa, wpierdolę mu! - wrzasnąłem, byłem gotowy to zrobić, na prawdę. Nagle zadzwonił telefon, Slash podniósł słuchawkę - halo?! - powiedział wnerwiony - a to ty!... Tak, jesteśmy!... No sorry, koleś, kurwa nie mamy kasy, jesteśmy spłukani, za niedługo wywalą Nas z chaty, a ty mi tu pierdolisz... Ok... No, ok, będziemy godzinę wcześniej, dobra... Do zobaczenia w sobotę.. No, nara! - odłożył spokojnie słuchawkę - zwolnił Nam miejsce w sobotę.
- A co dzisiaj jest? - zapytał Duff.
- Wtorek, 6 maja 1987 roku! - krzyknąłem - kurwa, dopiero w sobotę.. Przejebane, no, ale lepsze to niż nic kurwa.
- Dobra, ja najwyżej sprzedam trochę towaru, Izzy coś załatwi, i będzie kasa. - powiedział uśmiechnięty Adler, i w tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
- Pizza - mruknął Duff, wziął kasę ze stolika i otworzył drzwi. Poszedłem się przebrać, i po 5 minutach wróciłem do salonu.
- Nie jedzcie tego, kurwa - krzyknąłem, gdy te gnoje chciały już wszystko zeżreć. - dziś przychodzi Michelle! No w sumie już powinna być.
- Ooo! Na serio? - zapytał Slash
- Nie kurwa prima aprilis, idioto! Tak na serio, wyjdę po nią. - powiedziałem i wyszedłem z domu. Szedłem kawałek, i już za moment za rogiem ją ujrzałem. Szła w czerwonej krótkiej, obcisłej sukience, czarnych kowbojkach  i czarnej skórzanej kurtce. Była mocno umalowana (jak zwykle, z resztą), a jej piękne blond włosy były lekko pofalowane. Wyglądała przepięknie. 

________________________________________________________________________________________
Tutaj dałam własną wizję stworzenia piosenki ''My Michelle'' , więc nie gniewajcie się, że trochę odeszłam od prawdy. Taka moja wyobraźnia xdNastępne opowiadanie już oczami Michelle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz